Anastasi wysłał wiadomość do Grbicia. Kilka słów, a mówią wszystko

Getty Images / Foto Olimpik/NurPhoto oraz Mateusz Slodkowski / Na zdjęciu: Andrea Anastasi i Nikola Grbić
Getty Images / Foto Olimpik/NurPhoto oraz Mateusz Slodkowski / Na zdjęciu: Andrea Anastasi i Nikola Grbić

- Widziałem, jak płakał po półfinale i byłem szczęśliwy, że w końcu mu się udało - mówi WP o Bartoszu Kurku Andrea Anastasi. Opowiada także o relacjach z Nikolą Grbiciem, nieudanych igrzyskach 2012 i co zrobi podczas ew. finału Polska - Włochy.

Andrea Anastasi to jeden z najbardziej utytułowanych trenerów w historii reprezentacji Polski, mimo że pracował w niej zaledwie trzy lata (2011-2013). Wywalczył złoto i brąz Ligi Światowej, srebro Pucharu Świata i brąz mistrzostw Europy.

Po wygranej w Lidze Światowej w 2012 roku Biało-Czerwoni do Londynu udali się w roli faworytów do złota. Odpali jednak w ćwierćfinale po porażce z Rosją 0:3. Wcześniej sensacyjnie przegrali z Australią 1:3, co skomplikowało im drogę do medalu.

W rozmowie z WP SportoweFakty Włoch opowiada o tym, co sądzi o wymówkach niektórych siatkarzy z tamtej kadry i przyczynach porażki. Mówi też o tym, co dają reprezentacji Polski Nikola Grbić i Bartosz Kurek, a także o miłości do naszego kraju.

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Pojawia się żal podczas oglądania igrzysk w Paryżu, że pana tam nie ma?

Andrea Anastasi, były trener reprezentacji Polski oraz kadry Włoch: Trochę tak. Jako trener byłem na igrzyskach trzy razy. Zawsze pojawia się taka myśl "Mój Boże, chciałbym tam być i cieszyć się tą atmosferą". Myślę pozytywnie, koleguję się z kilkoma chłopakami, którzy pojechali do Paryża. Wysłałem wiadomość do Nikoli Grbicia. Dla mnie to wyjątkowy człowiek i cieszę się, że będzie grać o medal.

Co pan mu napisał?

Pogratulowałem mu i napisałem, że bardzo cieszę z jego wyniku. Bardzo go lubię. To wyjątkowa osoba, miałem okazję go trenować w klubie. To właśnie Jugosławia z Nikolą na rozegraniu pokonała Włochy w półfinale podczas igrzysk w Sydney, kiedy byłem selekcjonerem Italii. Nigdy nie miałem jednak o to żalu.

Jakim Grbić jest trenerem?

Ma ogromny charakter i zdolności przywódcze. Można to zobaczyć po jego zachowaniu podczas meczu, jak rozmawia z zawodnikami. To kluczowe dla szkoleniowca.

ZOBACZ WIDEO: "Pod siatką". Kolejne treningi Biało-Czerwonych. Czas na fazę pucharową igrzysk

W półfinale tych igrzysk są sami wybitni szkoleniowcy, ale każdy z nich ma inne podejście. Trener Francji Andrea Giani ma dużo empatii dla swoich zawodników, Ferdinando de Giorgi z Włoch jest spokojny. Szkoleniowiec Amerykanów ma z kolei ogromne doświadczenie, bo to jego piąte igrzyska na ławce i to wpływa na jego zachowanie.

Bartosz Kurek to jedyna osoba, która łączy pana kadrę z 2012 roku i obecną reprezentację.

Widziałem, jak płakał po półfinale i byłem szczęśliwy, że w końcu mu się udało. Wyściskał się wtedy z Kubiakiem. Bartek w tym sezonie walczy ze swoim ciałem, by grać na miarę swoich możliwości. On chce po prostu grać. Podczas Ligi Narodów także mu nie szło. Zaczęły się spekulacje wokół niego. W najważniejszym spotkaniu ze Słowenią zagrał jednak świetnie.

Jak ocenia pan reprezentację Polski?

Widzę, że męczycie się mocno z kontuzjami. Stan zdrowia niektórych zawodników przez całe lato nie był za dobry. Nikola jednak nigdy nie stracił zaufania do swoich graczy. Chciał zbudować podstawowy skład z Fornalem, Leonem i Kurkiem i tak zrobił. Na koniec okazało się, że ma rację.

Część osób krytykuje i mówi "dlaczego Śliwka pojechał na igrzyska?". Odpowiedź jest prosta: bo daje wiele drużynie. Nie bez powodu jest wicekapitanem. Ponadto poprawia defensywę, może wejść pomóc w drugiej linii.

Na igrzyska w 2012 roku jechał pan z reprezentacją Polski po wygranej w Lidze Światowej, wszyscy myśleli o was jako o głównym kandydacie do złota. Czemu wtedy nie wyszło?

Po prostu nie byliśmy w stanie powalczyć w ćwierćfinale z Rosją. Nie mieliśmy szczęścia, że na nich trafiliśmy. Zresztą później wygrali złoto, to była jedna z najlepszych ekip na świecie. Nawet najlepsza. Zresztą gdyby nie wojna, to dalej by pewnie byli w czołówce. Niestety, nie tylko ze mną na ławce trenerskiej Polska przegrała ćwierćfinał. Dopiero Nikola przełamał tę serię.

