Puchar CEV: Rzeszowianom niestraszna nawet zbyt niska hala - relacja ze spotkania Fino Kaposvar - Asseco Resovia Rzeszów

Asseco Resovia Rzeszów w pierwszej rundzie Pucharu CEV spotkała się w dwumeczu z węgierskim Fino Kaposvar. Po łatwej wygranej we własnej hali, na Węgrzech potrzeba było czterech setów do zakończenia sukcesem tej rywalizacji. Resovia grała dość nierówno, ale rywal nie najwyższej klasy nie wykorzystał kłopotów drużyny z Podkarpacia. Rzeszowianom momentami przeszkadzała niska hala, która mimo zbyt małych parametrów została dopuszczona do rozgrywek pucharowych przez europejską federację.

Edyta Gwóźdź
Edyta Gwóźdź

Tegoroczny regulamin CEV przewiduje konieczność dwóch wygranych, aby awansować do kolejnej rundy pucharu. Dlatego mimo zwycięstwa u siebie 3:0 Resovii nie wystarczał do szczęścia jeden set w Kaposvarze. Należało wygrać cały mecz, aby uniknąć "złotego seta".

Mecz rzeszowianie rozpoczęli od prowadzenia 3:1. Jednak dość szybko je stracili. Doskonale tego dnia dysponowany Ferenc Nemeth zagrywkami rozbijał przyjęcie, a w konsekwencji skuteczność ataków gości. Najwięcej problemów miał Matej Cernić. Węgrzy wyszli na prowadzenie 7:5. Po bloku na Gyorgy Grozerze, przy stanie 10:6 dla gospodarzy, trener Ljubo Travica poprosił o przerwę. Lekiem na kłopoty okazała się zmiana Cernica na Rafała Buszka. Uspokoił on przyjęcie i skutecznie atakował. Rzeszowianie doprowadzili do remisu 11:11, a potem wyszli na prowadzenie 15:14.

Nie oznaczało to braku problemów, bowiem główna "armata" rzeszowian, czyli Grozer nie czuł się komfortowo w tym secie, od czasu do czasu nadziewając się na blok. Jednak w końcówce o wyniku przeważył as serwisowy Ryana Millara (21:19) oraz błędy własne Węgrów. Pierwszą partię zakończył skuteczny atak Grozera.

Set numer dwa rozpoczął się od prowadzenia 4:0 dla gości i nic nie wskazywało na końcowe problemy. Pierwsze skrzypce w tym okresie grał środkowy Łukasz Perłowski. To jego skuteczne bloki i ataki dały przewagę Resovii. Od stanu 6:1 coś się jednak zacięło. Węgrzy wzmocnili zagrywkę, z którą nie radzili sobie ani Aleh Akhrem, ani Buszek. Przewaga błyskawicznie stopniała i było już 6:6. Wprawdzie ponownie Perłowski dał swojemu zespołowi dwupunktowe prowadzenie po skutecznym ataku i zagrywce (8:6), ale potem kłopoty rozpoczęły się na dobre.

Rzeszowianie mnożyli błędy w ataku, mieli też ogromne problemy z przyjęciem. Niska hala dawała o sobie znać raz po raz. Podbijane przez przyjmujących piłki obijały się o sufit. Balazs Bagics bombardował w ten sposób Buszka i Krzysztofa Ignaczaka. Sami Węgrzy takich błędów nie popełniali, bowiem lepiej potrafili znaleźć się w swojej hali. W ten sposób odskoczyli rywalom na wynik 14:9. Ivan Ilić zmienił Michała Baranowicza. Pojawił się też Wojciech Grzyb. Rzeszowianie zaczęli niwelować straty. Zagrywki Buszka pozwoliły Resovii zbliżyć się na dwa punkty (19:17). Jednak opuścił on plac gry zaraz potem, a w końcówce rozgrywanej na przewagi asem serwisowym został "ustrzelony" ten, który go zmienił, czyli Matej Cernić.

W kolejnej partii zostali na parkiecie Cernić i Grzyb, do końca meczu rozgrywał już Ilić. Przegrana podziałała na rzeszowian jak zimny prysznic. Trzeciego seta rozpoczęli od prowadzenia 5:1. Jednak po chwili znów przytrafił się im mały przestój i gospodarze zbliżyli się na dwa punkty (6:4). Ale w tej partii zawodnicy z Podkarpacia postanowili zrobić wszystko, żeby nie stwarzać już sobie zagrożenia. Starali się przez cały czas trzymać rywali na bezpieczny dystans. Gdy ci zbliżali się na dwa punkty, natychmiast skutecznym kontratakiem lub blokiem rzeszowianie ponownie powiększali przewagę. Ivan Ilić wprowadził do gry sporo spokoju, najwyraźniej przy nim także lepiej niż przy Baranowiczu czuł się Gyorgy Grozer. Resovia prowadziła w tym secie z mniejszą lub większą przewagą i ostatecznie wygrała różnicą czterech punktów.

Partia numer cztery rozpoczęła się dla gości niebezpiecznie. Ponownie dał o sobie znać niski sufit hali i bombardujące zagrywki Bagicsa. Było już 3:0 dla gospodarzy, ale rzeszowianie powoli zaczęli mobilizować się do lepszej gry. Spory w tym udział miał Gyorgy Grozer, który na zagrywce zaczął "odwdzięczać się" przeciwnikom. Dołożył też skuteczne kontrataki i Resovia wyszła na prowadzenie 10:7. To uspokoiło zespół na tyle, że zaczął grać już spokojniej. Momentami powiększał przewagę nawet do pięciu punktów. Było co prawda ciągle trochę błędów w ataku, zwłaszcza autorstwa Akhrema, były zepsute zagrywki własne i te gości przyjmowane "w sufit", ale Resovia nie pozwoliła już sobie na niespodzianki. Wygrała tę partię dość spokojnie, unikając tie-break'a i "złotego seta", awansując do 1/8 finału Pucharu CEV.

Fino Kaposvar Roplabda - Asseco Resovia Rzeszów 1:3 (21:25, 28:26, 21:25, 21:25)

Fino Kaposvar: Szabo, Hoboth, Csoma, Nemeth, Bagics, Kaszap, Domotor (libero) oraz Laszczik, Schulcz

Resovia Rzeszów: Grozer, Perłowski, Akhrem, Cernić, Baranowicz, Millar Ignaczak (libero) oraz Buszek, Ilić, Grzyb

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×