Jak skutecznie nabawić się wrzodów żołądka, czyli Pamiętnik Kibica cz.2

Pisanie pamiętników kojarzy się nam najczęściej z dziecięcymi zapiskami codziennych zmagań z niezwykle trudną dla "dorosłych" 10-latków rzeczywistością. Zapewne wielu z nas ma w swojej kolekcji kilka takich dzienników, do których zdarza nam się z rozrzewnieniem powracać. Jednak Pamiętnik Kibica w wydaniu portalu SportoweFakty.pl ma zupełnie inny wymiar i, co najważniejsze, dotyczy wrześniowych wspomnień z jakże szczęśliwego dla nas okresu, w którym to polscy siatkarze grali na ME w Izmirze.

W tym artykule dowiesz się o:

Poniedziałek, 7 września 2009 r.

Drogi Pamiętniku!

Czas podsumować mym zgrabnym kobiecym okiem pierwszą rundę mistrzostw Europy siatkarzy. I wcale nie mam tu na myśli względów czysto estetycznych, bo sportowych emocji było w pierwszym tygodniu zmagań co niemiara. Hasło ostatnich dni? To byłoby chyba najodpowiedniejsze: "Polska kroczy w ME od zwycięstwa do zwycięstwa - z uśmiechem na ustach awansowaliśmy do kolejnej fazy rozgrywek!". Tym razem bez rymów, ale z głębi serca. Chyba jednak zostanę poetką. Jak Isobel.

No ale do sedna. Za mną trzy dni siatkarskiego piekiełka. Śmiem twierdzić, iż porównywalna dawka emocji została dożylnie wstrzyknięta także i milionom innych kibiców w całej Polsce. Możemy się jedynie wszyscy cieszyć, że trzy pojedynki zakończyły się trzema zwycięstwami. Muszę posypać głowę popiołem i wyznać, że ludzie znajdujący się w moim otoczeniu po każdej nieudanej akcji byli narażeni na różnego rodzaju urazy i szeroko pojmowany uszczerbek na zdrowiu. Strach pomyśleć, co by się im mogło stać, gdybyśmy ponieśli w którymś ze spotkań porażkę... Tak się jednak na szczęście nie stało. Wszyscy jeszcze żyją, ufff.

A co ciekawego w innych grupach? Oj, działo się, działo. Byliśmy świadkami niesamowitych emocji w mrożących krew w żyłach końcówkach. Mam tu na myśli szczególnie potyczkę Holendrów z Finami. Skandynawowie mieli Pomarańczowych praktycznie na widelcu, a jednak na koniec ucztowała i tak ekipa Oranje! Co poza tym... Bardzo dobre wrażenie pozostawili po sobie żywiołowi Grecy. Obyśmy tylko dali im radę! No i jeszcze ta niesamowita grupa D... Jak by nie porozdzielać tam wyników (wcale nie namawiam do ustawiania meczów... Mimo że wiem o co chodzi w spalonym, od kopanej trzymam się z daleka! Wyznaję zasadę, że zarazki panujące w piłce nożnej mogą być zaraźliwe i wolę zachować do nich dystans!), i tak sprawiedliwości być nie może! No bo co za dowcipny cwaniaczek wrzucił do jednego menu takie smaczki jak Serbia, Bułgaria i Włochy? To się tak musiało po prostu skończyć. Tym razem obronną ręką wyszli z tego Bułgarzy i trzeba przyznać, że pierwsza lokata w grupie D się im niezaprzeczalnie należała.

Czas teraz na nastrajanie się psychicznie przed wtorkowymi przeżyciami... Tym razem będę przewidująca i w myśl zasady: "Lepiej zapobiegać niż leczyć", przygotuję przed spotkaniem Polska - Hiszpania napar z ziół, a także poszukam w internecie informacji na temat technik relaksacyjnych z życia kobiet w ciąży wziętych. Inaczej może być ciężko... Kobieca intuicja podpowiada mi, że mecz ten nie będzie przypominał spacerku z tegorocznego Memoriału Huberta Wagnera...

Wtorek, 8 września 2009 r.

1, 2, 3, ...co tam było dalej?! Ach tak - 4, 5, 6, 7, chwila, powoli, bo znów się pogubię... 8, 9 i 10! Nerwy na wodzy, oddychamy spokojnie i równomiernie... Dawać mi tu natychmiast kota! Podobno głaskanie kociego futra uspokaja. Ech, to wszystko na nic. I tak mój puls unormuje się dopiero za kilka ładnych godzin... A wszystko przez naszych kochanych siatkarzy, jak zwykle!

Ale po kolei - najważniejszy news - POLSKA WYGRAŁA Z HISZPANIĄ 3:2!!! Co to była za wojna! Aż się sama sobie dziwię, że skacząc z radości po kończącej mecz akcji, nie połamałam sobie żadnej kończyny! Naprawdę, nie przypominam sobie, kiedy się ostatni raz tak mocno denerwowałam... Jeszcze te zaczepki pod siatką... Czy Hiszpanie sobie myślą, że mogą sobie bezkarnie prowokować Piotra Gruszkę?! Pewne granice dobrego smaku nie powinny być przekraczane... Rozumiem, że biało-czerwonym szło jak po grudzie, nawet gorzej niż mnie z prowadzeniem samochodu zimą, ale wynik 2:2 po 4 setach był najsprawiedliwszy i nie uprawniał Nody do mało eleganckiego, mówiąc oględnie, zachowania w stosunku do naszych zawodników w rozstrzygających o wyniku fragmentach tie-breaka!

