Im dłużej trenuję, tym mniejszy czuję ból - rozmowa z Sebastianem Świderskim, przyjmującym ZAKSY Kędzierzyn-Koźle (cz.I)

Sebastian Świderski nie znalazł się w reprezentacji na włoski mundial, ale i tak jest ciągle zajęty. Treningi, spotkania, przeprowadzka do Kędzierzyna, a do tego jeszcze udział w wielu akcjach promocyjnych to niemała dawka. "Świder" jednak nie narzeka, a że jest zawodowcem, to znajduje na wszystko czas. Znalazł go też na długą rozmowę z portalem SportoweFakty.pl. Ocenił w nim swój klub, reprezentację i zdradził, że przez cztery dni treningów z ZAKSIE odbił piłkę więcej razy niż przez miesiąc pracy z kadrą.

Wojciech Potocki: Na mistrzostwa świata pan nie pojedzie, ale w ostatnich dniach i tak jest najbardziej zajętym siatkarzem w Polsce.

Sebastian Świderski: Cóż, rzeczywiście na mistrzostwa nie jadę, ale rozpocząłem ciężkie treningi w klubie, a dodatkowo zostałem zaproszony przez Red Bulla do Warszawy na fajną imprezę ( to tu przeprowadziliśmy te rozmowę – przyp. red.). Do tego zaraz wyjeżdżam na finał turnieju dziecięcego Kinder Plus, którego jestem ambasadorem. Rzeczywiście tydzień niezwykle pracowity, ale równocześnie ogromnie przyjemny. W Warszawie trochę śmiechu, jeszcze więcej adrenaliny, a w Zabrzu po prostu przyjemność z oglądania w akcji młodych siatkarzy, wręczenie nagród najlepszym i chyba najważniejsze - ogłoszenie im świetnej wiadomości, że jadą na pierwszą rundę mistrzostw świata do Włoch.

Castellani zrezygnował z pana usług i stąd zmiana dyscypliny na wyścigi gokartów?

- Nie, nie to po prostu fajna zabawa. Mój wzrost i waga wyraźnie przekraczają parametry potrzebne w tej dyscyplinie. Najlepiej widać to było podczas wyścigu. Na prostych inni, mniejsi kierowcy po prostu mnie objeżdżali i nic nie dawało wciśnięcie gazu do dechy (śmiech). Ten start pomógł mi jednak oderwać się na chwilę od siatkówki i codziennych problemów z nią związanych.

Motoryzacja to pana hobby, czy po prostu skorzystał pan tylko z okazji żeby przejechać się gokartem?

- Oczywiście, że nie jeżdżę nim codziennie, bo to trochę za ciasno, niewygodnie i sztywno (śmiech). Siatkarze nie mają za dużo wolnego czasu, ale mam nadzieję, że uda się jeszcze wygospodarować chwilę na to, by w Kędzierzynie albo gdzieś pod miastem trochę się pościgać. Na razie motoryzacja to dla mnie jazda normalnym samochodem, przeważnie na trening, albo zgrupowanie kadry.

Sam pan przywołał Kędzierzyn. Wrócił pan tam po 7 latach. Coś się zmieniło? Grał pan w zupełnie innej hali, publiczność - o czym się pan jeszcze przekona – też jest trochę inna. Jak teraz prezentuje się klub?

- Jestem za krótko, żeby wszystko oceniać. Na pewno widać duży skok jakościowy. Nowa hala, całe zaplecze treningowe są na najwyższym poziomie. Widać też zmiany w strukturach klubu. A jeśli chodzi o atmosferę, to myślę, że w hali będzie bardzo gorąca. Pamiętam, ze starych czasów, że w starej hali rywalom było bardzo ciężko z nami wygrać również ze względu na fantastyczny doping kibiców. Wierzę, że teraz będzie podobnie. Zbudowano bardzo ciekawy zespół, którego celem jest walka o medale. Mam nadzieję, że przysporzymy kibicom wielu radości, a oni pomogą nam osiągnąć zakładane cele.

Na razie trenujecie z Andrzejem Kubackim w bardzo okrojonym składzie. Czy trening szóstki graczy ma w ogóle sens?

- Oczywiście. Przede wszystkim ci którzy nie grają w kadrze muszą się jakoś przygotować do sezonu. Powiem nawet więcej - jeśli trenuje się w sześciu, to ilość powtórzeń niektórych elementów jest dużo większa, przerwy między nimi są krótsze, więc zajęcia stają się dużo bardziej intensywne. Poza tym pracuje się w większym skupieniu. Wiadomo, w większej grupie, piłka gdzieś tam ucieknie, ktoś zażartuje, a czas leci. Teraz po prostu częściej odbijamy piłkę.

Jednym słowem ma pan teraz to, czego brakowało w reprezentacji - treningi z dużą ilością powtórzeń.

- Tak, przez cztery dni treningów w Kędzierzynie, mam na myśli zajęcia z piłką, odbiłem ją więcej razy niż przez miesiąc spędzony z reprezentacją. Niestety w kadrze trenowało nas kilkunastu i kiedy już odbiłeś piłkę te dwa czy trzy razy, to musiałeś przejść na koniec kolejki i czekać. Ja po kontuzji i operacji potrzebowałem jak najwięcej treningu i styczności w piłkami. W Spale takiej możliwości nie było. Mam jednak nadzieję, że teraz uda mi się nadrobić czas, który właśnie tam straciłem.

Sebastian Świderski podczas zawodów w As Karcie. Fot. Wojciech Potocki

Wspomniał pan o kontuzji. Już wszystko wróciło do normy? Podobno jeśli siatkarza nic nie boli to zły znak?

- Dokładnie tak. Jeśli nic nie boli to trzeba się zastanowić co się dzieje (śmiech). Ze mną było tak, że po rutynowej artroskopii kolana i jego czyszczeniu okazało się, że jest potrzebna bardzo poważna operacja. Lekarze mówili że po niej trzeba kilku miesięcy żeby ból nie wracał. Teraz mogę to sam potwierdzić. Im dłużej trenuję, tym ból jest mniejszy i można się do niego bardziej przyzwyczaić. Mam nadzieję, że do rozpoczęcia sezonu wszystko będzie OK. Tym bardziej, że zapowiada się piekielnie trudna i wyczerpująca walka. Nie znajdziemy czasu na poważne treningi i trzeba będzie grać "tym" co się teraz wypracuje.

A nie boi się pan, że w tak trudnej walce odnowią się te zaleczone urazy?

- Zobaczymy. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku, a ja mam nadzieję, że kontuzje nie wrócą. Po to teraz poświęcamy tyle czasu na trening, budujemy siłę i wytrzymałość, żeby w sezonie nie wracały żadne dolegliwości. Chociaż trzeba powiedzieć, że różne naderwana mięśni czy inne urazy pojawiają się przede wszystkim wtedy kiedy człowiek jest przemęczony, a tegoroczny sezon będzie bardzo długi i trudny.

Jak pan ocenia ZAKSĘ przed sezonem? Prezes Pietrzyk mówi wprost o medalu i finale. A wy, zawodnicy, myślicie o mistrzostwie?

- Naturalnie. Każdy z nas, przygotowując się do sezonu, myśli o najwyższych celach. Wiadomo, będzie bardzo trudno, bo przecież Skra Bełchatów to drużyna budowana przez kilka ostatnich lat. Zespół bardzo zgrany, gdzie zawodnicy rozumieją się bez słów.

Wam chyba też nic nie brakuje. Z Pawłem Zagumnym znacie się nie gorzej niż Falasca z Antigą, a myślę nawet, że dużo lepiej

- To prawda. Teraz w kadrze "Guma" też trenuje z Patrykiem Czarnowskim, Jakubem Jaroszem i Michałem Ruciakiem, ale potem wróci do klubu i będzie musiał zgrać się z Jurijem Gładyrem czy na przykład Tine Urnauterm. Na to potrzeba czasu, bo przecież indywidualności takie jak Paweł mogą decydować o wygraniu kilku piłek ale nie całego meczu, turnieju czy ligi. Tutaj wynik będzie zależał od całej grupy. Tak jak stało się to w ubiegłym roku z reprezentacją. Pojechała niby osłabiona, niby skazana na porażkę, a potem okazało się że powstał świetny kolektyw, "paka", która wygrała mistrzostwa Europy. Oni pokazali, że nazwiska nie zawsze się liczą. Mam nadzieję, że podobny zespół stworzymy w Kędzierzynie.

Druga część rozmowy z Sebastianem Świderskim ukaże się w poniedziałek, 13 września, a w niej deklaracja siatkarza, że z Polski już nie wyjedzie. "Seba" zdradził nam też swoje plany klubowe i reprezentacyjne. Powiedział również gdzie… jeździ na ryby.

Komentarze (0)