Michał Gałęzewski: Większego horroru nie można było sobie chyba wyobrazić...
Kinga Kasprzak: Może brzydko powiem, ale same traciłyśmy wiarę w to, że można wygrać 3:2. W pewnym momencie powiedziałyśmy sobie, że jak potrafimy wyciągnąć główną punktację meczową z 2:0 dla Trefla, to potrafimy wygrać i to spotkanie. Tak się też stało. Wygrałyśmy całe spotkanie 3:2. Jest ogromna radość i potrzeba kilku dni, aż to do nas dotrze.
Duży wpływ miały chyba paradoksalnie końcówki przegranych setów, w których zmniejszałyście straty do Trefla. To pomagało wam grać skutecznie na początku kolejnych setów.
- W pierwszych dwóch setach była nasza gra błędów. Przyjęcie nie było złe, ale nie miałyśmy kończącego ataku. Nie wiem z czego to wynikało. Potrafiłyśmy się wziąć w garść i wygrać.
Osobiście pokazałaś, że tobie się należy gra w PlusLidze...
- Czy się należy... Grałyśmy o najwyższe cele przez cały rok. To był z góry założony awans dla Trefla, bo to im wpajano, że mają to zrobić. My natomiast miałyśmy zająć miejsce od 1 do 4. Zrobiłyśmy coś znacznie większego. Zobaczymy, co będzie dalej, na razie będziemy się po prostu cieszyć.
Trefl nie poczuł się zbyt pewnie po dwóch zwycięstwach?
- Czy zbyt pewnie? Nie wiem. Na pewno jest jednak tak, że jak wygrywa się 2:0 to łapie się wiatr w żagle i napędza to do dalszej walki i dalszego działania. My w trzecim i czwartym meczu miałyśmy podobnie. To jest taki motor napędowy, dopalacz dla organizmu, który daje swoistego kopa. Dziewczyny chcą wtedy wygrać. W czwartek było 2:2, później było zamieszanie ze strony sędziów. Najważniejsze, że awansowałyśmy.
Co dalej? Jesteście gotowe na grę wśród najlepszych?
- Nie wiem, na razie musimy same uwierzyć w to, co się stało. Co będzie dalej, zależy od sztabu szkoleniowego i naszego zarządu. Na dobrą sprawę nie wiemy, jakie mamy plany, tylko wiemy że mamy się wykąpać i jechać na kolację (rozmowę przeprowadzono tuż po meczu, dop.red.). Będziemy się radować i cieszyć ze zwycięstwa, a takiego zwycięstwa nie odnosi się łatwo - awansowałyśmy do PlusLigi! Nikt w nas nie wierzył, jak w Trefla.
A same w siebie wierzyłyście?
- Wierzyłyśmy, że możemy zająć wysokie miejsce na koniec sezonu i tylko w to. A że uda nam się awansować? To ogromny sukces.
A kto zorganizował szampana? Jednak pojawił się on na parkiecie po meczu.
- Tata jednej z koleżanek. Ja powiedziałam, że szampana brać na mecz nie będę, bo może to wyglądać różnie. Dlatego jest on tylko jeden. Mam jednak nadzieję, że coś jeszcze od prezesa dostaniemy (śmiech, dop. red.).
Patrząc na liczbę kibiców, którzy przyjechali za wami do Sopotu widać, że zainteresowanie siatkówką w Rumi jest.
- Jest, zdecydowanie. Jest ono bardzo duże i chcę serdecznie, bardzo mocno podziękować kibicom za całoroczny doping i za to, że nas wspierali, byli z nami w dobrych i złych chwilach. Awans jest dla nich i myślę, że będą nam wdzięczni tak, jak my jesteśmy wdzięczne im.
To będzie dla ciebie powrót do wielkiej siatkówki?
- Czy powrót? Z Gedanią nie mam najmilszych wspomnień i wie to każdy kibic, który się interesuje siatkówką. Nie chcę roztrząsać, z jakiego jest to powodu. Mam nadzieję, że to co najgorsze już za mną, a teraz będzie budowanie lepszej przyszłości.
Widać, że w Rumi grasz bardzo dobrze, wszystko ci wychodziło...
- Jest to przede wszystkim kwestia trenera, który we mnie uwierzył. Nie było to na zasadzie dobijania mnie, dociskania do podłogi i duszenia. Miałam okazję wykrzyczeć się na boisku, wylać z siebie zarówno złe, jak i pozytywne emocje. W zeszłym roku było wysokie miejsce, w tym miało być wysokie, a był awans. Wszystkie się cieszymy.
Byłaś liderką tej drużyny?
- Nie, liderką była każda z nas. Grałyśmy w okrojonym składzie, gdyż libero odniosła kontuzję. Było nam bardzo ciężko. Bez libero na parkiecie ciężko jest się odnaleźć, bo często przeszkadzałyśmy sobie na parkiecie. Udało nam się rozłożyć odpowiedzialność i to zaprocentowało. Środkowe zostały rzucone na szeroką wodę i sobie poradziły - chwała im za to. Z tego miejsca dziękuję wszystkim naszym koleżankom.
Miał ciebie zobaczyć trener Jerzy Matlak. Doszło do tego spotkania?
- Niestety do tego spotkania nie doszło i raczej nie dojdzie, gdyż play-offy, które tutaj były, pokrywały się z meczami trenera w PlusLidze. Zobaczymy, co będzie. Dla mnie to ogromne wyróżnienie, bo koszulki z orzełkiem na piersi nie nosi się tak sobie, na to trzeba zapracować. Kiedyś miałam przygodę w reprezentacji i chciałabym jej kontynuacji. To jest jednak ogromna, ciężka praca przez bardzo długi okres, troszeczkę wyrzeczeń. Jeżeli dostanę powołanie, to będę z niego bardzo zadowolona, jeżeli nie, również zrozumiem.
Czyli nawet w tym roku jesteś gotowa zrezygnować z wakacji, jeśli będzie powołanie?
- Na wakacjach byłam w zeszłym roku po raz pierwszy od siedmiu lat i zdążyłam odpocząć przed tym sezonem. Odpoczynek był trochę dłuższy, bo w ubiegłym sezonie odniosłam kontuzję i łącznie było 8 miesięcy wolnego. Byłam przygotowana do ligi jak należy. Duży wpływ miał obóz przygotowawczy w górach z dziewczynami.
Zostajesz w Rumi?
- Nie wiem.
Chodzą plotki, że możesz dołączyć do Muszynianki. Czy to prawda? Chciałabyś tam przejść?
- Czy dołączę? Nie wiem. Chyba każda zawodniczka by tam chciała się znaleźć.
Czujesz się na to gotowa?
- Jeżeli ktoś rzuci mnie na głęboką wodę, to staram się zawsze machać szybko rączkami i nóżkami, żeby z niej wypłynąć. Jeżeli uda się, to bardzo dobrze, jeżeli nie... Na razie jeszcze nic nie mówię.
Uważasz, że Trefl da sobie radę ze Stalą w barażu?
- Nie wiem, czy da sobie radę. Stal to naprawdę dobry przeciwnik. Zespół z Mielca miał podobną liczbę zwycięstw do zespołów, które znalazły się wyżej w tabeli i musi walczyć o utrzymanie, a zespoły wyżej są pewne, że zostają. My awansowałyśmy, ja się cieszę, a Treflowi życzę wszystkiego dobrego.