Polska siatkarka wyznaje po igrzyskach. "Trzęsły mi się ręce"

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Monika Pliś
WP SportoweFakty / Monika Pliś
zdjęcie autora artykułu

- Moja dyspozycja mogła być lepsza. Myślę, że stres miał na to duży wpływ. W końcówce meczu z Japonią trzęsły mi się ręce - mówi w rozmowie z WP Martyna Czyrniańska. Polka podsumowała igrzyska oraz opowiedziała o swojej sytuacji klubowej.

Podczas igrzysk olimpijskich 2024 w Paryżu kluczowym meczem dla polskich siatkarek w kontekście wyjścia z grupy okazało się starcie z Japonkami. Biało-Czerwone wygrały to spotkanie 3:1, choć w czwartej partii rywalki miały piłkę setową. Główną rolę w decydujących momentach odegrała Martyna Czyrniańska.

Przyjmująca zdobyła ważny punkt w ataku i zakończyła pojedynek asem serwisowym. Było to tym bardziej imponujące, jeśli weźmie się pod uwagę jej niewielkie doświadczenie na arenie międzynarodowej. 20-latkę uznaje się jednak za wielki talent.

Przed sezonem reprezentacyjnym natomiast nie wiadomo było, jaką rolę odegra w nim Czyrniańska, która w klubie Eczacibasi Dynavit Stambuł praktycznie nie grała - głównie przez powracające problemy z mięśniami brzucha. Podopieczna Stefano Lavariniego była jednak do pełnej dyspozycji trenera od trzeciego tygodnia Ligi Narodów do końca igrzysk.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 838 metrów pod ziemią! Niezwykła przygoda siatkarzy

W rozmowie z WP SportoweFakty Czyrniańska opowiedziała o trudnych chwilach po nieudanym ćwierćfinałowym meczu z USA, doświadczeniu zebranym w Paryżu, wypożyczeniu do nowego klubu Bahçelievler Stambuł, przywiązaniu do tureckiego miasta oraz perspektywie powrotu do Eczacibasi.

Mateusz Wasiewski, dziennikarz WP SportoweFakty: Czy czułaś wsparcie kibiców z Turcji podczas sezonu reprezentacyjnego? Martyna Czyrniańska, przyjmująca reprezentacji Polski i Bahcelievleru Stambuł: 

Dostawałam wiele ciepłych wiadomości. Po meczu z Turczynkami w Lidze Narodów kibice z tego kraju kierowali miłe słowa w moją stronę. To bardzo miłe uczucie, że cały czas otrzymuję od nich szacunek. Są naprawdę wspierający, tak jak Polacy. Te dwie nacje bardzo mocno żyją siatkówką.

Nie sposób nie powrócić do igrzysk. Jak, już po dłuższym okresie, ocenisz wasz występ podczas imprezy czterolecia?

Mimo że po raz pierwszy byłyśmy na tym turnieju, miałyśmy większe oczekiwania, choćby ze względu na występy w Lidze Narodów. Liczyłyśmy, że dostaniemy się do strefy medalowej. Niestety nie dałyśmy rady przejść ćwierćfinału i to naprawdę bolało (Polki przegrały 0:3 z Amerykankami - przyp. red.).

Nie jestem osobą, która ma w zwyczaju płakać po meczach, a jednak bardzo źle się czułam po tej przegranej. Wiedziałyśmy, że jesteśmy w stanie je pokonać, dokonałyśmy tego już kilkukrotnie. Do teraz ciężko się o tym mówi.

Niemniej zebrałyśmy doświadczenie na całe życie. Zobaczyłyśmy, jak to wygląda od środka. Jeśli pojedziemy na igrzyska za cztery lata, wykorzystamy to.

W jakiej formie byłaś w Paryżu?

