Mamy coraz więcej kibiców - pierwsza część rozmowy z Jolantą Dolecką, prezes AZS-u Politechniki Warszawskiej

Jolanta Dolecka, jedyna kobieta wśród prezesów klubów PlusLigi od wielu lat twardą ręką zarządza AZS-em Politechniką Warszawską. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl komentuje sytuację klubu, jego cele oraz.. zachowanie stołecznych kibiców.

Piotr Stosio
Piotr Stosio

Piotr Stosio: Cel klubu na sezon, jakim był awans do czołowej szóstki, został już zrealizowany, więc możemy pokusić się o pierwsze podsumowania. Pod względem sportowym dla AZS-u jest to sezon udany?

Jolanta Dolecka: Zespół znalazł się w najlepszej szóstce PlusLigi, więc na pewno osiągnął sukces. W drużynie mamy połączenie rutyny z młodością, z jednej strony są Robert Prygiel i Marcin Nowak, którzy grają do wielu lat i w przeszłości zdobywali cenne trofea, natomiast z drugiej grają zawodnicy tacy jak Zbigniew Bartman i Michał Kubiak. Ostatni rozgrywa pierwszy sezon w PlusLidze, zresztą od początku sezonu gra bardzo dobrze. Zbyszek grał zagranicą, ale wciąż jest zawodnikiem młodym. Na dzisiaj kibice klubu powinni być zadowoleni z osiąganych wyników.

W bieżącym sezonie udało się wygrać między innymi z Resovią Rzeszów, ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębskim Węglem. Czy któreś zwycięstwo szczególnie panią ucieszyło

- Nie, myślę, że celem była gra o zwycięstwo w każdym meczu, żeby zespół radził sobie po prostu jak najlepiej i odnosił jak najwięcej zwycięstw. Zawodnicy podchodzili do spotkań z podobnym nastawieniem i założenie było trafne. Inżynierowie nazbierali sporo punktów, co zagwarantowało upragnione miejsce w pierwszej szóstce.

Wszystko wskazuje, że Politechnika zajmie piąte miejsce po drugiej fazie rozgrywek, a potem zagra baraż z Delectą Bydgoszcz. Tylko czy warto zwyciężyć w tym pojedynku? Piąte miejsce jest chyba najgorszym w grupie mistrzowskiej?

- Rozgrywki jeszcze nie skończyły się i teoretycznie mamy szansę na zajęcie miejsca w pierwszej czwórce, bo nie ukrywajmy, że różnie bywa. Siatkówka jest dyscypliną nieprzewidywalną. Jeśli okaże się, że będziemy grać baraż o miejsce piąte lub szóste, powalczymy o zwycięstwo. A czy jest najgorsze? Ciężko powiedzieć, niewiele lepsza jest chyba czwarta lokata.

Pytam, ponieważ piąte miejsce obliguje do gry w Pucharze Challenge. Tak nielubianym przez polskie zespoły.

- Na dzień dzisiejszy Puchar Challenge rzeczywiście nie jest zbyt atrakcyjny, ponieważ kluby z gry we wspomnianych rozgrywkach nie mają żadnych korzyści, a dodatkowym balastem są kolejne spotkania i wyjazdy. Natomiast obecnie nie potrafię odpowiedzieć, czy zagramy w Pucharze Challenge czy nie. Liga jeszcze się nie skończyła.

Prezes Pakosz z AZS-u Częstochowa wielokrotnie mówił o możliwej rezygnacji z gry w europejskich pucharach w przyszłym sezonie. W podobnym tonie wypowiadał się zarządzający Skrą Bełchatów Konrad Piechocki. Tak czysto hipotetycznie, jeżeli decydenci czołowych polskich zespołów wycofają je z gry w europejskich rozgrywkach, jak postąpią działacze Politechniki?

- Nie wiem, nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Sytuacja będzie zależała od rozmów z działaczami innych klubów i podjęcia jednej, wspólnej decyzji polskich zespołów, decyzji która będzie leżała w interesie wszystkich klubów.

A czy w razie przystąpienia do rozgrywek pieniądze na puchary się znajdą?

- Oczywiście, jeżeli będziemy musieli grać, dodatkowe środkowi finansowe z pewnością pozyskamy. Jeśli podjęta zostanie taka decyzja, będziemy musieli znaleźć pieniądze na grę w europejskich pucharach. Chociaż nie jest to dla nas najważniejszym celem na przyszłość.

Czy można powiedzieć, że największym, pozasportowym sukcesem klubu były pełne trybuny na niektórych spotkaniach rozgrywanych na Torwarze?

- Myślę, że organizacyjnie z pewnością wypadliśmy dobrze. W bieżącym sezonie z większą świadomością i odpowiedzialnością publiczność w stolicy kibicuje warszawskiego zespołowi, ponieważ do tej pory bywało różnie. Chociaż i w tym roku czasami nadal miałam mieszane odczucia, zresztą nie tylko ja. Przykładem mecz ze Skrą Bełchatów na Torwarze, który był po prostu świętem siatkówki. Ludzie przyszli, żeby obejrzeć wielu reprezentantów Polski. Akcje zawodników Skry były identycznie nagradzanie jak graczy Politechniki...

... już przy wyczytywaniu składów Mariusz Wlazły dostał większe brawa niż Robert Prygiel, a Bartosz Kurek został lepiej przyjęty od Zbyszka Bartmana.

- Dokładnie tak było i podobnie wszystko odebrałam. Natomiast z meczu na mecz, gdy zespół grał fajną siatkówkę, pojawiało się coraz więcej fanów naszego zespołu.

Puchar Polski pokazał chyba, że w tym aspekcie jest już nieźle. Na mecz Skra - Resovia organizatorzy nie sprzedali nawet połowy biletów, tymczasem na znacznie mniej ciekawe starcie Politechniki z Delectą trybuny zapełniły się niemal całkowicie.

- Gdybyśmy my grali w turnieju finałowym Pucharu Polski, kibiców byłoby znacznie więcej. Warto podkreślić, że wchodząc do Polskiej Ligi Siatkówki AZS Politechnika Warszawska była małym, uczelnianym klubikiem, w którym siatkówka zawsze była dyscypliną numer jeden. AZS grał w pierwszej i drugiej lidze, spadał i awansował w okresie, który trwał przez siedemnaście lat. Natomiast w PLS trzeba było na wsparcie kibiców ostro zapracować, co zawsze wiązało się z dobrą grą zespołu.

A czy pójdziecie za ciosem i przeniesiecie się na stałe na Torwar?

- Niestety nie! Gra na Torwarze wiąże się z olbrzymimi kosztami, których z pewnością nie będziemy w stanie udźwignąć.

Czy zdradzi pani, ile wynosi wynajęcie Torwaru na jeden mecz?

- Nie wiem, czy mogę, ale z pewnością dla naszego klubu są to ceny promocyjne. Uważam, że władze Torwaru podchodzą do nas bardzo w porządku, jeśli chodzi o promowanie warszawskiego sportu. Natomiast ujawnienie konkretnej kwoty może być niewskazane.

Jest to suma ileś razy większa niż koszty za wynajem Areny Ursynów?

- Może nie ileś razy, ale z pewnością większa, a dla klubu znacząco większa.

Na drugą część rozmowy z prezes Jolantą Dolecką zapraszamy w środę 15 lutego, a w niej o przyszłym sezonie ligowym oraz o zamknięciu ligi.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×