PGE Projekt Warszawa na półmetku fazy grupowej Ligi Mistrzów ma powody do zadowolenia. Z zaledwie jednym straconym setem spokojnie prowadzi w tabeli grupy A. Wtorkowy mecz na szczycie z Berlin Recycling Volleys dostarczył wielu emocji, ale brązowi medaliści PlusLigi i tak pewnie zgarnęli trzy punkty. Pokonali mistrzów Niemiec 3:0 (25:22, 25:21, 25:22), choć rywale niejednokrotnie pokazywali wysokie umiejętności.
Z Bełchatowa do dominatora
Od początku sezonu 2023/2024 za sterami dominatora Bundesligi stoi Joel Banks. To nazwisko jest dobrze znane fanom PlusLigi. Gdy w 2022 roku obejmował PGE GiEK Skrę Bełchatów nie brakowało głosów podważających jego umiejętności. Finalnie przygoda Brytyjczyka z klubem z województwa łódzkiego potrwała zaledwie kilka miesięcy. Dziś, po blisko dwóch latach od zwolnienia, Banks wciąż nie ukrywa żalu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zlatan wciąż to ma. "Wybryk natury"
Michał Winiarczyk, WP Sportowe Fakty: Zgodzi się pan, że było to dość wyrównane 3:0?
Joel Banks: Zagraliśmy dobry mecz, ale nie wykorzystaliśmy dostępnych okazji. Myślę, że fakt, iż Projekt co tydzień gra ważne mecze w lidze, przydaje im się w takich spotkaniach jak te. Wiedzą, jak postępować w kluczowych momentach seta. Potrafili umiejętnie grać w końcówkach w przeciwieństwie do nas. Musimy przeanalizować to spotkanie i wyciągnąć wnioski, bo uważam, że w skali całego spotkania zaprezentowaliśmy się solidnie.
Czyli złości po porażce nie ma?
Dlaczego miałbym się złościć? Zabrakło nam w sumie tylko tego „instynktu zabójcy” w końcówkach setów. Czegoś, czego Projektowi nie brakuje. To świetnie zbudowany klub, który już w poprzednim sezonie pokazał wielką moc. Jeśli kończysz rozgrywki PlusLigi na podium… to mówi samo za siebie.
Podkreśla pan fakt, że Projekt mierzy się z mocnymi rywalami w lidze. Berlin Recycling Volleys z kolei nie ma zbytnio rywali na swoim poziomie w Bundeslidze. Czy to nie jest problem zarówno dla klubu, jak i całej niemieckiej ligi?
Nie chciałbym sprowadzać zwycięstwa warszawian tylko do silnej ligi, bo bym skłamał. Nie mam wątpliwości, że PlusLiga to jedne z najmocniejszych rozgrywek na świecie. W każdy weekend należy spodziewać się zaciętej walki. Jeśli plasujesz się w czołówce tabeli, to jesteś świetnym zespołem. W naszym przypadku, tak to prawda, wygrywamy, dominujemy, ale nie mierzymy się z takimi wyzwaniami jak Projekt.
W przeszłości pracował pan w PlusLidze w PGE GiEK Skrze Bełchatów. Jak wspomina pan ten okres?
Mam dobre wspomnienia, jeśli chodzi o poziom rozgrywek. Pamiętam wielkie zainteresowanie siatkówką przez kibiców. Co do Skry to… cieszę się, że mnie już tam nie ma.
Mocne słowa.
To był bardzo trudny sezon. Doceniam szansę pracy ze świetnymi zawodnikami pokroju Karola Kłosa, Mateusza Bieńka czy Grzegorza Łomacza. Ten aspekt pracy w Skrze był przyjemny, reszta już nie. Notowaliśmy słabe wyniki, a dodatkowo w klubie było wiele problemów. Mam nadzieję, że ten zły okres jest już za nimi. Wyniki wskazują poprawę, ale mieszane wspomnienia pozostały.
Były prezes Skry Konrad Piechocki w pozytywnych słowach wypowiadał się o panu. Pomimo słabych wyników doceniał pański warsztat.
Ja też nie mogę powiedzieć o nim złego słowa. Mieliśmy ze sobą dobrą relację opartą na otwartości. Szkoda, że sytuacja klubu potoczyła się tak, jak się potoczyła. Każdemu zależało na losie klubu. Koniec końców zwolniono mnie, a co z wynikami Skry? Poprawiły się? No nie.
Pańskimi śladami idą pańskie dzieci. Syn gra w lidze belgijskiej, córka w NCAA. Ich tata wywarł presję?
Miały wolny wybór. Fakt jest taki, że jesteśmy mocno siatkarską rodziną. Dzieci poszły moimi śladami, a ja się cieszę ich szczęściem niezależnie od tego czym się zajmują.
Rozmawiał Michał Winiarczyk