Sił wystarczyło na dwa sety i skończyło się jak zawsze - relacja ze spotkania Polska - USA

Miłe złego początki - tak można powiedzieć o przebiegu piątkowego spotkania. Polki dobrze rozpoczęły mecz. Grały przede wszystkim odważnie, a to było najważniejsze. Było widać, że podopieczne Marco Bonitty wyszły na parkiet bardzo radosne i chcące pokazać swoje umiejętności. Jednak w miarę upływu spotkania miny im zrzedły, a przegrana w ostatnim secie do 10, chluby nie przynosi. Amerykanki były dzisiaj na pewno zespołem do pokonania.

W tym artykule dowiesz się o:

Polska - USA 1:3 (25:20, 23:25, 19:25, 10:25)

Polska: Kaczor, Skorupa, Woźniakowska, Ciaszkiewicz, Bednarek, Gajgał, Sawicka (libero) oraz Tomsia, Rosner, Godos, Frąckowiak

USA: Scott-Arruda, Haneef-Park, Berg, Bown, Willoughby, Tom, Davis (libero) oraz Ah Mow-Santos, Glass, Barboza, Richards, Akinradewo

Początek spotkania należał do Polek. Nasze reprezentantki w niczym nie przypominały markotnych i snujących się po parkiecie siatkarek z Wrocławia. Zawodniczki z Europy spotkanie rozpoczęły bardzo dobrze, ale trzeba zaznaczyć, że trochę im w tym pomogły Amerykanki, które popełniały błędy. Po kilku akcjach Polki prowadziły 4:0. Trenerka Amerykanek poprosiła o 30 sekund przerwy dla swojego zespołu, aby uspokoić nieco grę. Czas dał efekt, bo biało-czerwone zaczęły popełniać błędy. Nie ustrzegła się ich również Katarzyna Skorupa, która zaczęła wrzucać swoje koleżanki w siatkę. W ekipie amerykańskiej do gry włączyła się Tayyiba Haneef-Park, lecz grę nadal kontrolowały Polki (12:8). W dalszej części seta zespoły grały punkt za punkt. Atak ze środka drugiej linii wykonany przez Joannę Kaczor powiększył naszą przewagę do pięciu punktów i Polki zeszły na druga przerwę przy stanie 16:11. Trenerka zespołu Stanów Zjednoczonych - Lang Ping po czasie zdecydowała się na dokonanie podwójnej zmiany. Na parkiecie pojawiły się: Cynthia Barboza i Robyn Ah Mow-Santos. Po czasie biało-czerwone zaczęły popełniać seryjnie błędy w polu serwisowym. Zagrywkę popsuły m.in. Woźniakowska, Kaczor i Bednarek. Na szczęście Amerykanki nie wykorzystały naszych błędów i to Polki prowadziły 21:18. Kapitalnie w obronie grała Agata Sawicka, a atak Anny Woźniakowskiej dał nam piłkę setową.

Lang Ping zdecydowała się dokonać zmian w podstawowej szóstce od początku drugiej partii na parkiecie pojawiły się rozgrywająca Robyn Ah Mow-Santos i skrzydłowa Kimberly Glass. Widać było, że Polki chcą się zrehabilitować Amerykankom za porażkę z Wrocławia. Grały bardzo ambitnie w obronie. Nasze reprezentantki przegrywały na początku 3:0, ale nie załamały się tym. Po chwili na tablicy świecił się wynik 4:5, a znakomitej sytuacji na wyrównanie nie wykorzystała Katarzyna Gajgał, która została powstrzymana przez Amerykański blok. Na pierwszą przerwę z dwupunktowym prowadzeniem zeszły Amerykanki po ataku Tayyiby Haneef-Park. W piątkowym spotkaniu zagrywka nie była najmocniejszą stroną Polek i przez zepsute serwisy, które często zatrzymywały się w połowie siatki nie mogliśmy zabrać się za odrobienie strat. Bardzo dobre wejście na parkiet miała Berenika Tomsia, która już w pierwszej akcji wspólnie z Joanną Kaczor zablokowała Kim Willoughby (14:15). Po przerwie sędzia dopatrzył się dotknięcia siatki przez nasze reprezentantki, a później kontrę wykorzystały Amerykanki i odskoczyły nam na 19:15. W końcowej części seta atak naszego zespołu trzymała Anna Woźniakowska, która zdobyła do tej pory 11 punktów. Biało-czerwone doprowadziły do wyniku 21:22, ale naszemu zespołowi zabrakło konsekwencji.

W trzecim secie już nie było tak dobrze jak wcześniej. Polski zespół grał słabiej w obronie. Przez co nasze reprezentantki nie mogły wyprowadzić kontrataku, a nie zawsze udawało nam się skończyć ataku za pierwszym razem. Ofiarność w obronie Amerykanek przyniosła zasłużone efekty 7:12. Siatkarki zza wielkiej wody nie grały wcale porywającego spotkania. W tej fazie seta skuteczność ataku spadła niemal do zera. Przed drugą przerwą techniczną Polkom udało się zdobyć zaledwie punkt (8:16)! Niepokojąco wzrastała ilość punktów oddawanych przeciwniczkom po błędach własnych (11:19). Podopieczne Bonitty zdobyły dwa punkt z rzędu i Lang Ping poprosiła o czas. Siatkarki znad Wisły potrafiły otrząsnąć się z tego marazmu, jaki prezentowały na początku, ale dystans okazał się nie do odrobienia.

Dobrze, że Polki zaczęły grać lepiej w końcówce trzeciego seta, bo to pozwoliło im w dobrych nastrojach wejść w czwartą odsłonę. Początek dla podopiecznych Marco Bonitty był bardzo obiecujący. Polki prowadziły 4:2, ale serii zagrywek Tayyiby Haneef-Park na tablicy był wynik 4:6. Straciliśmy pięć punktów z rzędu. Sił Polkom wystarczyło na dwa sety. Można gdybać co by się stało gdyby biało-czerwone wygrały drugą odsłonę. Amerykanki całkowicie zdominowały kadrowiczki Bonitty i koncertowo grały w bloku 8:21. Polki przegrały do 10.

O to co po spotkaniu do powiedzenia mieli opiekunowie obu drużyn:

Marco Bonitta: Jestem trochę zadowolony z naszej postawy, a szczególnie z dwóch pierwszych setów. Nie jesteśmy, tu po to żeby wygrywać, ale realizować nasze założenia. Chcemy zdobyć doświadczenie i nauczyć się jak najwięcej od naszych rywalek.

Lang Ping:: Zrobiliśmy mały postęp w tym meczu. Graliśmy pod presją, bo polski zespół bardzo mocno serwował. Tutaj wszystkie zespoły są na podobnym poziomie, dlatego ważne jest żeby zawodniczki utrzymywały koncentrację.

Komentarze (0)