Oddali 24 punkty. "Ogromna różnica na naszą niekorzyść"

WP SportoweFakty / Marcin Malinowski / Na zdjęciu: mecz Cuprum Stilon Gorzów  - GKS Katowice
WP SportoweFakty / Marcin Malinowski / Na zdjęciu: mecz Cuprum Stilon Gorzów - GKS Katowice

Po raz pierwszy w Arenie Gorzów byliśmy świadkami meczu PlusLigi zakończonego w trzech setach. Cuprum Stilon Gorzów przegrał bowiem 0:3 z PGE Projektem Warszawa. Przedstawiciele gospodarzy dobrze wiedzieli, że zabrakło im skuteczności.

- Generalnie, dopóki trzymaliśmy poziom przyjęcia, rywalizowaliśmy w miarę na podobnym poziomie. Niestety, nasze trudności zaczęły się od słabej skuteczności w ataku. Praktycznie oddaliśmy 24 punkty, czyli jednego seta po błędach i blokach przeciwnika. Dziesięć błędów i 14 punktów. To bardzo dużo, jak na trzy sety. Tu jest ogromna różnica na naszą niekorzyść - mówił po spotkaniu Andrzej Kowal.

Mimo kiepskiego wyniku trener Cuprum Stilonu Gorzów widział też rzeczy, za które mógł pochwalić swoich podopiecznych. - W innych elementach naprawdę nieźle. Fajnie funkcjonował serwis. Nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń, pomimo kilku błędów. Taktycznie graliśmy dobrze serwisem. Trochę brakowało nam takiej pewności siebie. Takiej wiary w kluczowych momentach, że z tym zespołem możemy rywalizować na lepszym poziomie. W tym trzecim secie szybko straciliśmy wiarę w to, że możemy w tym meczu grać jeszcze kolejnego seta - komentował.

Wielokrotnie siatkarze gorzowskiego zespołu pakowali piłkę w siatkę przy zagrywkach. Nie do końca przemyślanych czy pochopnych akcji było więcej. - Z takim zespołem jak Warszawa takie nadmierne ryzyko też nie jest dobrym rozwiązaniem. Jeśli się ryzykuje to efektywność zagrań spada, a oni dostawali łatwe punkty. Mieliśmy zadanie grać troszeczkę bardziej cierpliwie, ale brakło nam tego, szczególnie w trzecim secie. Ilość rozwiązań na siatce nie była dla nas najlepsza - kontynuował Kowal.

ZOBACZ WIDEO: Można wpaść w zachwyt. Jędrzejczyk pokazała zdjęcia z rajskich wakacji

W odróżnieniu od poprzedniego meczu tym razem dużo czasu dostał Mathijs Desmet. Z kolei dopiero w trakcie trzeciego seta na parkiecie pojawił się Robert Taht. - Robert gra z dość dużą intensywnością. Ja wiem, że to w tej chwili jest nasz podstawowy zawodnik i tak naprawdę w ostatnich meczach był naszym kluczowym skrzydłowym, ale po to mamy szeroki skład, żeby jak najwięcej zawodników utrzymywać w grze. Zdaję sobie sprawę, że gdybyśmy z Robertem zaczęli, to można gdybać, jak by to było. Mathijs Desmet też bardzo dobrze prezentuje się na treningach i zasłużył na to, żeby dostać szansę - wyjaśnił swoje decyzje szkoleniowiec ekipy z Gorzowa.

Reprezentant Belgii spisał się całkiem nieźle, uzupełniając się z Chizobą Eduardo Nevesem Atu i Vukiem Todorovicem. - Nie sprowadzajmy meczu do jednego zawodnika. Gra zespół. Jak byśmy porównali do tych poprzednich meczów, to tutaj brakło nam skuteczności Chizoby. To jest nasz lider w ataku. Warszawa pokazała większą jakość, a my byliśmy tłem dla nich - przyznał Andrzej Kowal.

Jeden z graczy Stilonu zwrócił z kolei uwagę, że można było poszukać punktów z innych rejonów boiska. - Skrzydła mogły troszeczkę więcej punktów dołożyć, szczególnie w kluczowych momentach, gdzie my, środkowi, nie jesteśmy w stanie atakować piłek wysokich. Trenujemy dalej i poprawiamy te elementy, które trochę zawiodły. Nie zwieszamy głów - powiedział Seweryn Lipiński.

Dla gorzowian to dopiero druga domowa porażka. Przegrali wcześniej 1:3 z Jastrzębskim Węglem i teraz 0:3 z PGE Projektem Warszawa. - Nie lubimy przegrywać. Nie ważne, czy to jest mistrz Polski, czy Projekt Warszawa. Zawsze jest troszeczkę smutno, ale taki jest sport - skwitował środkowy zespołu.

Występująca w Arenie Gorzów drużyna momentami stawiała trudne warunki gościom. Nie zamierzają jednak tego rozpamiętywać i już teraz skupiają się na meczu ze Steam Hemarpol Norwidem Częstochowa, który odbędzie się 25 listopada. - Pamiętamy, co się działo w dwóch pierwszych setach. Gdyby nie to, że wpadł jeden as, jeden błąd w ataku, to graliśmy na całkiem podobnym poziomie. Wyciągamy, co najlepsze z tego meczu, zapominamy o tych złych rzeczach, pracujemy dalej i za tydzień bardzo ważna misja - zakończył Lipiński.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty