Magdalena Gajek: "... ja wciąż pamiętam ciebie z tamtych lat"

Kandydatem na polskiego feniksa może być Mariusz Wlazły, który bardzo rozczarował kibiców podczas tegorocznego mundialu. Mam nadzieję, że słaba gra atakującego (albo raczej jej brak) jest tylko złym początkiem dobrego.

W tym artykule dowiesz się o:

Jak wiele określeń w ostatnich latach przylgnęło, wydawało się na długo, do Mariusza Wlazłego. Odkrycie roku, najlepszy atakujący, filar reprezentacji, perła polskiej siatkówki, polska wizytówka w siatkarskim świecie. Niestety, po tegorocznych mistrzostwach świata o Wlazłym nie można mówić w superlatywach. Na wstępie zaznaczam, że nie jestem przeciwko siatkarzowi, ale z bólem przyznaję, że forma atakującego pozostawia wiele do życzenia. Nigdy bym nie przypuszczała, że Mariusz Wlazły w kwiecie sportowego wieku wystąpi w roli zmienna na mistrzostwach świata, pomijając już fakt, że mistrzostwo Europy zdobyliśmy w składzie z Jakubem Jaroszem.

Kariera Wlazłego rozpoczęła się od juniorskich sukcesów kadrowych. W 2003 roku zawodnik sięgnął po tytuł mistrza świata juniorów, dalej nie było gorzej. Od tego czasu siatkarz co roku otrzymywał powołanie do reprezentacji. Na długo zagościł również w Skrze Bełchatów - najbardziej topowym polskim klubie ostatnich lat, w 2008 roku wytypowano go na kapitana tego zespołu. Lista indywidualnych sukcesów Wlazłego jest jednak dłuższa niż ta, na której znajdują się wszystkie zdobyte ze Skrą trofea! Cztery lata temu gracz stanął na drugim stopniu podium mistrzostw świata z kadrą Raula Lozano, został nominowany do nagrody MVP, a lepszy wówczas okazał się tylko legendarny Giba.

Brak Wlazłego w kadrze na mistrzostwach Europy był dla wszystkich jasny. Problemy zdrowotne wyeliminowały zawodnika z tej ważnej imprezy. W chwale siatkarz jednak nie powrócił na mistrzostwa świata, a na boisku odnalazł się ponownie już niemłody Pior Gruszka. Trzymam za Wlazłego kciuki, ponieważ polski zespół potrzebuje lidera. Tym bardziej, że naszą kadrę czeka trudny czas zacierania śladów po mundialowej katastrofie. Miejsca w reprezentacji dla atakującego są tylko dwa i Wlazły musi przestać zadowalać się tym drugim. W moim odczuciu każdy, kto siada na ławce rezerwowych pogodzony z rolą zmiennika, może sobie darować kolejny trening. Polacy potrzebują teraz wstrząsu. Równie silnego impulsu, jak ten, który odczuli w pierwszej sekundzie po zdobyciu przez Bułgarów 25 punktu w trzeciej partii. Przed Wlazłym sezon klubowym w jednej z najsilniejszych polskich drużyn - obserwujmy i czekajmy na zmiany, bo projekt Londyn 2012 jeszcze przed nami.

Mam głęboką nadzieję, że następnym razem, kiedy będę komentowała potknięcia Mariusza Wlazłego ponownie wykorzystam cytat z piosenki Krzysztofa Krawczyka. Z tym, że wówczas chcę napisać - "Jak już kiedyś raz, wróć do mnie", bo wierzę, że Wlazły nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Komentarze (0)