Sobotni pojedynek miał niezwykle dziwny i nieprzewidywalny scenariusz. Obie ekipy grały bowiem przysłowiowymi "falami" i sytuacja co chwilę zmieniała się niczym w kalejdoskopie. Pierwsi do głosu doszli jastrzębianie, którzy na początku pierwszej partii prowadzili 9:6. Później gra się wyrównała, w głównej mierze za sprawą Bartosza Janeczka, który od początku sezonu jest jednym z filarów ekipy trenera Grzegorza Wagnera na drugiej przerwie technicznej przewaga gości stopniała do zaledwie jednego "oczka". Walka "punkt za punkt" rozgorzała na dobre i trwała do ostatnich piłek, w których więcej zimnej krwi zachowali przyjezdni.Częstochowianie jednak mogą pluć sobie w brodę, bowiem przegrali nieco na własne życzenie. Dwukrotnie zatrzymany blokiem został Dawid Murek, sprytem popisał się dodatkowo Sebastian Pęcherz, a przy wyniku 24:23 seta rywalom w prezencie podarował Piotr Nowakowski, który zagrywkę posłał w pół siatki.
Drugi set wlał jednak w serca częstochowskich fanów wielkie nadzieje na końcowy sukces. Częstochowianie długo grali niemrawo i nie potrafili przebudzić się z letargu, co przy równej i mądrej grze jastrzębian dało efekty w postaci pewnego prowadzenia ekipy Roberto Santilliego. Długo "Akademicy" nie mogli znaleźć recepty na Pedro, a swoje "trzy grosze" dołożyli jeszcze Sebastian Pęcherz oraz środkowi, Adam Nowik i Patryk Czarnowski. Gdy przy wyniku 22-24 dla gości wydawało się, że losy tego seta są już rozstrzygnięte, nagle niczym feniks z popiołów odrodzili się gospodarze. Początkiem nieszczęścia jastrzebian była lekko kontrowersyjna decyzja arbitra głównego, Grzegorza Jacyny, który w momencie, gdy goście cieszyli się już z wygranej, odgwizdał drugiemu rozgrywającemu, Sławomirowi Masterowi błąd piłki niesionej. Po chwili w ataku pomylił się Igor Yudin i o przerwę poprosił Roberto Santilli. Częstochowianie nie spuścili jednak z tonu i po chwili postawili kropkę nad "i". Najpierw asem serwisowym popisał się Piotr Nowakowski, a po chwili na blok nadział się Pedro i mecz rozpoczął się od nowa.
Gdy wydawało się, że częstochowianie pójdą za ciosem sprawy w swoje ręce wzięli jastrzębianie i obraz gry ponownie uległ zmianie. Podopieczni Grzegorza Wagnera tylko do pewnego momentu potrafili dotrzymywać kroku rywalom. Sił miejscowym starczyło do wyniku 18-18, gdy punkt zdobył Łukasz Wiśniewski. Potem rozpoczął się koncert gości, który atakiem z przechodzącej zakończył Paweł Abramow. Dzięki temu po zwycięstwie 25:19 na prowadzenie wysforowali się goście. Gospodarze nie schowali jednak "głowy w piasek" i w czwartej partii role po raz kolejny się odwróciły. Duża w tym zasługa Wojciecha Gradowskiego, który w trzecim secie pojawił się na parkiecie w miejsce zupełnie bezbarwnego Piotra Łuki. 29-letni przyjmujący długo się rozkręcał, jednak w czwartej partii był obok niezmordowanego Dawida Murka i co chwile dającego o sobie znać w ataku Bartosza Janeczka najjaśniejszą postacią w częstochowskiej ekipie. "Akademicy" triumfowali 25:19 i w rezultacie o wszystkim miał decydować tie-break.
O tym, że piąta partia jest loterią i wszelkie kalkulacje przed jej rozpoczęciem często "biorą w łeb" mogliśmy się po raz kolejni przekonać podczas sobotniej potyczki. Będący wydawać by się mogło na "fali" i pokrzepieni zwycięstwem w czwartym secie gospodarze byli bowiem zupełnie bezradni w obliczu gry rywali. Piąty set toczył się bowiem pod wyraźne dyktando Jastrzębskiego Węgla, którego przewaga w miarę upływu czasu była coraz wyraźniejsza i nie podlegała dyskusji. Największą bolączką w ekipie z Częstochowy podczas całego spotkania była skuteczność w ataku, co znalazło swoje odzwierciedlenie także w piątym secie. Gospodarze nie mogli przełamać bloku rywali, a wszelkie okazje na punkty bezlitośnie zamieniali Paweł Abramow, Pedro, czy Sebastian Pęcherz, który swoje braki w przyjęciu z nawiązką odrabiał w ataku i to właśnie były gracz Jadaru Radom udanym atakiem dokończył dzieła i zniszczenia gospodarzy. Wynik 15:5 mówi sam za siebie i niech posłuży za najlepszy komentarz wydarzeń, jakie miały miejsce w piątym secie.
Częstochowianie, którzy w tym sezonie mają już na "rozkładzie" takie zespoły, jak Delecta Bydgoszcz, czy Asseco Resovia Rzeszów, zaznali tym samym po raz drugi goryczy porażki. - Odbieram to w taki sposób, że był to mecz walki. Walczyliśmy praktycznie cały czas punkt za punkt. W tie-breaku odskoczyli nam jednak na znaczną ilość punktów i nie udało nam się to żadną sposobnością odrobić. Widać, że musimy większą uwagę przyłożyć do tie-breaków. Ostatnio udało nam się je wygrywać, a tym razem czegoś zabrakło. Na pewno ta przerwa także nie okazała się pomocna - stwierdził po meczu Bartosz Janeczek.
Radości ze zwycięstwa nie ukrywali z kolei jastrzębianie, dla których wygrana pod Jasną Górą to także dobry prognostyk w kontekście przyszłotygodniowej inauguracji Ligi Mistrzów. - Cieszymy się ze zwycięstwa, tutaj zawsze trudno o wygrane. Fajnie, że potrafiliśmy wytrzymać tego tie-breaka i uniknąć własnych błędów. Częstochowianie zaatakowali bodajże z siedem razy w aut i podarowali nam w prezencie tą wygraną - podkreślał libero, Paweł Rusek.
Domex Tytan AZS Częstochowa - Jastrzębski Węgiel 2:3 (23:25, 26:24, 19:25, 25:19, 5:15)
AZS Częstochowa: Piotr Nowakowski, Marek Kardos, Bartosz Janeczek, Pior Łuka, Łukasz Wiśniewski, Dawid Murek, Paweł Zatorski (libero) oraz Wojciech Gradowski
Jastrzębski Węgiel: Adam Nowik, Grzegorz Łomacz, Paweł Abramow, Igor Yudin, Patryk Czarnowski, Sebastian Pęcherz, Paweł Rusek (libero) oraz Azenha Pedro, Sławomir Master, Paweł Mikołajczak, Andrzej Wrona
MVP: Pedro Azenha
Sędziowie: Grzegorz Jacyna, Krzysztof Szmydyński