PTPS Piła - Volero Zurych 3:2 (25:20, 25:23, 15:25, 19:25, 15:10)
PTPS: Kosmatka, Konieczna, Kaczorowska, Tokarska, Wojtowicz, Matyjaszek, Maj (libero) oraz Szczygielska, Martałek, Kucharska, Kasprów, Krawulska
Volero: Drpa, Grbac Vesovic, Mihajlovic , Rousseaux , Petrovic, Jenny (libero) oraz Wigger, Koeva
- Solidnie przygotowywałyśmy się do tego spotkania. Trzy razy miałyśmy odprawę wideo przed tym meczem. Wiedziałyśmy w które miejsca należy posyłać piłkę i w jaki sposób ustawiać blok w trudnych sytuacjach - mówiła rozgrywająca Volero Zurych Ana Grbac.
Mimo, tych długich sesji wideo, początek spotkania należał do gospodyń. Siatkarki z grodu Staszica były zagrzewane do walki przez wiernych kibiców i dodatkowo dobrze znanych w siatkarskim światku animatorów - Marka Magierę i Grzegorza Kułagę. Polki bez problemu narzuciły rywalkom swój styl gry. Podopieczne Wojciecha Lalka serwowały bardzo mocno, a przyjezdne z Zurychu nie mogły poprawnie dograć piłki do rozgrywającej - Any Grbac. Po kilku minutach miejscowe prowadziły 7:4, lecz ich prowadzenie przed przerwą nieco stopniało. Najpierw kontry nie wykorzystała - Agnieszka Kosmatka, a chwilę później piłkę po bloku w aut wyrzuciła Jovana Vesović. W drugiej części pierwszej odsłony niewiele się zmieniło. Wydawało się, że miejscowe kontrolowały wydarzenia na boisku, lecz z bezpiecznego prowadzenia - 17:12 po chwili zrobiło się 17:15. Jednak mimo tych chwilowych kłopotów drużyna PTPS-u nie oddała prowadzenia. Gospodynie dzięki mocnej zagrywce Katarzyny Koniecznej wykorzystały już pierwszą piłkę setową i prowadziły w spotkaniu 1:0.
- W tym meczu spotkały się dwa młode zespoły. Moja drużyna praktycznie pierwszy raz grała mecz przy takiej publiczności. Cieszę się z tego co dzisiaj pokazałyśmy. Po mimo nie najlepszego początku potrafiłyśmy pokazać dobrą siatkówkę - relacjonowała trenerka Volero Zurych Swietłana Ilić.
Pierwszy punkt w drugim secie padł łupem ekipy Volero Zurych. Świetnie atak z drugiej linii wykonała Helene Rousseaux. Lecz na jedno dobre zagranie przyjezdnych pilanki odpowiedziały trzema. Drużyna PTPS-u Piła błyskawicznie powiększyła prowadzenie - 9:4. Postawa przyjmujących z Zurychu pozostawiała wiele do życzenia. Szwajcarki miały problem, aby w jakikolwiek sposób dograć piłkę do siatki. Jeżeli juz im się to udało, to mogły liczyć na nieocenioną w ofensywie Jovanę Vesović. To tylko dzięki jej dobrej grze przyjezdne zdobywały punkty. W drugiej części seta sytuacja przybrała nie co odmienny bieg. Gospodynie dały rozhulać się rywalkom, a ich przewaga z każdą chwilą topniała, aby po chwili na tablicy zaświecił się remis 20:20. Drużyna PTPS-u Piła znalazła się w wielkich opałach. Trener Wojciech Lalek do boju posłał trzy rezerwowe: Monikę Martałek, Ewę Kasprów oraz Martę Szczygielską. Te zmiany wprowadziły nieco ożywienia i wyrwały pilanki z marazmu. Gospodynie po autowej zagrywce Aleksandry Petrović prowadziły w meczu 2:0.
- Trudno jest cokolwiek powiedzieć o tym meczu, bo zależał on w głównej mierze od zagrywki. Po drugim secie dziewczyny Volero Zurych wzmocniły serwy i wykonywały je z pełnym ryzykiem, a w rezultacie nam się rozsypało przyjęcie. Później każdy atak wykonywaliśmy na podwójnym bloku, bo rozgrywającej ciężko było coś zrobić - twierdził szkoleniowiec pilskiej ekipy Wojciech Lalek.
