W 2001 roku wartość medialna ligi wynosiła 500 tys. złotych, obecna jej wartość to 92 mln złotych. - W najbliższym sezonie powinna paść bariera 100 mln złotych. W Polsce mamy pięć, sześć mocnych zespołów, które mogą myśleć o wygraniu ligi. Skoro władze CEV zapraszają dużą ilość naszych drużyn do europejskich pucharów, to znaczy, że doceniają jakość naszych rozgrywek. Nie mamy się czego wstydzić. Myślę, że jak nie w tym sezonie, to w następnym będzie głośno o polskich kobiecych zespołach w Europie - dodał Kasprzyk.
Marcin Frączak: Kto jest dla pana faworytem rozgrywek?
Jacek Kasprzyk : Z tego typu dywagacjami trzeba uważać. Dlaczego? Raz, że to liga w, której grają kobiety, a te zmienne są. Dwa, jak wymienię jeden zespół, to zaraz będę miał dziewięciu wrogów. Jest klika drużyn, które będą walczyły o mistrzostwo Polski. Począwszy od zespołów z Bielska-Białej, Muszyny, którym powinny zagrozić drużyny z Dąbrowy Górniczej, Sopotu, Łodzi. Myślę, że pięć, czy nawet sześć zespołów ma szansę myśleć o wygraniu PlusLigi Kobiet.
Padają komentarze, że PlusLiga Kobiet jest prawie tak samo profesjonalna jak rozgrywki mężczyzn. A kiedy będzie tak samo profesjonalna?
- Na pewno wniosek złożony przez Polski Związek Piłki Siatkowej do ministra o zarejestrowanie zawodowej ligi spowoduje, że poziom organizacyjny drużyn PlusLigi Kobiet jeszcze się podniesie. My nie narzekamy. Bardzo dobrze współpracuje mi się z prezesami klubów. Oczywiście są kluby mocniejsze organizacyjnie i słabsze. Zupełnie jak w życiu, są siatkarki lepsze i słabsze. Ja swoją pracą mogę motywować, prosić, kluby słabsze, aby poprawiły jeszcze organizację.
Obecna wartość medialna rozgrywek, których jest pan dyrektorem, to 92 mln złotych. Kiedy pęknie przysłowiowa "stówa"?
- Myślę, że w tym sezonie. Co roku, a więc od 2005, jak powstała PlusLiga Kobiet, wartość medialna rośnie o około 20 mln. To jest bardzo ważny wskaźnik dla sponsorów. Przypomnijmy, że w 2001 roku wartość medialna ligi wynosiła 500 tys. złotych.
W PlusLidze Kobiet nie ma zespołu z Warszawy. Panuje potoczne stwierdzenie, że dobrze jest, jak w lidze znajduje się zespół ze stolicy. Nie tylko w siatkówce, ale też w innych dyscyplinach. Denerwuje pana taka sytuacja?
- Nie ma zespołów również z innych wielkich miast, jak z Krakowa czy z Poznania, które jeszcze niedawno były. Taka jest sytuacja na rynku i w kraju, że właśnie w mniejszych miejscowościach działacze są na tyle prężni, że potrafią zebrać odpowiedni budżet.
Osoby przychylne PlusLidze Kobiet podkreślają, że te rozgrywki, to najlepsza liga pań w Polsce. Jak panu się to podoba?
- Nie wypada mi się z tym nie zgodzić. Wystarczy spojrzeć na to ile drużyn gra w europejskich pucharach, aby przekonać się, że tego typu określenia nie są na wyrost. Skoro władze CEV zapraszają dużą ilość naszych drużyn do europejskich rozgrywek, to znaczy, że doceniają jakość naszej ligi. Nie mamy się czego wstydzić. Myślę, że jak nie w tym sezonie, to w następnym będzie głośno o polskich kobiecych zespołach.
Władze CEV zaprosiły do Ligi Mistrzyń aż trzy polskie zespoły. Chyba nie powinno być obaw, że któryś z nich będzie zaniżał poziom?
