LŚ: Oni są z innej planety - 9. triumf Canarinhos w Lidze Światowej kluczem do złotej bramy historii!

Ta historia wprost nie ma zamiaru się kończyć! W wielkim finale rozgrywek World League niesamowici Canarinhos udowodnili swą niepowtarzalną klasę, pokonując walecznych reprezentantów kadry Sbornej 3:1. Tym samym po raz kolejny z lekkością i uśmiechem na ustach wskoczyli na karty siatkarskiej księgi historii.

W tym artykule dowiesz się o:

W finale zmierzyły się dwie drużyny, które w półfinałowych starciach pokazały siatkówkę na wysokim poziomie sportowym. Skład finału 21. edycji LŚ wyglądał bliźniaczo podobnie do tego z 1993, 2002 czy też 2007 roku. Brazylijczycy wybiegli na parkiet bez podstawowego rozgrywającego - Bruna i głównego bombardiera - Vissotto. Zamiast wymienionych siatkarzy, na boisku pojawili się odpowiednio Marlon i Theo. Wynikało to z ich kapitalnych zmian, jakie dawali w poprzednich potyczkach. Z kolei Rosjanie postawili na nogi kontuzjowanego Jurija Bierieżkę, czym udowodnili, jak bardzo zależy im na triumfie.

Premierowa piłka tego starcia pokazała, że mecz ten będzie obfitował w walkę i emocje na najwyższym poziomie. Oba teamy rozpoczęły od mocnego uderzenia w ataku i serwisie oraz szczelnego bloku. Już w jednej z pierwszym akcji Theo pokazał, że warto było na niego postawić - wykonał pojedynczy blok na rosyjskim zawodniku, czym dał swojej drużynie 2 oczka przewagi. Atakujący radził sobie również ze zbiciami ze skrzydła, będąc żywym dowodem na to, że Canarinhos dysponują niebywale wyrównanym składem na miarę finału World League.

Zawodnicy Daniele Bagnoliego próbowali natychmiastowo odrobić minimalny dystans do swoich przeciwników, lecz tuż po pierwszej przerwie technicznej nadziali się na kontrataki ze strony siatkarzy w żółto-zielonych strojach, a także popełnili kilka błędów. Jednak kąśliwe zagrywki w wykonaniu Dmitrija Muserskiego i liczne wybloki zawodników na siatce pozwoliły im szybko wrócić do gry. Ciekawym zabiegiem ze strony selekcjonera reprezentacji Rosji było wpuszczenie na parkiet w roli przyjmującego nominalnego atakującego - Semena Połtawskiego. Odważna decyzja Bagnoliego okazała się trafna, wskutek czego zawodnik ten na dłużej zagościł w polu gry.

Theo i Maksim Michałjow nadawali brazylijsko-rosyjskiej rywalizacji ton i tempo. W okolicy dwudziestego punktu na parkiecie zrobiło się nerwowo - zawodnicy obu drużyn uznali bowiem, że do ich obowiązków należy sędziowanie. Usta kłótliwym Rosjanom zamknął Murilo, którego serwisy dały Kanarkom bezpieczną przewagę i mimo niepotrzebnego rozluźnienia w końcówce, pozwoliły wygrać premierową odsłonę.

Druga partia rozpoczęła się od gry cios za cios. Jednak świetne wyczucie na siatce pozwoliło Sbornej wyjść na prowadzenie. Grę Rosjan trzymali w ryzach skrzydłowi, zaś zastanawiająca była niemoc środkowego - Dmitrija Muserskiego. Mimo to czytelny pierwszy atak, który wynikał z nieskuteczności akcji ze środka, sprawił, że Brazylijczycy stosunkowo szybko doprowadzili do wyrównania.

