Asseco Resovia to ostatnio jeden z największych pechowców PlusLigi. Przed meczem z Domexem Tytan AZS Częstochowa w VI kolejce PlusLigi (jeszcze przed przerwą spowodowaną Pucharem Wielkich Mistrzów) połowę rzeszowskiej drużyny dopadł tajemniczy wirus, z powodu którego jeszcze dzień przed meczem większość zawodników leżała w szpitali. Marcin Wika i Rafael Redwitz grali w tym spotkaniu z gorączką.
Wydawało się, że dłuższa przerwa w rozgrywkach pozwoli rzeszowskim siatkarzom na wyleczenie się. I rzeczywiście tak się stało, ale w zespole pojawiły się nowe kontuzje. Z naderwanymi mięśniami brzucha zmaga się Ardo Kreek, kontuzjowani są również podstawowy środkowy Bartosz Gawryszewski i podstawowy atakujący Mikko Oivanen. Dlatego też w piątkowym meczu z AZS Olsztyn trener Ljubo Travica musiał znowu wystawić eksperymentalny skład, z młodymi Mateuszem Miką i Tomaszem Kusiorem w podstawowej szóstce.
Problemy kadrowe rzeszowian, połączone z fenomenalną postawą akademików z Olsztyna spowodowały, że w dwóch pierwszych setach piątkowej potyczki na boisku niepodzielnie rządzili gospodarze, którym wychodziło niemal wszystko. Olsztynianie dobrze spisywali się zwłaszcza na bloku, a Krzysztof Andrzejewski wyczyniał niewiarygodne wprost rzeczy w obronie.
W pierwszym secie AZS miał niezwykle wysoką skuteczność w ataku - aż 79 proc., a w drugiej partii drużyna Mariusza Sordyla również kończyła w ataku osiem na dziesięć piłek (na porównania Resovia atakowała ze skutecznością odpowiednio 38 proc. i 50 proc.) W dwóch pierwszych setach akademicy zdobyli 9 punktów blokiem, podczas gdy rzeszowianie nie postawili żadnego udanego bloku.
- Moja drużyna została w hotelu. Na boisku w dwóch pierwszych setach grał jakiś inny zespół - mówi po spotkaniu trener Travica, który w dwóch pierwszych partiach był wściekły na swoich podopiecznych. Zarzucał im przede wszystkim brak agresji. Rzeczywiście, w tej części meczu rzeszowianie wyglądali na lekko uśpionych i zszokowanych świetną postawą akademików.
W trzeciej partii w drużynie rzeszowskiej nastąpiło jednak przełamanie. Co ciekawe, przyjęcie zagrywki w Resovii jeszcze się pogorszyło i wyniosło zaledwie 25 proc. przyjęcia bardzo dobrego (AZS dla porównania miał przyjęcie na poziomie 54 proc.), ale siatkarze z Rzeszowa zaczęli kończyć ataki i podbijać trudne piłki w obronie. Do gry włączył się również blok i to drużyna Travicy, po bardzo zaciętych końcówkach, wygrała dwie partie i doprowadziła do tie-breaka. - Nie wytrzymaliśmy, pojawiły się nasze błędy - oceniał po meczu świętujący w piątek 40. urodziny Sordyl.
Tie-break toczył się już pod wyraźne dyktando Resovii, a jego bohaterem był Marcin Wika. Nie w pełni zdrowy Wika wcześniej zmienił Krzysztofa Gierczyńskiego, którego ataki świetnie czytali olsztynianie.
Zdzisław Ambroziak, nie żyjący już siatkarz i dziennikarz lubił mówić, że nie sztuką jest wygrać mecz, kiedy gra się dobrze, sztuką jest wygrać, kiedy drużynie nie idzie i gra po prostu źle. Takiej sztuki dokonali w piątek siatkarze Resovii, którzy po dwóch fatalnych w ich wykonaniu setach zdołali się pozbierać i wygrać spotkanie. Za to z pewnością należą się im dwa punkty.
Jeden, ale cenny, jak powiedział Jakub Oczko punkt pozostał, zupełnie zasłużenie w Olsztynie. Należy się on z pewnością Akademikom za dwa świetne sety w ich wykonaniu. Gospodarze bliscy byli nawet wygrania w meczu 3:0, ale forma, jaką pokazali w dwóch pierwszych setach była tak wysoka, że niemożliwym było utrzymanie jej przez cały pojedynek.