W pierwszym pojedynku polskiego ćwierćfinału Pucharu CEV Asseco Resovią Rzeszów wygrała z Aluron CMC Wartą Zawiercie 3:0. Na rewanż do Sosnowca jechała więc tylko po to, by wygrać dwa sety i przypieczętować sobie awans do najlepszej czwórki.
Realia okazały się jednak zupełnie inne. Aluron CMC Warta Zawiercie zaprezentowała się o kilka poziomów lepiej. Dosłownie zmiotła rywali i zwyciężyła 3:0. O wszystkim musiał zadecydować złoty set. Nic nie wskazywało na to, by ekipa z Podkarpacia miała się podnieść.
Rzeszowianie weszli w decydującą odsłonę z zupełnie nową energią. Zawiercianie wydawali się być zaskoczeni, a w kluczowym momencie popełnili kilka błędów. To Asseco Resovia wygrała i dalej jest w grze o trofeum.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: toczyły wojny w UFC. Poznajesz, kogo odwiedziła Jędrzejczyk?
- Trochę nas puściło w złotym secie. Trzeba oddać, że wcześniej Aluron CMC Warta zagrała koncert. Widać było, że chcą wyszarpać ten mecz. Duży szacunek dla nich, bo wyszli z presją po przegranej w pierwszym meczu. Nie mieli miejsca na błąd, Często się zdarza, ze drużyny wygrywają mecz, ale w złotym secie przegrywają, bo mają coś do stracenia - mówi Karol Kłos.
- Pracujemy nad tym, by nie pękać w trudnych momentach i walczyć z podniesioną głową, dopóki jest szansa. Mam nadzieje, że pomoże nam to zbudować pewność siebie - dodaje.
Dużą zasługę w odmianie losów awansu miał sam Kłos. To właśnie on rozpoczął złotego seta od bloku, a później dołożył dwa asy. To wszystko niesamowicie wzmocniło drużynę mentalnie.
- Nie powiedziałbym, że sam odmienił, to tylko jeden punkt. Dla mnie zawsze ogromną wartością jest zablokowanie Mateusza Bieńka, bo kapitalnie atakuje. To tylko jeden punkt, a chłopaki po naszej stronie wyczyniali cuda - ocenia.
- Mam do siebie pretensje, bo przy 4:1 dla nas mogłem nie iść na maksa, jak junior, lecz dostarczyć piłkę na drugą stronę. Zaserwowałem w siatkę - przyznaje skromnie.
Asseco Resovia nie ma jednak czasu, by cieszyć się ze zwycięstwa. Swój następny mecz zagrają bowiem dokładnie 41 godzin po wywalczeniu awansu do półfinału Pucharu CEV. To absurdalnie krótka przerwa.
- Zegar tyka. Czuję się tak, jakbym zaraz miał się obudzić na rozgrzewce z PSG Stalą Nysa. Mam nadzieję, że zagramy lepiej, bo tutaj w regulaminowym wymiarze dostaliśmy straszne bęcki - kończy Karol Kłos.
Czytaj więcej:
Ależ mecz polskich drużyn w europejskich pucharach! Niesamowity zwrot akcji