Zespoły Centrostalu i MKS-u w tym sezonie dysponują podobnym potencjałem i jeszcze przed sobotnim meczem można było spodziewać się wielkich emocji w bydgoskiej hali "Łuczniczka". Z dwugodzinnej rywalizacji zwycięsko wyszły gospodynie, które po żółtej kartce dla przyjezdnych wygrały w tie-breaku 19:17. Podopieczne Piotra Makowskiego mogły już wcześniej rozstrzygnąć to spotkanie na swoją korzyść, bo prowadziły w setach 2:1, ale w czwartej partii dąbrowianki zagrały lepiej w ataku i doprowadziły do tie-breaka. Z czego wynikały te problemy bydgoszczanek?
- Musimy pracować nad koncentracją, żeby unikać takiej serii. Miałyśmy na początku bardzo dobre przyjęcie, nie skończyłyśmy ataku, potem siadło nam to przyjęcie i wiara w to, że możemy coś wyciągnąć z tego nie najlepszego dla nas wyniku - powiedziała po meczu siatkarka Centrostalu, Monika Naczk. - Wygrałyśmy ten mecz, z czego jestem bardzo zadowolona, ale jest też wniosków i błędów, które musimy po prostu wyeliminować, chcąc bić się z tymi zespołami z czuba tabeli - dodała bydgoska środkowa.
Bydgoszczanki swoje ostatnie spotkanie rozegrały 29 grudnia i z powodu przełożonego meczu wróciły później na ligowe boiska. Teraz zespół Centrostalu czeka prawdziwy maraton, bo w ciągu niespełna dwóch tygodni rozegra trzy spotkania. W najbliższą środę zmierzy się na wyjeździe z Muszynianką, a potem dwukrotnie zagra przed własną publicznością.
- W tygodniu, w którym nie grałyśmy z powodu przełożonego meczu z Muszynianką, ciężko trenowałyśmy i nie jesteśmy jeszcze w tym rytmie meczowym - przyznała Monika Naczk. - Staramy się o tym jednak nie myśleć. Cały czas pracujemy i mamy dobrą opiekę medyczną. Jest nas dwanaście i dziś Sylwia Pelc pokazała, że nasza jakość gry nie traci, jeśli są jakieś zmiany. Nie mam więc o co się obawiać - uważa 24-letnia zawodniczka.
Bydgoszczanki po zwycięstwem z MKS-em zajmują czwarte miejsce w tabeli PlusLigi Kobiet. Do zespołu z Sopotu tracą trzy punkty.