Nie trafilibyśmy jednak na Rosję, gdybyśmy sensacyjnie nie przegrali z Australią w fazie grupowej. Co się wtedy stało?

Popełniliśmy duży błąd i nie byliśmy wtedy przygotowani mentalnie. Myśleliśmy, że wyjdziemy na boisko i samo się wygra. To niestety moja odpowiedzialność. Nie możesz jako trener pozwolić swojej drużynie spaść na tak niski poziom. Zapłaciliśmy za to srogo, bo trafiliśmy na Rosję w ćwierćfinale. System był wtedy inny, graliśmy pięć meczów w grupie. Teraz są trzy i masz świadomość tego, że każde spotkanie się liczy.

Część zawodników wspominała, że drużyna była wtedy przemęczona.

Nie lubię takich wymówek. Musisz zaakceptować swoje błędy i to, że po prostu byliśmy gorsi. Inni nie byli zmęczeni? Dajcie spokój. Oczywiście, zagrali sporo meczów, ale to nie w tym można szukać powodu porażki.

Po igrzyskach w Londynie był pan selekcjonerem kadry jeszcze przez rok.

To było dziwne, bo w Polsce zwalnia się każdego po jednym nieudanym dużym turnieju. Nie do końca to rozumiem. Po igrzyskach miałem jeszcze kontrakt na dwa lata. Po prostu chcieli mnie zmienić i tyle. W 2013 roku zdecydowałem się przebudować trochę reprezentację, ale chyba nie za bardzo spodobał im się ten projekt.

Mieliśmy w tamtym roku na sobie dużą presję. W barażach o ćwierćfinał mistrzostw Europy, które były rozgrywane w Polsce, przegraliśmy 2:3 z Bułgarią. Było bardzo blisko. Gdybyśmy ich wtedy pokonali, to nie mam wątpliwości, że znaleźlibyśmy się wtedy w strefie medalowej. Nie mam jednak żalu. Taka jest robota trenera. Jeśli wyniki nie są dobre, to znajduje się za to odpowiedzialną osobę. Po prostu zwalnia się szkoleniowca.

Później pracował pan jednak w Polsce przez osiem lat, pięć sezonów jako trener Trefla Gdańsk, a trzy jako trener Projektu Warszawa.

Jestem zakochany w Polsce. Zawsze czułem się tu dobrze. Kiedy byłem trenerem reprezentacji, to mieszkałem w Warszawie, później przeprowadziłem się do Gdańska, a na koniec znowu wróciłem do stolicy. Dalej to robię, już w tym roku byłem dwa razy. Mam tu dużo przyjaciół. Teraz jestem trenerem Piacenzy, ale może w przyszłości znów poprowadzę polski klub.

Jak smakuje olimpijski medal?

Muszę być z tobą szczery, po wywalczeniu brązu z Włochami w Sydney byliśmy smutni. Nie uświadomiliśmy sobie, że zrobiliśmy tak ważny medal. W tamtym momencie odczuwaliśmy rozczarowanie, bo nie udało nam się zdobyć czegoś więcej. Wcześniej wygraliśmy Ligę Światową, podobnie jak z Polską w 2012 roku.

Skala była jednak inna, bo byliśmy wtedy najlepszą drużyną świata. Wygraliśmy wszystkie mecze grupowe, później ćwierćfinał. Niestety, wypadli dwaj znakomici zawodnicy. Andrea Giani wprawdzie był w składzie, ale nie grał ze względu na złamanego palca. Był wtedy najlepszym graczem na świecie. Straciłem też wybornego Lorenzo Bernardiego. W meczu o trzecie miejsce zniszczyliśmy Argentynę. Teraz jednak doceniam wagę tego medalu.

Wróćmy jednak do tegorocznych igrzysk. Poziom ćwierćfinałów był znakomity.

Te mecze były wspaniałe. Może poza ostatnim, bo w meczu przeciwko USA wykonała zbyt wiele błędów i nie było tak ciekawe. Ale pozostałe trzy spotkania? Mamma mia. Starcie Włoch z Japonią było cudowne. Jestem znów zakochany w siatkówce po takich spotkaniach. Trochę mi przykro, że po tak świetnym meczu płakali. Taki jest jednak sport.

Wysłałem wiadomość do moich zawodników z Piacenzy, którzy awansowali do półfinału. W kadrze Francji to Antoine Brizard, a z reprezentacji Włoch to Yuri Romano, Alessandro Bovolenta i Gianluca Galassi. Napisałem im, że czas teraz zagrać swobodnie, bez presji. Wtedy wygra najlepszy. W takim warunkach przodują Polską i Włochy, ale trzeba wygrać półfinał, to nie jest łatwe.

To Polacy i Włosi są pana faworytami do złota?

Mam nadzieję, że w finale zagrają Polska i Włochy. Jeśli tak się stanie, to pójdę wtedy do restauracji i nie będę oglądał, bo nie będę wiedział, komu kibicować. Oczywiście, jestem Włochem, ale moje serce jest w Polsce. Te dwie drużyny zasługują na to, bo na przestrzeni ostatnich dwóch lat były najlepsze. Nie bez powodu zmierzyły się w ostatnich finałach mistrzostw Europy i świata.

***

Półfinał igrzysk olimpijskich w siatkówce Polska - USA odbędzie się w środę, 7 sierpnia o godz. 16:00. Relacja na żywo w WP SportoweFakty.

Czytaj więcej:
Zamieszanie ws. Mateusza Bieńka. Nie zagra w półfinale?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty