Lubię takie wyzwania - rozmowa z Mileną Rosner, mistrzynią Europy z 2005 roku

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Milena Rosner to wielokrotna reprezentantka Polski, medalistka mistrzostw naszego kraju i nie tylko. Jedna ze "Złotek" z 2005 roku, stoi teraz przed nowym, bardzo trudnym zadaniem. Po prawie dwuletniej przerwie i urodzeniu syna, powraca na parkiet i przez najbliższe cztery miesiące będzie grać w Dinamie Bukareszt.

W tym artykule dowiesz się o:

Marek Knopik: Dlaczego wybrała pani grę w Rumunii?

Milena Rosner: Lubię takie wyzwania.

Nie boi się pani. Znam przykłady, które nakazują ostrożność?

- Jeśli chodzi o sferę finansową, to absolutnie się nie obawiam. Są takie uwarunkowania i kontrakt mam tak sformułowany, że z tej strony nie grozi mi nic złego. Jedyne, o co mogę się bać, to zdrowie. Zarówno własne, jak i syna, którego zabieram do Rumunii. To jest bardzo ważne, bo jeśli zdrowie dopisze, to cała reszta powinna się dobrze ułożyć.

Ile będzie obowiązywał ten kontrakt?

- To jest krótki, czteromiesięczny kontrakt. Jeśli będzie mi się podobało, to może zostanę na dłużej. Natomiast o tym jest jeszcze za wcześnie rozmawiać. Jestem w tej chwili w takiej sytuacji życiowej, że nie mogę wybiegać myślami aż tak daleko, oczywiście mówię o sytuacji zawodowej.

To wszystko potoczyło się w bardzo szybkim tempie. Propozycja gry i jej aprobata. Skąd ten pośpiech?

- Miałam rok i dziesięć miesięcy przerwy w graniu. Bardzo chciałam już robić coś innego, niż tylko opiekowanie się dzieckiem. Myślę, że po urodzeniu dziecka, każda kobieta w pewnym momencie chce wyjść do ludzi. Dlaczego mam jeszcze nie pograć, skoro jestem w takim wieku, że jeszcze mogę.

Czy były również jakieś propozycje z polskich klubów?

- Akurat tak się złożyło, że dostałam propozycję z Dinama Bukareszt i była ona bardzo kusząca pod wieloma względami. Przed ofertą ze strony rumuńskiego zespołu nie było żadnego zainteresowania moją osobą polskich klubów, bo tak naprawdę, być nie mogło. Ja nigdzie nie ogłaszałam, że jestem już gotowa do trenowania.

Większość zawodniczek po założeniu rodziny raczej skłaniałaby się do pozostania w kraju. Pani zdecydowała inaczej.

- Bardzo lubię jak coś się wokół mnie dzieje. Biorąc pod uwagę zagraniczne wojaże, zdobyłam w przeszłości wicemistrzostwo Hiszpanii i Puchar Włoch oraz brązowy medal Ligi Mistrzyń. Dlaczego nie powalczyć o jakieś trofeum właśnie w Rumunii.

Czy to jest odpowiednie miejsce na powrót do siatkówki?

- Bukareszt to bardzo duże miasto i nie sądzę, by mi tu czegokolwiek brakowało. Natomiast jeśli chodzi o sportową ocenę, to uważam, że zespół Dinama jest w tej chwili dla mnie idealnym. Nie ukrywajmy, że liga rumuńska nie prezentuje takiego poziomu, jak powiedzmy nasza. Sądzę, że będzie mi tam trochę łatwiej przebić się do szóstki, niż miałoby to miejsce w Polsce. Aby dojść do dobrej formy, potrzebny jest nie tylko trening, ale również występowanie na parkiecie.

Z jakimi nadziejami wraca pani na parkiet?

- Żeby się nie połamać na dzień dobry. A tak na poważnie, to ja fizycznie trenuję dopiero dwa miesiące, a z piłką mam styczność od dwóch tygodni. Dlatego nie oczekuję od siebie, że wrócę do gry w takim stylu jak zrobiła to Małgorzata Glinka-Mogentale, która trenowała przed rozpoczęciem gry przez znacznie dłuższy okres czasu. Skoro jednak zdecydowałam się podjąć wyzwanie, to znaczy że optymistycznie podchodzę do tego tematu. Czas pokaże jak będzie.

Reprezentacja Polski to dla pani już utopia, czy coś realnego?

- Na razie zupełnie się nad tym nie zastanawiam. Najpierw trzeba się zająć grą w klubie . Moja postawa nawet dla mnie jest w tej chwili zagadką. Później zobaczymy. Natomiast nie jest to coś niemożliwego. Jeśli udałoby mi się dojść do wysokiej formy i trenerzy widzieliby mnie w kadrze, to czemu nie. Ja samej siebie nie przekreślam.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)