MŚ: Robi się gorąco. Biało-czerwone znów na kolanach - relacja z meczu Polska - Serbia

Nie udało się z Japonią, nie powiodło się także z Serbią. Polskie siatkarki po raz drugi nie sprostały swoim rywalkom, choć nie były ekipą zdecydowanie słabszą. Można powiedzieć więcej, biało-czerwone długimi momentami były wyraźnie lepsze, ale po raz kolejny zabrakło postawienia kropki nad i. Na tym spotkaniu postronni kibice mogli się nieźle ubawić. Nie była to zasługa żadnego japońskiego komika, a sędziego z Portoryko, który wyraźnie chciał zaistnieć w całym widowisku.

Miłosz Marek
Miłosz Marek

Mecz rozpoczął się od asa Mileny Sadurek. W kolejnych fazach seta dużo lepiej radziły sobie Serbki, które niemal całkowicie zdominowały pojedynek. Głównie za sprawą mocnej zagrywki, z którą zupełnie nie radziły sobie biało-czerwone. Katem naszych siatkarek była w tym elemencie Brizitka Molnar, która zdobyła trzy punkty z rzędu właśnie zagrywką. Naszym reprezentantkom brakowały pomysłu na grę i szybkich, kombinacyjnych akcji. Wszystko wynikało z niedokładnego przyjęcia zagrywki.

Po kilku akcjach sygnał do ataku dała libero naszej ekipy Mariola Zenik, która w swoim stylu wyciągała kolejne piłki w obronie. To przekładało się na kontry w naszej ekipie. Z początku Serbki radziły sobie z nimi bardzo dobrze. Udało się im nawet powiększyć prowadzenie do aż sześciu oczek, po ataku Jovany Brakocevic, po którym na tablicy świetlnej pojawił się wynik 8:14. Po tej akcji o 30 sekund dla swojego zespołu poprosił Jerzy Matlak. Po spokojny przekazaniu swoich uwag i wprowadzeniu Aleksandry Jagieło na zagrywkę dokonała się metamorfoza naszego zespołu. Kolejne piękne obrony na swoim koncie notowała Zenik, a w ataku meldowały się wszystkie nasze zawodniczki. Wszystkie skutecznie. Przewaga rywalek została zniwelowana jeszcze przed przerwą techniczną! Na nią Polki zeszły prowadząc 16:15. Tak dobrze grających kadrowiczek nie było w stanie nic zatrzymać. Ostatecznie Polki wygrały partię 25:19.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Jest nam przykro - komentarze po spotkaniu Polska - Serbia

Ekipa z Bałkanów, wyraźnie podrażniona porażką, ponownie rozpoczęła od mocnego uderzenia. Już przy stanie 0:3 trener Matlak zaprosił swoje siatkarki do siebie. Podobnie jak w pierwszej partii nasze kadrowiczki zdołały odrobić straty. Tym razem szybciej, bo już przy stanie 9:9. Serbkom nic nie wychodziło. Kapitan zespołu i najbardziej doświadczona siatkarka, Jelena Nikolic potrafiła nawet plasować piłkę w dolną taśmę. Kryzys dopadł również nasze zawodniczki, które w dalszej części seta straciły 3-punktowy dystans nad rywalkami. Gra była wyrównana. Aż przyszedł czas do feralnej akcji przy stanie 17:17.

Do akcji wkroczył drugi sędzia z Portoryko, przerywając grę sygnałem dźwiękowym i dezorganizując wszystko na pięć minut. Na boisku chciał koniecznie zobaczyć Agnieszkę Bednarek-Kaszę, która kilka akcji wcześniej zeszła z parkietu z powodu urazu. Wydaje się, że nie zapisano tej zmiany w protokole. Interweniować musiał suprevisor, który przerwał całą farsę, która kosztowała sporo nerwów Polki.

To zdarzenie nie wpłynęło szczególnie na postawę obu drużyn. Walka obu zespołów była nadal wyrównana. Czujące "nóż na gardle" Serbki zaczęły grać odważniej, co przyniosło im drobną przewagę. W następstwie oznaczało to dwie piłki setowe. W nich Nikolić po raz kolejny pokazała, że nie znajduje się w najwyższej dyspozycji, nie kończąc dwóch prób. Biało-czerwone miały szansę wyjść na prowadzenie w końcówce, ale Anna Werblińska nie skończyła trudnej piłki. Niestety, tę partię wygrały rywalki, po błędzie w przyjęciu dobrze spisującej się Zenik.

Kolejny set, podobnie jak pierwszy, rozpoczął as Sadurek. Polki znów nie weszły dobrze w kolejną odsłonę i "tradycyjnie" rywalki uciekły im na kilka oczek. Równie standardowo biało-czerwone mozolnie odrabiały te straty i wyszły na prowadzenie. Były no nawet cztery punkt - 19:15, 20:16. To nie wystarczyło do zwycięstwa. Wszystko zniwelowane zostało w jednym ustawieniu. Wszystko ponownie miała rozstrzygnąć walka na przewagi. Podopieczne trenera Matlak miały swoją szansę wyjść na prowadzenie, ale dwa razy nieskutecznie atakowała Werblińska. Odsłonę zakończył atak Nikolić.

W secie ostatnim szansy wydawało się, że to siatkarki występujące z orzełkiem na piersi. Niestety, były to tylko pozory. Dwa punkty uciekły bardzo szybko. Potem już tylko błąd, nieskończony atak, napędzone Serbki. Wszystkie składniki złożyły się na bardzo niekorzystny wynik. Nie było zawodniczki, która swoją grą pociągnęłaby Polki do lepszej gry. Takich problemów nie miały rywalki, które wyraźnie złapały wiatr w żagle i zadawały kolejne ciosy, zbliżając się do ostatecznego nokautu. W końcówce wynik znacznie się poprawił, a spore zasługi w tym miała Joanna Wołosz, która zastąpiła Sadurek i odważnie prowadziła grę naszej kadry. Była nawet szansa na remis. Wydawało się, że Okuniewska zablokowała jedną z Serbek na środku. Jednak piłka, która odbiła się od głowy rywalki wpadła w pomarańczowe pole po polskiej stronie. Po kolejnej akcji siatkarki udały się do szatni.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Tak radzą sobie grupowe rywalki Polek


Nasze kadrowiczki przegrały drugi mecz i ich szanse na awans do kolejnej rundy nadal są bardzo duże, ale w kontekście walki o medale sytuacja robi się już nieciekawa. W kolejnym, niedzielnym spotkaniu nie może być mowy o innym wyniku, niż 3:0 z Kostaryką.

Polska - Serbia 1:3 (25:19, 25:27, 24:26, 22:25)

Polska:
Sadurek, Kaczor, Werblińska, Glinka, Bednarek-Kasza, Gajgał, Zenik (libero) oraz Jagieło, Okuniewska, Kosek, Wołosz, Zaroślińska

Serbia: Ognjenović, Rašić, Nikolić, Brakočević, Krsmanović, Molnar, Ćebić (libero) oraz Malagurski, Majstorović

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Biało-czerwone komentują porażkę

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×