A piłka meczowa dla Hiszpanów w górze? Myślałam, że wyzionę ducha! Całe szczęście, że się obroniliśmy, ale mojego męża nic już nie zdołało uchronić przed przypalonym z wrażenia kotletem... Cóż, musiał zrozumieć, że ważniejsze od smacznego i pachnącego obiadku było zrobienie przez polskich graczy kolejnego kroku w kierunku najlepszej czwórki czempionatu! No nie mam racji?

Bo w drużynie siła

Środa, 9 września 2009 r.

Jeśli w takim tempie będę traciła nerwy, to albo umrę w młodym wieku na zawał, albo trafię do wariatkowa... Daję słowo - tak się nie da żyć! Nie mogłabym być trenerem, to zbyt stresujące zajęcie. A zawodniczką? Wolne żarty, w tie-breaku usiadłabym na parkiecie i odmówiłabym wykonania jakiegokolwiek ruchu. W ten sposób zmniejszyłabym prawdopodobieństwo porażki. To w końcu też jakiś pomysł, prawda?

A jaka jest tym razem przyczyna mojego nadciśnienia, płytkiego oddechu, wypieków na twarzy, rozszerzonych źrenic, tików nerwowych, drgawek i kropel potu na całym ciele? Nie, to wcale nie jest hipochondria. Żadnych narkotyków też raczej nie zażywałam! To wszystko przez kolejny pięciosetowy dreszczowiec! Dość już tego, drodzy siatkarze! Teraz my, wasi kibice, żądamy odrobiny spokoju! To nie do pomyślenia, żeby drugi dzień z rzędu drżeć o swoich ulubieńców w grze na przewagi w ostatniej partii... Z całym szacunkiem dla Słowaków - po setach wygranych w stosunku 25:15 i 25:10 oraz objęciu prowadzenia w konfrontacji 2:1, tie-break w ogóle nie powinien był mieć miejsca! Ale podopieczni Daniela Castellaniego oczywiście musieli zaserwować nam horror z prawdziwego zdarzenia. A żebym to ja chociaż gustowała w dreszczowcach... Aż do dzisiaj mój mąż wypomina mi iście groteskową sytuację w kinie, która miała miejsce kilka lat temu. Aż wstyd opowiadać, jak to wybiegłam z wrzaskiem z sali, kiedy główny bohater zalał się krwią. Od tamtej pory nie oglądam już żadnych horrorów. Niestety najwyraźniej nie da się ich całkowicie uniknąć. Umówmy się więc, że ja od czasu do czasu pójdę do kina na jakąś straszną produkcję, a w nagrodę siatkarze zaoszczędzą mi kolejnej dawki adrenaliny w tych mistrzostwach. To chyba dobry układ?

A tak gwoli ścisłości... Jesteśmy w FINAL FOUR Mistrzostw Europy w Turcji!!! Czas na taniec radości! Polska słyszała już o tzw. Dudek Dance, więc może nadszedł czas na... Castellani Dance? Już teraz Daniel jest ojcem ogromnego sukcesu, a może być jeszcze lepiej! Ale ciiii, nie zapeszajmy.

Jeśli brawa miałyby być jedyną formą podziękowania siatkarzom za wynik w Izmirze, należałoby klaskać w dłonie co najmniej przez miesiąc

Czwartek, 10 września 2009 r.

W górę serca, bo Polska wygra mecz, bo Polska wygra mecz, bo Polska wygra mecz!

Kto by pomyślał... Wystarczy jedna deklaracja odnośnie pójścia do kina na jakiś durny horror i od razu wynik 3:0! Choć tak właściwie to naszym zawodnikom pomogły też pewnie moje modły do telewizora, który stoi na szafce przypominającej bardziej stroik świąteczny lub swoisty ołtarz. No ale to wszystko traci na znaczeniu, kiedy biało-czerwona armia siatkarzy wygrywa, uwaga, już szóstą potyczkę z rzędu i bez porażki na koncie awansuje do najlepszej czwórki mistrzostw Starego Kontynentu! Co równie istotne - dzięki zwycięstwu nad Grekami uniknęliśmy półfinałowego starcia z Rosjanami! Choć nie pogardziłabym ponownym daniem nauczki aroganckim graczom Sbornej... W sumie jednak najlepiej będzie, jeśli zostawimy to sobie na deser...

Wracając natomiast do polsko-greckiej konfrontacji - trener Castellani dał dziś trochę odpocząć mocno do tej pory eksploatowanemu Piotrowi Gruszce, którego w boju dzielnie zastąpił Jakub Jarosz. Jednak najbardziej rzuciła mi się w oczy ogólna postawa polskiej reprezentacji w bloku. Aż 13 oczek zdobytych w tym elemencie absolutnie robi wrażenie! Prawdziwym królem siatki był Daniel Pliński. Żebym to ja kiedyś wzięła przykład z naszych zawodników i zablokowała licznik wydanych pieniędzy na mojej karcie kredytowej... Niestety, jak na razie jedyną rzeczą w moim życiu, jaka związana jest z blokiem, mogę nazwać swoje mieszkanie. W bloku oczywiście.

Tymczasem cieszmy się i radujmy, bo czas na siatkarskie święto! Kto by jeszcze niedawno pomyślał, że zagramy o medale? Ale jak to deklarują sami siatkarze - to dopiero początek! Interesuje nas tylko i wyłącznie medal!

Po godzinie...

Los po raz kolejny skrzyżował ze sobą drogi Polaków i Bułgarów. Zapowiada się wielki odwet za półfinał mistrzostw świata w Japonii w 2006 r.? Co to, to nie!

Na kolejną, trzecią już i zarazem przedostatnią część Pamiętnika Kibica zapraszamy do portalu SportoweFakty.pl we wtorek 29 grudnia. Tym razem w krzywym zwierciadle przedstawimy strefę medalową ME w Izmirze.

Komentarze (0)