Kaziu, co ty wygadujesz? - rozmowa z Kazimierzem Pietrzykiem, prezesem ZAKSY Kędzierzyn-Koźle

Prezes ZAKSY Kazimierz Pietrzyk cieszy się z serii zwycięstw, ale nie wpada w euforię. - To zwycięstwa "po drodze". Najważniejsze przed nami - twierdzi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl. Szef klubu z Opolszczyzny liczy na dobrą postawę zawodników w finałowym turnieju Pucharu Polski i opowiada o dylematach związanych ze startem w Pucharze CEV. Nie byłby sobą, gdyby nie skrytykował pomysłu zmian w tegorocznych play offach PlusLigi.

Wojciech Potocki: Jedenaście zwycięstw z rzędu! Pewnie chodzi pan teraz dumny jak paw?

Kazimierz Pietrzyk: Owszem cieszę się, ale trzeba pamiętać, że są to zwycięstwa - jak mówię - "po drodze". Zespół gra dobrze, nie robi błędów i wygrywa utrzymując wysoki poziom, lecz najważniejsze mecze dopiero przed nami. Nie podniecam się więc jakoś szczególnie, bo liczy się to, co jest na końcu tego maratonu.

No właśnie, w najbliższy weekend kończy się Puchar Polski. Pamięta pan kiedy ostatnio wygraliście z Jastrzębskim Węglem?

- Nie pamiętam… . Trochę czasu minęło (śmiech). To było chyba dwa lata temu, kiedy wygraliśmy jedno że spotkań w play off. Czas najwyższy by tamten sukces powtórzyć teraz, w Bydgoszczy. Tym bardziej, że w finałach nie gra "galaktyczna" Skra Bełchatów i jest duża szansa na puchar?

Hala "Łuczniczka" jest dla was szczęśliwa.

- Wygraliśmy ostatnio z Delectą. Wynika z tego, że zawodnicy potrafią tu grać i czują się w niej bardzo dobrze. A o szczęściu, proponuję porozmawiać po pucharowym weekendzie.

Pan jednak myśli nie tylko o Pucharze Polski. W najbliższym czasie czeka was kilka niezwykle ważnych spotkań. Jak udaje się to wszystko skoordynować?

- Właśnie siedzę przy telefonie i usiłuję znaleźć jakieś dogodne połączenie samolotowe do Izmiru. Czartery turystyczne do Turcji już nie latają, więc skazani jesteśmy na rejs linowy. To, co ostatnio się dzieje jest po prostu jednym wielkim szaleństwem. W ciągu 27 dni rozegramy 11 spotkań. Co tu mówić o treningu i przygotowaniach do meczu, jeśli musimy ciągle podróżować. Nawet wyjazd do Bydgoszczy to 8 godzin spędzonych w autokarze. Dlatego postanowiliśmy wyjechać tam dzień wcześniej niż było w planie. Na razie wszędzie udaje się dojechać na czas (śmiech). Nie chcemy jednak wychodzić prosto z autokaru na parkiet, bo to nie ma sensu.

Zawodnicy wygrywają, drużyna w rozjazdach. Czy jednak starczy na te wszystkie podróże pieniędzy?

- Trudno powiedzieć. Kiedy planowaliśmy budżet myśleliśmy, że na podróże wystarczy 300 tysięcy złotych. Teraz może się okazać, że to za mało. Co będzie dalej to się okaże. Sprawa jest trudna, ponieważ w Pucharze CEV nic nie zarabiamy. Owszem tu walczy się o honor, prestiż, promujemy kraj i nasze miasto, ale federacja nie przewidziała żadnych finansowych gratyfikacji. Tak na dobrą sprawę trzeba by się zastanowić czy warto się tłuc po całej Europie. Trochę grosza można zarobić jedynie w Lidze Mistrzów. A my? Być może trzeba będzie wybierać co jest ważniejsze.

Aż tak źle?

- Jakoś sobie dajemy rade. Bardziej chodzi mi o terminy, a nie pieniądze. Mecz w Izmirze czy rozgrywany dwa dni później pojedynek z Jadarem Radom. Turcy sobie wymyślili, że zagramy w czwartek, 28 stycznia i mecz będzie transmitowany przez ich telewizję. Z Jadarem mieliśmy grać w piątek 29. W tym wypadku jest to po prostu niemożliwe. Przenieśliśmy ten mecz na sobotę, ale to i tak niewiele zmienia.

Nic więc prostszego, jak zdobyć Puchar Polski.

-Ja też tak sądzę. Dlatego uważam, że nas mecz z Jastrzębiem będzie niezwykle ważny. Jeśli wygramy to dalej pójdziemy za ciosem. Jestem dobrej myśli.

W Bydgoszczy planowane jest spotkanie władz PZPS. Nie boi się pan, że po ostatnich wypowiedziach prasowych usłyszy pan: - Kaziu co ty znowu wygadujesz? Mam na myśli pana ostatnie wypowiedzi dotyczące zarządzania związkiem.

- Trochę się boję, ale co zrobić. Mam sygnały, że moje ostatnie wypowiedzi zostały w środowisku dobrze odebrane. A wszystko zaczęło się od rozmowy na temat Polskiego Związku Piłki Nożnej i ich okrągłego stołu. Ja od dawna powtarzam, że sport stał się teraz biznesem i musi być odpowiednio zarządzany. W biznesie nie ma miejsca dla amatorów, bo w grę wchodzą duże pieniądze, które powinny być też odpowiednio rozliczne. Powtarzam to zresztą nie od dziś.

Na tym samym spotkaniu poruszana będzie też propozycja Daniela Castellaniego, by skrócić rozgrywki ligowe, a ćwierćfinałowe mecze play off rozgrywać do dwóch zwycięstw. Co pan na to?

- Kiedy graliśmy mecz pucharowy w Belgradzie rozmawiałem z szefem serbskiej federacji Aleksandarem Borićićem. Wypiliśmy po piwku i powiedział mi, że międzynarodowa federacja, w której pełni ważną rolę wiceprezydenta, zawsze będzie organizować rozgrywki, kiedy tylko znajdą się chętni, by dobrze zapłacić. Stąd te wszystkie klubowe mistrzostwa świata i inne pomysły. Jeśli jednak chodzi o nasze kluby, to najważniejsza jest liga i nie można jej kosztem robić co chwilę zamieszania. Kibice chcieliby wiedzieć, że co tydzień odbywa się mecz ligowy, a później rozgrywki play off. Przecież dla nich gramy i oni, oprócz sponsorów, są źródłem finansowania klubów. Jednym słowem liga musi być poważnie traktowana. Nie można co i rusz przekładać spotkań, a poza tym nie zmienia się reguł gry w trakcie jej trwania. To się wiąże z planami poszczególnych klubów, rezerwacjami hal. Można by taj jeszcze wyliczać.

O Pucharze Polski już była mowa. Chcecie go zdobyć. A co z Pucharem CEV? Jak daleko macie zamiar zajść?

- To jest bardzo trudna odpowiedź. Chcemy oczywiście wygrywać wszędzie (śmiech), ale trzeba się zastanowić co jest dla nas ważniejsze, liga czy Puchar CEV? Czy ważniejszy jest mecz w Izmirze czy może ligowy z Jadarem? To są bardzo trudne wybory. Jedno jest jednak pewne, zawodnicy wyjdą na parkiet, by wygrać każde najbliższe spotkanie.

Komentarze (0)