Wysoki szczyt drugiej ligi, AZS nowym liderem - relacja ze spotkania Grześki Hellena Kalisz - AZS UZ Zielona Góra

Kawałek siatkówki na dobrym poziomie obejrzeli kibice, którzy w Święto Niepodległości przybyli do hali przy ul. Łódzkiej w Kaliszu. Komplet widzów obejrzał starcie niepokonanych, drugoligowych zespołów. Niestety kibice byli świadkami pierwszej porażki ich ulubieńców, którzy przegrali z AZS Zielona Góra. - Grześki są bardzo trudnym i rywal i myślę, że spotkamy się w finale - stwierdził po spotkaniu kapitan zielonogórskiej drużyny.

W tym artykule dowiesz się o:

Do tej pory zarówno gospodarze środowej potyczki oraz goście z Zielonej Góry nie znaleźli pogromcy w ligowych rozgrywkach. Przed sezonem obie ekipy spotkały się w pierwszej rundzie Pucharu Polski. W Kaliszu zdecydowanie wygrały Grześki. Spotkanie trwało jedynie godzinę. Mecz dziewiątej kolejki miał być zupełnie inny. Do zielonogórzan dołączyło trzech siatkarzy, grających poprzednio w pierwszoligowym Orle Międzyrzecz. - Przyjechaliśmy tutaj po zwycięstwo - zapowiadał Mikołaj Mariaskin, kapitan AZS-u.

-Troszeczkę bojaźliwie podeszliśmy do tego meczu - powiedział Piotr Haładus. Trudno nie zgodzić się ze słowami rozgrywającego kaliskiego zespołu. Przyjezdni bardzo szybko narzucili swój styl gry. W polu serwisowym szalał Jakub Kowalczyk. Trzykrotnie posłał piłkę nie do obrony i na tablicy świetlnej widniał wynik 2:9. Ta seria ustawiła dalszą część seta. Pozytywny impuls dał Krzysztof Porada, który jako pierwszy odnalazł się w ataku. Krok po kroku Grześki budowały swoją grę, odrabiając straty do rywali. - Ciężko było ich dogonić. Staraliśmy się, udało się dojść, ale w końcówce nie daliśmy rady - dodał. Gospodarze doprowadzili do stanu 16:17, jednak później pełną inicjatywę przejęli podopieczni Tomasza Palucha, którzy ostatecznie wygrali do 21.

Drugi set rozpoczął się podobnie jak pierwszy, tyle że przewaga gości nie była aż tak wysoka. Zielonogórzanie mięli trzy "oczka" więcej od swoich rywali. Gospodarze nie kończyli kolejnych ataków. - To nie są ataki - irytował się szkoleniowiec kaliszan, Marian Durlej, który chwilę później zaprosił swoich graczy na krótką pogawędkę. Jak się później okazało przyniosła zamierzone efekty w postaci upragnionego remisu. Od tego stanu aż do końca partii obie drużyny grały praktycznie "cios za cios", nie mogąc odskoczyć od przeciwników. Doprowadziło to do emocjonującej końcówki, w której trzeba było grać na przewagi. Dwukrotnie szansę na zakończenie odsłony miały Grześki, jednak kaliszanie nie zdołali postawił kropki nad "i". Natomiast rywalom wystarczyła jedynie jedna piłka setowa do objęcia prowadzenia 2:0. - Mogliśmy skończyć, przechylić szalę na swoją korzyść, ale zabrakło zimnej krwi. Może wynikało to z braku doświadczenia. Nie wiem - skomentował drugiego seta Haładus.

Trzecia partia była ostatnią szansą na powrót siatkarzy z najstarszego miasta do meczu. Pewne było, że co najmniej jeden punkt z grodu nad Prosną wywiozą goście. Gospodarze marzyli już tylko o doprowadzeniu do tie-breaka. Ich gra pozwalała realnie myśleć o kolejnych partiach. Lepsze przyjęcie zagrywki pozwoliło na rozrzucenie bloku przyjezdnego zespołu. AZS rozluźnił się po zwycięstwach w poprzednich odsłonach. Na boisku dobrze sprawował się Marcin Melnarowicz, który był pewnym punktem kaliszan w ataku. Właśnie on okazał się głównym bohaterem tego seta, kiedy pojawił się na zagrywce. Przy jego serwisie Grześki odskoczyły na pięć punktów i spokojnie kontrolowały sytuację w końcówce. Ostatecznie licznie zgromadzeni kibice w kameralnej hali przy ul. Łódzkiej mogli się cieszyć, kiedy Jakub Kowalczyk zepsuł zagrywkę, ustalając wynik partii na 25:21 dla miejscowych.

Niestety to było wszystko, na co było stać gospodarzy tego dnia. Tylko do stanu 10:10 czwarta część gry była wyrównana. Później w polu serwisowym pojawił się Łukasz Klucznik, który serią zagrywek wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Warto dodać, że siatkarz miał niezwykle wiele szczęścia. Dwukrotnie posyłane przez niego piłki zahaczały o taśmę i myliły przyjmujących z Kalisza. Ważną rolę odegrał błąd pary sędziowskiej. Przy stanie 14:18 atakował jeden z siatkarzy AZS-u. Umiejętnie obił blok, ale tuż przed odbiciem się piłki od autu piłka dotknęła czubka jego buta i znacznie zmieniła tor lotu. Kibice długo nie mogli pogodzić się z tą decyzją, wyrażając swoje niezadowolenie głośnymi okrzykami "złodzieje, złodzieje". - To jest decyzja sędziego, nikt nie jest nieomylny - ocenił sytuację kapitan Grześków, Łukasz Murdzia. Gospodarze nie byli już w stanie nawiązać równorzędnej walki i przegrali ostatnią partię 19:25.

Krótko po końcowym gwizdku cała ekipa z Zielonej Góry rozpoczęła celebrację zwycięstwa. Nie ulega wątpliwości, że zasłużonego. Kluczem do zwycięstwa było przyjęcie zagrywki, o czym mówi kapitan zwycięskiej ekipy. - Łukasz Gwadera i nasz libero zagrali kapitalne zawody. Nasz rozgrywający miał wolną rękę i mógł grać spokojnie - powiedział Mikołaj Mariaskin. Z kolei niezadowolony z postawy swojego zespołu był Marian Durlej. - Stać nas na lepszą grę, kombinacyjną, którą będziemy mogli rozrzucić blok. Gramy dalej. Musimy wyciągnąć wnioski z tej porażki i grać dalej, bo to dopiero półmetek - dodał tuż po zakończeniu spotkania. Pierwsza porażka Grześków boli podwójnie, gdyż punkty kaliszanom zabrał największy przeciwnik. Od dziewiątej kolejki to właśnie AZS UZ Zielona Góra jest liderem rozgrywek.

KS Colman Grześki Hellena Kalisz - AZS UZ Zielona Góra 1:3 (21:25, 26:28, 25:21, 19:25)

Grześki: Haładus, Porada, Janczak, Murdzia, Mazurek, Lipa, Wroniecki (libero) oraz Przybysz, Melnarowicz, Sęk, Misiak

AZS UZ: Klucznik, Przborowski, Lis, Borowski, Kowalczyk, Gwadera, Odwarzny (libero) oraz Zasowski, Mariaskin

Sędziowie: Anna Bełdyk (Wrocław), Andrzej Salomonik (Świdnica)

Widzów: 800

Komentarze (0)