Może jeszcze nie dzisiaj, może nie w najbliższym czasie. Twierdzę jednak, że za cztery, może pięć lat osoba obecnego szkoleniowca Politechniki Warszawskiej będzie poważnym kandydatem do roli selekcjonera. Dlaczego? Powodów jest kilka.
Karierę Radosława Panasa śledzę odkąd trafił do Politechniki. Były zawodnik, mający na koncie ponad 50 występów w reprezentacji, jest typem szkoleniowca, cieszącego się zaufaniem zawodników. Przypomina nieco Daniela Castellaniego, za którym kadrowicze poszliby w ogień. Nie pamiętam, aby Panas kiedykolwiek skrytykował któregoś ze swoich siatkarzy. Według niego zawsze gra zespół i właśnie drużynę rozlicza się z wyników. Po prostu wszystko zostaje w szatni.
Po drugie nie próbuje sztucznie wykreować szacunku u podopiecznych. Chociażby Marcin Nowak, z którym grał w AZS-ie Częstochowa, mówi do niego po imieniu. Pomiędzy nimi jest ledwie pięć lat różnicy, więc wydaje się to naturalne. Ilu jednak trenerów zdecydowałoby się na taki gest?
Po trzecie jest świetnym taktykiem. Co prawda poprzedni sezon mu nie wyszedł, był wypadkiem przy pracy, jednak w obecnym Politechnika zaskakuje na plus. A pamiętajmy przecież, że jest to drużyna złożona z dwóch najgorszych zespołów poprzedniego sezonu, wsparta Zbigniewem Bartmanem, Michałem Kubiakiem i Marcinem Nowakiem właśnie, który pod okiem byłego kolegi z boiska przeżywa w bieżących rozgrywkach drugą młodość.
I trzeba oddać Radosławowi Panasowi, że potrafił stworzyć w Warszawie prawdziwy zespół. Zespół, który w tym sezonie pokonał Resovię, Jastrzębski Węgiel i ZAKSĘ. Po wygraniu z ostatnią z drużyn, załamany porażką trener rywali Krzysztof Stelmach powiedział: - Chciałbym, żeby moi zawodnicy tak walczyli, jak gracze Politechniki.
Zatem niech trener Panas w ciągu najbliższych sezonów zdobędzie dwa mistrzostwa Polski, awansuje do Final Four Ligi Mistrzów, a po tym okresie niech dostanie szansę w roli trenera reprezentacji. Tego należy mu życzyć.
Piotr Stosio
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)