Przyjezdne stały pod ścianą. Drużyna Volero Zurych juz niemal tradycyjnie słabo rozpoczęła seta. Po czterech rozegranych akcjach przegrywały 1:3. Lecz później gra ekipy dowodzonej przez Wojciecha Lalka rozsypała się jak ogromny domek z kart, a u podstaw tej budowlanej katastrofy leżało przyjęcie. Pilanki z każdą akcją grały coraz słabiej, a każdy błąd powodował następny. Niekonsekwencja w bloku powodowała, że ambitnie grająca w obronie Paulina Maj nie mogła podbić żadnej piłki. Takich problemów niemiały podopieczne Swietłany Ilić, które zaczęły grać skutecznie dopiero gdy znalazły się pod presją. Druga rozgrywająca szwajcarskiej ekipy - Karolin Heinz prowadziła bardzo urozmaiconą grę i dzięki temu blok pilanek przypominał bardziej szwajcarski ser z dziurami niż dotychczasowy monolit, a seta zakończyła autowa zagrywka Edyty Kucharskiej.
- Zawsze staramy się dobrze zacząć mecz. Teraz było inaczej, bo zagrałyśmy w nowej hali, która była dość szczelnie wypełniona, a kibice zrobili sporo hałasu i zaczęliśmy trochę wystraszone. Później poprawiłyśmy zagrywkę i przyjęcie dzięki temu nasza gra wyglądała już troszeczkę lepiej - mówiła siatkarka Volero Zurych Karolin Heinz.
W czwartej odsłonie przyjezdne nie zwolniły tempa, które sobie kilka minut wcześniej narzuciły. Niemal nie do zatrzymania na lewym ataku była 22-letnia Szwajcarka Mandy Wigger, która swoimi mocnymi zbiciami siała popłoch w szeregach pilskiej ekipy. Drużyna Volero Zurych nie musiała się wspinać na wyżyny swoich umiejętności, bo pilanki znacznie ułatwiały im to zadanie popełniając błędy własne i na tablicy świecił się wynik 7:1. Gospodynie zdołały zmniejszyć nieco dystans - 8:5, ale po chwili ponownie przegrywały bardzo wysoko - 15:7. Pilanki nie było stać już na żaden zryw w tym secie. Team z Zurychu imponował skutecznością w ataku i ofiarną grą w obronie. Notabene w pierwszej i drugiej odsłonie było to domeną gospodyń. Seta za trzecim razem zakończyła Mandy Wigger.
-Po drugiej partii nasza trenerka zebrała nas wokół siebie i powiedziała żebyśmy zapomniały o tym co się stało wcześniej. Miałyśmy wyczyścić nasze głowy i na nowo zacząć ten mecz. Jak widać udało nam się to zrobić bo doprowadziłyśmy do tie-breaka - dodała Grbac.
Ostatnia odsłona tego meczu od początku była bardzo zacięta. Ekipa gości grała jak w transie i większość okazji zamieniła na punkty, a siatkarki Volero Zurych prowadziły 4:2. Pilanki grały bardzo niepewnie. Ich gra była bardzo chaotyczna. Kłopoty ze skończeniem ataków miała liderka pilskiej ekipy Katarzyna Konieczna, jednak znakomitą passę w bloku zanotowała Maja Tokarska, która nie tylko punktowo zatrzymywała rywali, lecz również wyblokowywała ataki. Gospodynie prowadziły 11:8 i już do końca nie oddały przodownictwa.
Pilanki nie wykorzystały ogromnej szansy na zwycięstwo bez starty seta. Prowadziły 2:0, lecz później zupełnie stanęły i wyglądało to tak jakby chciały przysporzyć kibicom jeszcze trochę emocji i były w komitywie z animatorami Markiem Magierą i Grzegorzem Kułagą. - Nie byłem zakontraktowany na żadnego seta, to prezes Ciemięga prosił mnie o pomoc - bronił się Marek Magiera. - Mecz skończył się w pięciu setach, ale na pewno było to z korzyścią dla nowych kibiców. To spotkanie było świetne także pod względem PR’owskim i marketingowym jeżeli chodzi o pozyskanie nowych sponsorów .