Adrian Heluszka: Panie prezesie za AZS-em niezwykle długi i morderczy sezon zakończony czwartym miejscem w PlusLidze. Patrząc z perspektywy czasu, można to miejsce uznać za sukces, bo przed sezonem mało kto stawiał na to, że częstochowianie zajdą aż tak daleko. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia i chyba pozostaję lekki niedosyt, że nie udało się wywalczyć brązowego medalu, bo była ku temu okazja. Jak Pan podsumuję zakończone niedawno rozgrywki?
Konrad Pakosz: To był z pewnością bardzo ciekawy sezon, który zakończyliśmy na czwartej pozycji. Pamiętam, jak przed sezonem głośno powiedzieliśmy o tym, że chcemy aktywnie włączyć się do walki o medale. Jedni nie mogli powstrzymać się od śmiechu, a inni taką deklarację kwitowali pukaniem się w czoło. Okazało się jednak, że osoby podejmujące decyzje o transferach w klubie mają o tym trochę pojęcia. Podobnie zresztą było z osobą pierwszego trenera. Ale to historia. Pomimo tego, że nie najlepiej zaczęliśmy sezon, bo od dwóch porażek z Bydgoszczą i Olsztynem, to jednak w kolejnych 11 meczach odnieśliśmy aż 10 zwycięstw. To ustawiło nas w roli faworyta w kolejnych meczach i nie wszystkie wyglądały już tak dobrze, jak te z początku sezonu. Co by jednak nie mówić, to na przestrzeni ostatnich miesięcy z postawy zespołu na pewno możemy być zadowoleni.
Po dwóch latach przerwy AZS ponownie znalazł się w "czwórce" i widać, że z biegiem czasu drużyna pnie się w górę i powoli wraca do ligowej czołówki...
- To prawda. I nie ukrywam, że chcielibyśmy tą tendencję utrzymać. To znaczy w każdym sezonie mieć możliwość walczyć jak równy z równym z najlepszymi.
Miniony sezon w wykonaniu AZS-u można podzielić na dwie fazy. Pierwsza sięgająca końcówki minionego roku, gdy AZS został okrzyknięty rewelacją i przez moment znajdował się nawet na fotelu lidera. Kibice długo przecierali oczy ze zdumienia i zachwycali się grą częstochowskiej ekipy. Potem przyszły jednak gorsze chwile...
- Gra na pełnym luzie i gra pod presją. To jest w mojej i nie tylko w mojej ocenie decydujący czynnik, który sprawił, że na początku sezonu nasza gra wyglądała naprawdę bardzo dobrze.
Biorąc pod uwagę grę na trzech frontach w ciągu sezonu zespół rozegrał ponad czterdzieści spotkań. W tym momencie pojawia się pytanie, czy nowa formuła rozgrywek wprowadzona w tym sezonie rzeczywiście się sprawdziła, czy Pana zdaniem tych meczów było jednak za wiele?
- W polskiej mentalności jest narzekanie. Na wszystko. Tymczasem we Włoszech gra się 26 meczów w rundzie zasadniczej, a później trójstopniowy play-off. I nikt nie narzeka. Z perspektywy czasu kibice mogą oceniać, że drugi etap był niepotrzebny. Zupełnie inaczej wyglądałoby to jednak, gdyby po pierwszych osiemnastu meczach różnice w pierwszej szóstce byłyby minimalne. Wtedy dopiero rozgorzałaby walka. Teraz to jednak tylko gdybanie. Za nieco ponad miesiąc odbędzie się spotkanie na którym władze Plus Ligi wraz z akcjonariuszami, czyli klubami podejmą decyzję dotyczącą tego w jakim systemie zagramy w sezonie 2011/2012.
Częstochowianie udanie zaprezentowali się w minionym sezonie
Rysą na całym niezłym sezonie jest blamaż w Pucharze Challenge, w którym Akademicy zakończyli swoją przygodę na drużynie Maccabi Tel Aviv. Jak Pan z perspektywy czasu zapatruje się obecnie na tą zaskakującą i nie ukrywając kompromitującą przegraną?
