W wypełnionej zwykle po brzegi hali Podpromie dało się w niedzielę zauważyć sporo wolnych miejsc. Ci, którzy w pięknie niedzielne popołudnie wybrali jednak mecz zamiast wypadu za miasto, nie zawiedli się. Piękna oprawa spotkania, z przypomnieniem siatkarzy, którzy w latach 70. decydowali o potędze Resovii, ciekawe widowisko i zwycięstwo miejscowej drużyny potwierdziły, że warto było wybrać się na drugi półfinał PlusLigi.
- W niedzielę jest nowy dzień i nowy mecz. Postaramy się nie rozpamiętywać sobotniej porażki - mówili po przegranej z ZAKSĄ 2:3 w pierwszym półfinale siatkarze Asseco Resovii. Pierwszy set spotkania pokazał, że udało się im to znakomicie. Miejscowi przystąpili do meczu niezwykle zmotywowani i od początku narzucili rywalowi swój styl gry. W efekcie, po kilku minutach rywalizacji prowadzili już 6:3 i Krzysztof Stelmach szybko zmuszony był przywołać swoich zawodników do siebie.
Gospodarze, którzy w porównaniu do sobotniego starcia zaczęli z Oliegiem Achremem i Grzegorzem Kosokiem w wyjściowej szóstce, grali jednak swoje i po zatrzymaniu na lewym skrzydle Dominika Witczaka prowadzili już 12:7. Chociaż kędzierzynianie dwoili się i troili (próbując też ugrać swoje przez dyskusje z arbitrem), już do końca seta nie zdołali zbliżyć się do rywala na mniej niż trzy oczka. Pomimo chwilowego przestoju w końcówce Resovia wygrała inauguracyjną odsłonę spotkania dość pewnie, 25:21.
W drugim secie zdobywanie punktów gospodarzom nie przychodziło już tak łatwo. ZAKSA prezentowała się już znacznie lepiej niż w partii numer jeden i na boisku trwała prawdziwa walka. Długo żaden z zespołów nie pozwalał drugiemu odskoczyć nawet na dwa oczka. Wszystko zmieniło się tuż przed drugą przerwą techniczną. Najpierw asa na drugą stronę siatki posłał Tomasz Józefacki, później ataki zepsuli Michał Ruciak i Dominik Witczak i Resovia prowadziła 15:11.
Tine Urnaut i Jakub Jarosz, którzy pojawili się na boisku, nie odmienili oblicza gry przyjezdnych. Gospodarze, którzy w końcówce partii decydujące punkty zdobywali na środku - zarówno atakiem jak i blokiem, pewnie dowieźli wysokie prowadzenie do końca partii.
Dobra passa miejscowych trwała także w secie trzecim. Resovia szybko odskoczyła na 5:3 i spotkania spokojnie kontrolowała wydarzenia na boisku. Kolejne roszady w składzie dokonywane przez trenera Stelmacha długo nie przynosiły oczekiwanego efektu. Marzenia miejscowych, którzy prowadzili już 15:11, o łatwej wygranej rozwiały się jednak wraz z zagrywką najpierw Jurija Gładyra, a później Jakuba Jarosza. ZAKSA nie tylko doprowadziła do remisu, ale wyszła nawet na prowadzenie 18:16.
Miejscowi jednak nie odpuszczali. Zablokowali Urnauta na lewym skrzydle i wyrównali na 19:19. W zaciętej końcówce rywale byli wyraźnym sprzymierzeńcem Resovii. Piłki na aut w ataku posłali zarówno Jarosz i Idi, a gospodarze wygrali 25:23 i cały mecz 3:0. W piątek i w sobotę kolejne spotkania w Kędzierzynie-Koźle. Po dwóch potyczkach w Rzeszowie nie wiadomo właściwie nic i wszystko zaczyna się od nowa.
Asseco Resovia Rzeszów - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 3:0 (25:21, 25:19)
Resovia: Millar, Ćernić, Achrem, Baranowicz, Kosok, Józefacki, Ignaczak (libero) oraz Grzyb, Buszek, Mika, Perłowski
ZAKSA: Witczak, Zagumny, Idi, Gładyr, Kaźmierczak, Ruciak, Gacek (libero) oraz Czarnowski, Jarosz, Urnaut, Pilarz
MVP: Tomasz Józefacki