- Nie. No chyba, że spalą się psychicznie, jak siatkarki Organiki Łódź, które u siebie przegrały z MC-Carnaghi Villa Cortese. Klub grał jednak pierwszy raz w pucharach i to było tego przyczyną. Jestem jednak przekonany, że to był wypadek przy pracy.
Jakie są szanse na to, że w Polsce odbędzie się Final Four?
- To zależy przede wszystkim od klubu. Jeśli, którykolwiek klub grający w Lidze Mistrzyń wystosuje pismo do związku, że chce zorganizować Final Four, to myślę, że mamy poważne argumenty na to, aby tego typu impreza odbyła się w Polsce. Siatkówka jest u nas bardzo popularna, mamy silną ligę, stabilne budżety. Władze CEV na to zwracają uwagę.
Wspomniał pan o budżetach. Jak kształtują się budżety polskich klubów w PlusLidze Kobiet?
- To są tajne, poufne informacje. Naturalne jest to, że kluby niechętnie się dzielą takim danymi. Mogę powiedzieć, że budżety od 6 do 8 mln, mają czołowe kluby. Najniższy budżet, to około 1,5 mln złotych.
Włoszka, Amerykanka, Holenderki, Turczynki, to letnie wzmocnienia zespołów ligowych. Jak to może przełożyć się na poziom rozgrywek?
- Kiedyś też grały w naszych zespołach zawodniczki spoza granic Polski. Jednak jakość tych co będą grały w najbliższym sezonie, jest znacznie wyższa, od tych co występowały kiedyś. W Muszynie jest Caroline Wensink, która była szóstkową zawodniczką reprezentacji Holandii. Pojawiła się Debby Stam-Pilon, która co prawda ostatnio nie grała tak dużo w kadrze, bo była kontuzjowana, ale przez lata stanowiła ważne ogniwo w zespole Holandii. Włoszka Simona Rinieri z Sopotu, to przecież mistrzyni świata, Turczynka Neriman Özsoy, też uznana marka. Te dziewczyny co przyszły gwarantują zdecydowanie wyższy poziom, niż to było wcześniej.
Polskie kluby sprowadzają uznane zawodniczki. PlusLiga Kobiet, to pana zdaniem, która liga w Europie?
- Myślę, że jesteśmy trzecią ligą. Na pewno mocniejsze są włoska i rosyjska. Natomiast w Turcji są tak naprawdę dwa bardzo mocne kluby, a pozostałe są słabiutkie. Z pozostałymi Rumia, czyli beniaminek PlusLigi Kobiet chyba nie miałby kłopotu, aby wygrać. Miałem to szczęście, że widziałem mecze w kilku ligach. Wiem jak grają tureckie zespoły. We Francji jest praktycznie jeden klub, Caen, a w Hiszpanii Murcia. W tych krajach budowany jest jeden zespół, góra dwa, na europejskie puchary. W Polsce jest pięć, sześć silnych zespołów. W poprzednim sezonie drużyna z Wrocławia, która zajęła w lidze szóste miejsce, awansował do Final Four Challenge Cup.
Niezłą drużynę buduje Sopot. Dorota Świeniewicz, Magdalena Śliwa, a przede wszystkim Włoszka, Simona Rinieri, te nazwiska robią wrażenie na kibicach. Na co stać pana zdaniem zespół z Sopotu w najbliższym sezonie?
- Na pewno to jest bardzo mocna drużyna. Sopot wygrał sporo turniejów w okresie przygotowawczym do sezonu. O jednym musimy jednak pamiętać. Nazwiska nie grają. To, że zespół wygląda fajnie na papierze to jedno, ale klasę trzeba potwierdzić na parkiecie.
PlusLiga Kobiet to jedno, ale nie mogło zabraknąć pytania o kadrę. Co z trenerem reprezentacji kobiet?
- Jest nim Jerzy Matlak, który ma podpisaną umowę do Igrzysk Olimpijskich w Londynie.
Umowa oczywiście jest na papierze, ale jaka będzie jego przyszłość?
- Nie są prowadzone żadne rozmowy na temat jego zwalniania.