- Biorąc pod uwagę regułę złotego seta mogę powiedzieć wprost, że podjęliśmy ryzykowną decyzję wysyłając do Izraela tylko ośmiu zawodników. Było to jednak spowodowane faktem, że za wszelką cenę chcieliśmy ugrać jak najwięcej punktów w Plus Lidze w miesiącu grudniu. I to de facto nam się udało, bo na cztery mecze zgarnęliśmy komplet dwunastu "oczek". Nie mniej w złotym secie lepsi okazali się rywale i z możliwości zobaczenia w Częstochowie słynnej Maceraty wyszły nici. Parafrazując można powiedzieć, że błędów nie robi ten, kto nie robi nic. Jeszcze raz jednak z całą mocą chcę podkreślić, że tych rozgrywek nie odpuściliśmy.
Kontynuując temat europejskich pucharów, można powiedzieć, że jako pierwszy publicznie zabrał Pan głos w sprawie kosztów związanych z uczestnictwem w pucharach. Nie przynoszą one znaczących dochodów i generują spore koszty. Zagroził Pan nawet, że drużyna nie zostanie zgłoszona do rozgrywek w nadchodzącym sezonie, jeżeli sytuacja nie ulegnie zmianie. Podtrzymuję Pan swoje stanowisko?
- Na dzień dzisiejszy czekamy na informację w jakiej formule miałyby się odbywać rozgrywki w sezonie 2011/2012 na arenie międzynarodowej. Chodzi dokładnie o rozgrywki w Pucharze CEV i Challenge. Nasze wątpliwości budzą prawa telewizyjne, reklamowe oraz bonusy za udział lub ewentualnie miejsce w tych rozgrywkach.
Jaki to był sezon dla klubu pod względem finansowym? Jak w tej chwili wygląda stan klubowej kasy?
- Jak każdy sezon w Częstochowie był to sezon trudny. Wynika to z wielu czynników. Wielokrotnie już o tym publicznie mówiliśmy. Bez aktywnego zaangażowania lokalnych firm oraz władz samorządowych trudno oczekiwać, że co sezon AZS Częstochowa będzie jednym z faworytów rozgrywek. To co robi zarząd spółki, wraz z radą nadzorczą, dyrektorem sportowym i sztabem szkoleniowym to jest 100%, a czasami nawet więcej tego co można zrobić. A i tak malkontentów nie brakuje. W tej formule nie będzie to jednak trwać wiecznie. Jest wielu lokalnych przedsiębiorców, którzy mówią: "kupcie tego i tego zawodnika". Odpowiadam pozytywnie. A ile chcesz się do tego biznesu dołożyć? I na tym z reguły rozmowa się kończy. Choć nie ukrywam, że w ostatnim sezonie udało nam się namówić do współpracy kilku dużych partnerów, a z kolejnymi prowadzimy zaawansowane rozmowy. Co z nich jednak wyniknie to melodia przyszłości.
Rozumiem, że w dalszym ciągu trwają rozmowy z potencjalnymi sponsorami. Na jakim etapie są one obecnie? Możemy się spodziewać, że w najbliższym czasie zostaną parafowane kolejne umowy?
- To prawda, ale są one bardzo trudne. Znacznie trudniejsze niż w latach poprzednich. Nie mniej tym wszystkim, którzy na przestrzeni ostatnich miesięcy zdecydowali się nam pomóc mówimy: "Dziękujemy". Z informacji, które posiadam, na pewno się nie zawiedli. Liczymy również na to, że wielu naszych sympatyków przekazało 1% podatku na AZS Częstochowa. Ci którzy jeszcze tego nie zrobili mają ostatnią szansę.
Dawid Murek pokazał, że po kontuzji nie ma żadnego śladu
W trakcie rozgrywek bardzo głośno zrobiło się wokół współpracy na linii klub - Urząd Miasta Częstochowy, która nie układała się najlepiej. Głośna konferencja prasowa odbiła się szerokim echem. Jak w tej chwili wygląda cała sytuacja?
