Maciej Ławrynowicz, WP SportoweFakty: Z mistrzostw świata na Filipinach przywozimy brązowy medal. Dla pana to powód do szczęścia czy jednak przeważa niedosyt, że nie udało się osiągnąć czegoś więcej?
Ireneusz Mazur, były trener reprezentacji Polski: Wygraliśmy brązowy medal w trudnej rywalizacji z punktu widzenia psychologicznego i sportowego. Jako trener coś o tym wiem, jak trudno jest podnieść drużynę stawianą w roli faworyta do zwycięstwa w turnieju po porażce w półfinale. W takim momencie trudno wznieść zespół do aktywnego działania, do pełnej mobilizacji. Z mojego punktu widzenia ten mecz o brązowy medal z Czechami był dla naszej reprezentacji bardzo trudny.
ZOBACZ WIDEO: Pod siatką: Grbić nie owija w bawełnę. "Jesteśmy rozczarowani"
Pierwszy set może pokazał taką bardziej swobodną stronę tej drużyny, ale kolejne to była już bardzo wyrównana, trudna gra. Pamiętamy z historii przykłady drużyn jak Rosja czy Brazylia, które tracąc możliwość gry o złoto, miały ogromne problemy z mobilizacją w meczach o brąz i finalnie zaprzepaszczały szanse, by stanąć na tym ostatnim stopniu podium. Nasi siatkarze się zmobilizowali. Może nie zagrali najlepiej, może to nie była taka siatkówka, która zapiera dech w piersiach, ale ten mecz był dla nas wartością. Historia będzie nas później rozliczać z tych krążków i zdobycie brązowego medalu ma bardzo duże znaczenie. Rozczarowania nie ma. Rozczarowaniem był mecz z Włochami. Zwycięstwo z Czechami w meczu o brąz to taka emocjonalna rekompensata i myślę, że każdy, kto widział ten mecz, może mieć podobne odczucia jak ja.
W tym turnieju mieliśmy do czynienia z nieco przebudowaną reprezentacją Polski w porównaniu do tego, jak wyglądała w ostatnich latach. Patrząc na szerokość kadry, chyba nie ma powodów do obaw o przyszłość tej drużyny.
Mamy wiele powodów do tego, by czuć się bezpiecznym, jeśli chodzi o przyszłość polskiej siatkówki, ale nie wolno nam stracić czujności. Nie wolno popaść w samouwielbienie w przeświadczeniu, że mamy świetną kadrę, szeroką. To jest pozorne. Musimy patrzeć szerzej. Musimy przyglądać się temu, czy na konkretnych pozycjach mamy odpowiednich zmienników. Pod tym kątem dużą wartość stanowi dla nas wygrana Liga Narodów. Wtedy ta kadra była bardzo przebudowana: bez Norberta Hubera, bez Bartosza Kurka. To była drużyna, która wygrała, pokonała reprezentację Włoch. Często zresztą tak jest, że reprezentacje rok po igrzyskach dokonują wielu zmian. Nas też to czeka. Przyjdzie taki moment, że będzie odchodził Bartosz Kurek, będą odchodzić najbardziej doświadczeni gracze i wtedy być może będzie taka potrzeba, żeby sięgnąć jeszcze głębiej.
Jeżeli spojrzymy, to mamy dwóch młodych zawodników: Graniecznego i Nowaka. Poza nimi trochę brakuje nam Michała Gierżota, Dawida Dulskiego i tych siatkarzy młodego pokolenia, którzy dysponują świetnymi warunkami fizycznymi, są w zapleczu. Dotychczas byli zapraszani na zgrupowania reprezentacji dosyć incydentalnie, a może przyjść taki moment, że będzie trzeba po nich sięgnąć nie tylko okazjonalnie na zgrupowania, ale także na imprezy finałowe.
Po przegranym półfinale z Włochami pojawiło się wiele krytycznych komentarzy na temat gry Kewina Sasaka. Tomasz Fornal apelował nawet, by się wstrzymać z takimi opiniami, bo to zawodnik, który dwa lata temu nawet nie wyobrażał sobie, że przyjdzie mu zagrać na takim turnieju. Jak pan się zapatruje na tę sytuację?
Uważam, że Kewin Sasak po meczach Ligi Narodów został nieco "ostudzony" decyzjami trenera, który zdecydował postawić na doświadczonego Bartosza Kurka, co było zresztą zasadne. Rezultat był jednak taki, że Sasak został wyhamowany w swoim zapale, być może nawet wyhamowała jego forma sportowa, która ewoluowała w Lidze Narodów. To jest gracz, który ma w sobie potencjał. Każdy podstawowy zawodnik grający na dłuższym dystansie ma łatwiej. Gdy wchodzi na boisko, a kiedy najczęściej wchodzi się na boisko? Wtedy, gdy jest źle. Wówczas trzeba robić coś nowego. Ten zawodnik nie ma jeszcze takiego doświadczenia w momentach, gdy trzeba grać o najwyższą stawkę z pozycji rezerwowego. To nie jest łatwe.
