Gdy mały klub Trefl Sopot przerodził się w wielki Atom Trefl Sopot tym samym ściągając najlepsze europejskie zawodniczki, było oczywistym, że będzie to jeden z faworytów do złotego medalu. Do klubu dołączyła również przyjmująca, która porzuciła swoją macierzystą drużynę - MKS Dąbrowa, czym wywołała ogromną dyskusję. O kim mowa? Oczywiście o Ewelinie Sieczce, która falą krytyki jaka na nią spadła w ogóle się nie przejęła.
- Na pewno chciałam coś udowodnić, może nie wszystkim, nie dziewczynom z drużyny czy trenerowi, bo nie odchodziłam w żadnym konflikcie. Była to moja decyzja. Ale fakt faktem, chciałam niektórym ludziom udowodnić, że nie przeszłam do Trefla tylko dla pieniędzy, a i tak będę cały czas grzać ławę - powiedziała.
Jednak najbardziej negatywne emocje jej odejście z MKS-u wywołało wśród kibiców, którzy od samego początku szykowali się na przyjazd Atomu do Dąbrowy Górniczej oraz na przyjęcie eks-dąbrowianki. - Nie obawiałam się tego jak mnie przyjmą. To jest ich wybór jakie teksty wykrzykują, a ja skupiam się tylko na meczu i słyszę tylko moje koleżanki z drużyny. Po meczu kibice mi podziękowali, więc myślę że nie jest tak źle - przyznała Ewelina Sieczka.
Jednak emocje były również na boisku. Niestety, głównie tylko w premierowej odsłonie meczu. - Gładko nie było, bo w pierwszym secie prowadziłyśmy i głupio go oddałyśmy, więc na pewno w nasze poczynania wdarło się trochę nerwowości, ale my potrafiłyśmy sobie z tym lepiej poradzić. Zagrałyśmy zespołowo, bardzo agresywnie, cieszyłyśmy się z każdej akcji od początku do końca - wyjaśniła.
Atom Trefl Sopot na czele z Alessandro Chiappinim jest typowany, obok dwóch tradycyjnych już drużyn, do walki o złoto. Nie brakuje głosów, że z takim budżetem sopocianki zgarną medal z najcenniejszego kruszcu. - Na pewno czujemy to, że wszyscy skazują nas na walkę o złoty medal, ale ja powiem im: spokojnie. Ponieważ to jest sport, jak udowodniła ta kolejka dzieją się różne rzeczy, gładko do zera przegrywają nawet faworyci. Myślę więc, że sprawa podium jest otwarta do końca. My na pewno będziemy chciały zdobyć mistrzostwo - studzi wszelkie typowania.
Szkoleniowiec Tauron MKS-u Waldemar Kawka ustalił prostą taktykę w zagrywce - jak najczęściej serwować na zawodniczkę z numerem 14, czyli Ewelinę Sieczkę. - Nie było to dla mnie niespodzianką (śmiech). Bardzo dużo trenuję i naprawdę poprawiam to przyjęcie, może tego jeszcze tak dobrze nie widać, bo mniej gram. Wiadomo, mecz jest o coś innego, więc dochodzą emocje i jeszcze nie w pełni pokazuję to, czego się nauczyłam, ale zapewniam wszystkich, że trenuję bardzo długo i ciężko, a trener bardzo mi w tym pomaga. Myślę, że na pewno idę do przodu, w przyszłości gdy nabiorę pewności gry na boisku w szóstce spokojnie będę mogła się zmieścić - przyznała.
Sieczka w swoim siatkarskim życiu trenowała pod okiem kilku szkoleniowców, ale żadnego z nich nie wyróżnia. Jednocześnie wskazuje atuty Alessandro Chiappiniego. - Od każdego trenera po trochu czegoś się nauczyłam. To nie jest tak, że tylko szkoleniowiec jest jakimś olśnieniem i jest najlepszy, bo każdy trener z którym pracowałam dał mi odrobinę nowych umiejętności. Trener Chiappini jest osobą bardzo spokojną i przede wszystkim tego mnie uczy. Co prawda podczas meczu wychodzi jego włoski temperament, ale jest to bardziej motywujące i pobudza nas to do gry. Jak najbardziej jest sympatyczny, stawia na młodzież w sensie, że naprawdę dużo z nami pracuje i nam nie odpuszcza - podkreśliła Ewelina Sieczka.