Sensacji nie było, bełchatowianie bliżej złota - relacja ze spotkania ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - PGE Skra Bełchatów

PGE Skra Bełchatów pokonała ZAKSĘ Kędzierzyn Koźle 3:1 i objęła prowadzenie w finale PlusLigi. Zwycięstwo obrońców tytułu było pewne i poza trzecim setem nie podlegało dyskusji. MVP wybrano Mariusza Wlazłego.

Dwa pierwsze spotkania finałowe, rozgrywane w Bełchatowie, przyniosły mnóstwo emocji i niepodziewany remis w walce o mistrzostwo Polski. Wynik ten zadziałał na wyobraźnię kibiców z Kędzierzyna-Koźla, którzy już w poniedziałek wykupili wszystkie bilety na środowy pojedynek. Trudno się jednak fanom ZAKSY dziwić. W końcu jak powiedział Daniel Pliński - Jest to najlepszy finał w historii polskiej siatkówki.

Początek meczu zdawał się potwierdzać słowa środkowego PGE Skry Bełchatów. Efektowne wymiany z obu stron trwały do stanu 5:5. Wtedy do gry gospodarzy wkradło się kilka błędów własnych. Gdy przewaga obrońców tytuły wyniosła już pięć oczek, trener Krzysztof Stelmach zdecydował się poprosić o czas (9:14). Jego interwencja przyniosła natychmiastowy skutek, a dwa bloki na Bartoszu Kurku pozwoliły ZAKSIE zmniejszyć straty (13:15). As serwisowy Dominika Witczaka zapowiadał pasjonującą końcówkę. Wynik przez dłuższą chwilę oscylował wokół remisu, a zwycięzcy pierwszej partii nie sposób było wytypować. Dopiero atomowy serwis i kontra Mariusza Wlazłego zapewniły względny spokój bełchatowianom (20:23). Seta zakończyło nieporozumienie w szeregach miejscowej drużyny (22:25).

Druga odsłona spotkania od pierwszych piłek była niezwykle wyrównana. Efektowne zbicie Marcina Możdżonka sprowadziło zespoły na pierwszą przerwę techniczną (7:8). Zepsute zagrywki nie pozwalały bełchatowianom odskoczyć na więcej niż dwa punkty. ZAKSA natomiast skrzętnie wykorzystała prezenty otrzymane od swoich rywali i za sprawą Dominika Witczaka doprowadziła do remisu (13:13). Świetna gra atakującego gospodarzy nie zdała się na wiele. Po autowym ataku Idiego prowadzenie odzyskali mistrzowie Polski (16:17). Wynik ten wcale nie oznaczał końca walki w drugim secie. Autowy atak Mariusza Wlazłego zmusił wkrótce trenera Nawrockiego do wzięcia czasu (20:20). Końcówka okazała się jednak swoistą powtórką z rozrywki. Mocne serwisy kapitana Skry i wynik 20:23 mogły przyprawić kibiców z Kędzierzyna o uczucie deja vu. Partię zakończył mocnym atakiem Michał Winiarski (21:25).

W trzeciej partii trener Stelmach desygnował do gry Tine Urnauta. Posunięcie to okazało się później prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Gospodarze zeszli na pierwszą przerwę techniczną z dwupunktową przewagą (8:6). Skra nie mogła w żaden sposób odrobić niewielkiej straty. Mimo wysiłków Bartosza Kurka i Mariusza Wlazłego ZAKSA powoli zmierzała do czwartego seta. Udane wejście Grzegorza Pilarza w pole zagrywki zaowocowało wynikiem 17:14. Jacek Nawrocki liczył, że uda mu się odmienić sytuację zmianami i wprowadził na boisko Michała Bąkiewicza. W najważniejszej części seta emocje sięgnęły zenitu. Niesieni fantastycznym dopingiem gospodarze wygrywali kolejne akcje. Atak Tine Urnauta i as serwisowy Dominika Witczaka doprowadziły do stanu 23:19. Po chwili miejscowi zakończyli czwartą partię, której niekwestionowanym bohaterem był właśnie słoweński przyjmujący (25:21).

Przegrana w trzecim secie mocno podrażniła bełchatowian, którzy natychmiast uzyskali dwupunktowe prowadzenie (3:5). Za sprawą efektownego bloku z taką samą przewagą zeszli na przerwę techniczną. Gdy od rąk mistrzów Polski odbił się Idi, trener Stelmach musiał poprosić o czas (7:11). Jego interwencja nie zdała się na wiele. W szeregach ZAKSY nastąpiło drobne załamanie, a straty cały czas rosły. Po autowej zagrywce Jurija Gladyra na tablicy pojawił się wynik 11:16. Choć kędzierzynianie do końca się nie poddali, nie byli w stanie zatrzymać rozpędzonej Skry. Walkę próbował podjąć przede wszystkim wprowadzony w czwartej partii Jakub Jarosz (18:21). Atakujący reprezentacji Polski nie mógł jednak w pojedynkę odmienić losów seta. To właśnie jego błąd pozwolił obrońcom tytułu wygrać mecz i objąć prowadzenie w wielkim finale PlusLigi (22:25).

Trzecie spotkanie finałowe przyniosło tylko część spodziewanych emocji. Co prawda obfitowało ono w efektowne akcje, ale zwycięstwo bełchatowian nie było raczej zagrożone. Kędzierzynianom zabrakło w środę skutecznych kontr i punktów zdobywanych przez środkowych. Zarówno Jurij Gladyr jak i Patryk Czarnowski spisali się bowiem gorzej od blokujących Skry.

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - PGE Skra Bełchatów 1:3 (22:25, 21:25, 25:21, 22:25)

ZAKSA: Zagumny, Witczak, Idi, Ruciak, Gladyr, Czarnowski, Gacek (libero) oraz Kaźmierczak, Urnaut, Pilarz, Świderski, Jarosz

Skra: Falasca, Wlazły, Kurek, Antiga, Możdżonek, Pliński, Zatorski (libero) oraz Winiarski, Woicki, Bąkiewicz, Kłos

MVP: Mariusz Wlazły (PGE Skra Belchatów)

Stan rywalizacji 2:1 dla Skry.

Źródło artykułu: