Mecz w hali na granicy Gdańska i Sopotu, w którym spotkali się ze sobą reprezentanci Polski i Brazylii był pierwszym wydarzeniem w świeżo wybudowanym obiekcie, który od kilku dni nosi nazwę Ergo Arena. Mimo że Leandro Vissotto Neves w 2009 roku został wybrany do najlepszej drużyny świata według magazynu "L'Équipe", takie wydarzenia nadal robią na nim wrażenie. - Tak, wiem że był to pierwszy mecz na tej hali. Jestem szczęśliwy z powodu, że mogłem tutaj być. Był to dla mnie powrót po kontuzji ramienia. Przegraliśmy, ale to jest sport i mogło nam się to zdarzyć - przyznał sympatyczny Brazylijczyk, po czym dodał. - Ergo Arena to bardzo dobra, nowoczesna hala, która potwierdza że Polska ma jedne z najlepszych obiektów do gry w siatkówce.
Vissotto bardzo krytycznie ocenił grę swoją i swojej drużyny. - Graliśmy bardzo słabo. Powinniśmy zdobyć więcej punktów w środowym spotkaniu. Graliśmy jakoś bez wściekłości, bez mocy... Po prostu tak, jak Brazylia nie powinna grać. Chciałbym jednak pogratulować Polsce. Jak już powiedziałeś, był to historyczny moment dla Polski i dla tej hali. Jestem dumny z tego, że mogłem uczestniczyć w tym historycznym meczu - powiedział Leandro Vissotto, który jednak zdementował pogłoski, jakoby Brazylijczykom nie zależało na zwycięstwie w tym spotkaniu. - Mecz był towarzyski, ale gdy wychodzimy na boisko, to zawsze chcemy wygrać - uciął spekulację 212-centymetrowy atakujący.
Biorąc pod uwagę ostatnie sukcesy brazylijskich siatkarzy i znanych przez wszystkich piłkarzy Canarinhos wydaje się, że to przedstawiciele halowego sportu stają się powoli eksportową marką największego państwa Ameryki Południowej. - Tak, teraz gramy lepiej od naszych piłkarzy - zaśmiał się Vissotto. - Liczę, że utrzymamy ten poziom i wygramy turniej Mistrzostw Świata, spisując się tam lepiej od piłkarzy reprezentacji Brazylii na ostatnim Mundialu w RPA - zakończył siatkarz w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)