Moja dyspozycja mogła być lepsza. Myślę, że stres miał na to duży wpływ. Gdy choćby weszłam na końcówkę meczu z Japonią, niesamowicie trzęsły mi się ręce. Miło jest jednak powspominać ten moment, nawet jeśli miałam wtedy trochę szczęścia.

Jakie są Twoje trzy najlepsze momenty z igrzysk?

Końcówka meczu z Japonią, scena oświadczyn na moście w wiosce olimpijskiej i wygrana Polaków w półfinale, którą doświadczyłam na żywo.

Tuż przed wylotem polskiej kadry do stolicy Francji Sebastian Świderski ogłosił, że Stefano Lavarini zostaje w Polsce na kolejne cztery lata. Kiedy Wy się o tym dowiedziałyście?

Tak naprawdę wtedy, kiedy wszyscy - w dzień ogłoszenia tej informacji w mediach.

Jak zareagowałaś na tę wieść?

Bardzo się ucieszyłam. Uwielbiam Stefano, uwielbiam z nim pracować. Jest niesamowitym człowiekiem i trenerem. Jego praca zasługuje na docenienie. Niech zostaje z nami na jak najdłużej i kontynuuje to, co dotychczas robił z drużyną. Myślę, że on po części też czuje się Polakiem, odnajduje się w naszym kraju jak w domu.

Ty z kolei na kolejny sezon ligowy zostajesz w tureckim Stambule. Będziesz jednak broniła barw nie Eczacibasi, a Bahcelievler. Jak czujesz się w nowym zespole?

Bardzo dobrze się w nim odnajduję. Nie mam na co narzekać, nie mogę powiedzieć złego słowa. Mamy naprawdę dobrą ekipę i atmosferę. Klub we wszystkim pomaga. Jak do tej pory odbieram go bardzo pozytywnie.

Czy nie kusiło Cię, aby pozostać w Eczacibasi?

Patrząc na to, jaki miałam poprzedni sezon, to nie. Potrzebuję rytmu meczowego. W nowym klubie na pewno spędzę dużo więcej czasu na boisku. Możliwość gry w szóstce będzie pewniejsza.

Wierzę jednak, że powrócę do Eczacibasi z większym doświadczeniem. Obecnie cieszę się z tego, gdzie jestem. Mam nadzieję, że zrobię kolejny krok naprzód dzięki regularnej grze przeciwko naprawdę mocnym drużynom.

Kiedy zapadła decyzja o wypożyczeniu?

Rozmowy trwały od lutego. Już w marcu podjęłam ostateczną decyzję, a w kwietniu podpisałam kontrakt.

Jakie inne oferty odrzuciłaś?

Miałam opcje z Włoch oraz Turcji. Dla mnie ważne było, abym mogła pozostać w Stambule. Oferty z innych miast od razu odrzuciłam. Krąg możliwości się zawężył. Padło na Bahcelievler i jak na razie jestem z tej decyzji zadowolona.

W kuluarach mówiło się, że wobec kontuzji Kathryn Plummer włodarze Eczacibasi chcieli, abyś wróciła. Jak to wyglądało z Twojej perspektywy?

Taki temat był, ale jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Mój obecny klub nie chciał mnie puścić i na tym rozmowy się zakończyły. Zostaję w Bahcelievler.

Czy miałaś okazję spotkać się ze swoim "starym" klubem przed rozpoczęciem nowego sezonu? Zawodniczki, które powróciły do klubu po igrzyskach olimpijskich, miały ostatnio trening w hali w Stambule przed sparingiem. Przyszłam się przywitać, krótko porozmawiać. Zawarłyśmy z dziewczynami naprawdę dobre znajomości, przyjaźnie. Zawsze miło jest zamienić z nimi kilka słów. Myślę, że z ich strony to wygląda tak samo. Następnym razem pewnie spotkamy się podczas meczu ligowego na boisku. Zobaczymy, kto wtedy będzie się uśmiechał ostatni!

Źródło artykułu: WP SportoweFakty