Zmusiło to naszych wschodnich sąsiadów do urozmaicenia ich gry. W końcu zafunkcjonował rosyjski środek, co dało siatkarzom Bagnoliego większą wszechstronność w ofensywie. Od tego momentu przez dłuższy fragment spotkania trwała wyrównana walka, w której oba zespoły co chwila zmieniały się na prowadzeniu. Dopiero spektakularne bloki Dantego i Rodrigao sprawiły, że zawodnicy dowodzeni przez Bernardo Rezende zaskoczyli Rosjan ich własną bronią i uzyskali 3 oczka przewagi. Umożliwiło im to zwycięstwo w drugim secie 25:22.

W trzeciej odsłonie Sborna musiała już przystąpić do zdecydowanego ataku. Utraciła bowiem bufor bezpieczeństwa i nie mogła sobie pozwolić na przegraną w kolejnej partii. Znalazło to odzwierciedlenie w postawie Muserskiego w polu serwisowym, a także dyspozycji całego zespołu w pozostałych elementach siatkarskiego rzemiosła (5:2). Zaowocowało to zmuszeniem Canarinhos do błędów i uzyskaniem pokaźnego dystansu jeszcze w pierwszej fazie trzeciej partii.

Obrońcy tytułu nie mieli jednak zamiaru tanio sprzedawać skóry i podjęli rzuconą przez Sborną rękawicę. W końcu wywiązała się tak bardzo przez wszystkich kibiców wyczekiwana walka. W miarę upływu czasu pod nogi Kanarków zaczęło jednak wracać coraz więcej atakowanych przez nich piłek, dzięki czemu Rosja wypracowała sobie kilka oczek przewagi. Impet Canarinhos stopniowo malał, co szło w parze z rosnącą pewnością siebie siatkarzy z Rosji. Szybko stało się jasne, że mecz ten przedłuży się o kolejną odsłonę - dominacja podopiecznych Bagnoliego nie podlegała bowiem dyskusji.

Wiktoria Rosjan wyraźnie ich uskrzydliła, a także dodała pewności siebie, co przełożyło się na obraz gry w czwartym secie. Przedłużenie rywalizacji o końcowy triumf w "Światówce" wzmocniło wiarę Rosjan w końcowy sukces. W miarę rozwoju boiskowej sytuacji coraz mniej powodów do zadowolenia miał Bernardinho, który wymagał od swoich siatkarzy skuteczniejszej gry. Nie pozwalała na to jednak wyśmienita dyspozycja Rosjan, którzy z minuty na minutę stawali się coraz bardziej efektowni.

Mimo to w środkowej fazie czwartej odsłony przewaga Sbornej całkowicie się roztopiła. Mocno przyczynił się do tego Dante, którego gra sama skłaniała ręce sympatyków volley'a do oklasków. Z kolei nasi wschodni sąsiedzi zaczęli się mylić. Wynik po ich stronie trzymali jedynie Połtawski i Bierieżko.

Wraz z upływem czasu byliśmy świadkami coraz większej liczby szarpanych akcji po obu stronach siatki. Wynikało to zapewne z ogromnej stawki tego seta. Zarówno gra reprezentacji Brazylii, jak i Rosji falowała. Doprowadziło to do arcyciekawej końcówki. Niesamowity blok Canarinhos dał im 2 piłki meczowe. Błąd serwisowy podopiecznych Daniele Bagnoliego wywołał euforię w szeregach Canarinhos, gdyż stało się jasne, że sięgnęli oni po 9. triumf w LŚ. Tym samym reprezentacja Kanarków po raz kolejny przeszła do siatkarskiej historii.

Rosja - Brazylia 1:3 (22:25, 22:25, 25:16, 23:25)

Rosja: Grankin, Birjukow, Bierieżko, Muserski, Wołkow, Michajłow, Komarow (libero) oraz Połtawski, Kazakow, Krasikow, Makarow.

Brazylia: Murilo, Theo, Rodrigao, Lucas, Marlon, Dante, Mario (libero) oraz Bruno, Sidao, Giba, Joao Paulo.

Komentarze (0)