W mojej opinii Sasak stał się ofiarą określonej decyzji trenera, decyzji słusznej, bo Nikola Grbić postawił na będącego w świetnej dyspozycji Kurka. W zasadzie został doprowadzony do tej świetnej dyspozycji meczami, które zostały rozegrane w okresie pomiędzy zakończeniem Ligi Narodów a rozpoczęciem mistrzostw świata. Przydarzył się jednak problem zdrowotny i trzeba było w jednym momencie startować z innym zawodnikiem. To nie jest prosta sprawa. Sasak jest zawodnikiem, który pokazał już formę sportową, zdobył mistrzostwo Polski z drużyną z Lublina. To jest piękna karta, która się rozpoczęła dla tego chłopaka. Uważam, że nawet ten trudny moment, w którym musiał wejść i trzymać tę grę, nie zmieni tego, że do kolejnego sezonu reprezentacyjnego przystąpi już jako zawodnik ze zdecydowanie wyższego pułapu.
Kto jest pana zdaniem największym wygranym tego sezonu reprezentacyjnego?
To bardzo trudne pytanie. Trudno wskazać jednoznacznie, bo w różnych okresach różni siatkarze mieli swoje momenty. Sasak zagrał świetne mecze w Lidze Narodów. To nie jest tak, że on za darmo dostał mandat do grania. On musiał wygrać rywalizację z Bołądziem, musiał udowodnić swoją wartość trenerowi, który nie działa chaotycznie. Trener Grbić działa kompleksowo, analizuje wiele aspektów sytuacji, które mają miejsce i jednocześnie stara się podejmować decyzje, które będą najlepsze dla drużyny. Momenty rewelacyjnej gry miał Semeniuk, grał bardzo dobrze. Bartosz Kurek też miał swój okres dobrej gry. Leon grał momentami dobrze. Często gra naszej reprezentacji polegała na doprowadzeniu mniej więcej do stanu 20:20, wchodził Leon, zamiatał zagrywką i wygrywaliśmy. W meczu z Włochami tego zabrakło, ale Leon wcale nie zagrał gorzej od swoich kolegów. Co więcej, myślę, że był jednym z lepszych zawodników pod względem liczby zdobywanych punktów.
Ba, w meczu z Włochami przyjął więcej piłek i miał wyższy procent dokładnego przyjęcia niż libero Jakub Popiwczak. Takie są fakty, dlatego nie potrafię jednoznacznie wskazać konkretnego zawodnika. Mogę powiedzieć, że jako drużyna rewelacją jest dla mnie Bułgaria. Bracia Nikołow są zjawiskowi. Udowodnili, że potrafią grać na super poziomie. Nasi zawodnicy grali dobrze w pierwszym okresie, ale nie było rywali, którzy mogliby nas przewrócić. Dopiero Włosi okazali się taką górą lodową, z którą się zderzyliśmy. Z tego trzeba wyciągnąć rozsądne wnioski. To już jest rola sztabu szkoleniowego, może Wydziału Szkolenia Polskiego Związku Siatkówki, bo to jest ważne, żeby wyciągać wnioski i nie zamiatać pod dywan problemów, które były.
Jakie są te główne problemy, które należy rozwiązać?
Jest ich wiele, to nie jest jeden problem. Chodzi między innymi o podejście mentalne, organizację gry, wykluczenie chaosu, który często się pojawia w sytuacjach kryzysowych, takich, które były w tym meczu z Włochami. Dalej: poszerzenie repertuaru strategii, które pozwolą pokonać przeciwnika. Nie możemy się tylko ograniczać do tego, że zdobędziemy 20 punktów, Leon wejdzie na zagrywkę, rozbije przeciwników i wygramy. Chodzi o to, żeby to nie był nasz jedyny argument. Być może powinniśmy też szerzej otworzyć się na młodych graczy.
Ewolucja, czas i cierpliwość - to jest to, czego kadra teraz najbardziej potrzebuje?
Tak, dokładnie. Do tego dodałbym jeszcze rozsądną analizę tego przegranego meczu z Włochami, żebyśmy nie znaleźli się ponownie w takiej sytuacji. Prawda jest taka, że nasza rywalizacja z Włochami układa się tak, że raz my zdobywamy mistrzostwo Europy, a za chwilę oni zdobywają mistrzostwo świata i tak dalej. Bądźmy bardziej regularni, bo mamy potencjał, żeby nie tylko kilka razy z rzędu być mistrzami Europy, ale także mistrzami świata.
Rozmawiał Maciej Ławrynowicz, WP SportoweFakty