- Współpraca z Urzędem Miasta generalnie zawsze była dobra. Konferencja, która przed sezonem wywołała tyle komentarzy miała na celu zwrócić uwagę na kłopoty częstochowskiego sportu. Wiem, że zwróciła, bo odebrałem ze środowiska sportowego wiele pozytywnych sygnałów, które najczęściej brzmiały: nareszcie ktoś powiedział prawdę bez owijania w bawełnę. Co prawda kilka osób się mocno pogniewało, a jeszcze kilka po dziś dzień opowiada na mój temat niestworzone historie. Trudno. Na mnie i tak nie robi to już większego wrażenia. Taka jest ta nasza Częstochowa. Zresztą proszę spojrzeć na topografię Plus Ligi. Bełchatów, Kędzierzyn, Rzeszów i Jastrzębie są wspierane przez potężne koncerny. W Bydgoszczy, Wieluniu, Olsztynie, Kielcach, Warszawie konkretne środki przekazuje lokalny samorząd. W Częstochowie do budżetu wchodzą pieniądze przekazywane przez tytularnego sponsora - firmę Selena S.A. - właściciela marki Tytan oraz te, które w codziennej ciężkiej pracy zdobywa zarząd.
W jednym z wywiadów powiedział Pan niedawno, że bez pomocy lokalnych władz ciężko będzie zbudować solidny zespół, który sprosta oczekiwaniom kibicom i w następnych latach na stałe zadomowi się w ligowej czołówce...
- I powtarzam to, aczkolwiek zdaję sobie sprawę z tego, że w mieście też jest problem natury finansowej. Kłopot polega na tym, że w Częstochowie od wielu lat nie powstała spójna strategia rozwoju tego miasta, a wiele rzeczy robi się z doskoku. Tymczasem bez wizji i bez planu nic dobrego chyba się nie stworzy. To tak jakbyśmy zrobili zespół, gdzie jest czterech rozgrywający, pięciu środkowych i trzech libero. Mam jednak nadzieję, że w najbliższej przyszłości taka wizja ponad partyjnymi podziałami powstanie.
Sezon dobiegł końca. Zawodnicy odpoczywają, a działacze mają pełne ręce roboty. Przed rozpoczęciem zakończonego właśnie sezonu powiedział Pan, że celem drużyny jest najpierw awans do "czwórki", a w kolejnym sezonie włączenie się już do walki o medale. Podtrzymuję Pan tą deklarację?
- Tak. Tylko pytanie brzmi, kto da na to pieniądze. Ambicje można i należy mieć. Klub jest spółką prawa handlowego i trzeba się poruszać w ramach posiadanych środków. A to one są decydujące jeśli idzie o cele, jakie będzie można postawić przed zespołem w kolejnym sezonie.
Przejdźmy zatem do konkretów. Wiadomo, że w Częstochowie pozostaną Krzysztof Gierczyński i Bartosz Janeczek, którzy posiadają ważne kontrakty. Jak wygląda sytuacja w przypadku pozostałych zawodników? Z kim prowadzicie rozmowy na temat przedłużenia umów? Jacy zawodnicy pożegnają się natomiast z zespołem?
- Najpierw dowiedzą się o tym zawodnicy, z którymi planujemy się systematycznie spotykać do 15, no powiedzmy 20 maja. Mam nadzieję, że do tego czasu powodzeniem zakończą się rozmowy z dotychczasowymi sponsorami klubu oraz nowymi firmami.
Z biegiem czasu rozkręcać się będzie karuzela transferowa. Z pewnością rozpoczęliście już rozmowy z zawodnikami z zewnątrz. Uchyli Pan rąbka tajemnicy, z kim toczone są rozmowy? Jakie pozycję zamierzacie wzmocnić?
- Powtórzę po raz kolejny. Zależy to tylko i wyłącznie od budżetu jakim będziemy dysponować. Na razie w tej kwestii nie mogę za wiele powiedzieć.
Pionierem tegorocznych sukcesów zespołu był bez wątpienia Marek Kardos, który mimo, że debiutował na trenerskiej ławce spisał się znakomicie. Nie można również zapominać o drugim szkoleniowcu, Michale- Mieszko Gogolu. Jaka będzie ich przyszłość w Częstochowie? Wedle prasowych doniesień parol na słowackiego trenera działacze Delecty Bydgoszcz...
- O to należałoby już zapytać trenera Kardosa...
Wracając jeszcze do zakończonego sezonu - które spotkanie najbardziej zapadło Panu w pamięci? Wygrana na własnym parkiecie z Resovią, czy może dwa zwycięstwa w Kędzierzynie z zespołem, który wywalczył srebrne medale?
- Myślę, że było to odpadnięcie z rozgrywek międzynarodowych.