Mundialowa dezorganizacja we Włoszech

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W przypadku włoskich mistrzostw świata trudno mówić o sukcesie organizacyjnym. Siatkarze zamiast uczciwie walczyć o medale, mają na głowie inne problemy. <i>- Czasem mam wrażenie, że rozpuściliśmy siatkarski świat -</i> mówi Marek Brandt, kierownik reprezentacji Polski. <i>- Imprezy organizowane w naszym kraju są na najwyższym poziomie -</i> dodaje.

Polska siatkówka jest znana nie tylko dzięki dobrym występom polskich siatkarzy na arenach międzynarodowych, ale także, a nawet przede wszystkim, z doskonałej organizacji oraz wiernych kibiców. - Czasem mam wrażenie, że rozpuściliśmy siatkarski świat - mówi kierownik reprezentacji Polski Marek Brandt. - Imprezy organizowane w naszym kraju są na najwyższym poziomie, zawodnicy śpią w najlepszych hotelach, a zachcianki gości spełniane są natychmiast. A we Włoszech? Wręcz przeciwnie - dodaje.

Wszystkie reprezentacje, oprócz gospodarza, narzekają na system rozgrywek. W Rzymie wylądować chciał każdy, stąd kalkulacje nawet najlepszych światowych zespołów, m.in. Brazylii, Rosji czy Serbii.

System okazał się tylko jednym z wielu "włoskich" problemów. Dużą bolączką zawodników były długie i męczące podróże po kraju. - Pomysł z organizacją mistrzostw w dziesięciu miastach nie jest dobry - komentuje prezes PZPS Mirosław Przedpełski. W dużej mierze koszty przejazdu oraz zakwaterowania pokrywa organizator, nie wyszło to jednak na dobre reprezentacjom. Podróż Polaków z Warszawy do Triestu trwała dwanaście godzin. Z Triestu do Ankony siatkarze jechali wąskim autobusem ponad sześć godzin. Z Ankony najpierw zawodnicy udali się do Rzymu, skąd odlecieli do Polski, mimo że nieopodal miasta, w którym grali, znajdowało się międzynarodowe lotnisko. Z hotelu Polacy wyjechali o 5 rano podzieleni na dwie grupy.

Nie tylko odległość stanowiła problem. Niemcy musieli radzić sobie także z dużą różnicą temperatur - w Treście było 18 stopni, natomiast w Katanii 30. Po spotkaniach w Katanii ekipa Lozano musiała dostać się do Rzymu oddalonego o 800 km. Ułatwieniem była jednak podróż samolotem.

Kolejny cień tego mundialu to miejsca noclegowe. Przykładowo w Ankonie sieć hotelarska nie jest wybitnie rozwinięta, stąd dziennikarze po meczu Polska - Serbia gorączkowo zabrali się za rezerwację noclegów, zamiast rozmowy z siatkarzami.

Bilety na mistrzostwa były sprzedawane przez internet, ale odebrać należało je osobiście przed meczem! Nie dziwią więc długie biało-czerwone kolejki przy kasach przed spotkaniami Polaków, bo przecież na trybunach naszych fanów było najwięcej. Sporo biletów na finały mistrzostw świata wykupili polscy kibice, więc niestety rzymska hala może świecić pustkami...

Źródło artykułu: