Pytanie bez odpowiedzi - komentarze po spotkaniu Tauron MKS Dąbrowa Górnicza - Atom Trefl Sopot

Pierwszą ekipą, która zapewniła sobie miejsce w finale PlusLigi Kobiet jest Atom Trefl. Jak przyznał Alessandro Chiappini jego zawodniczki grały raz lepiej, raz gorzej. Jednak nawet te słowa nie osłodziły dąbrowskiej drużynie porażki. Co więcej, Waldemar Kawka nie spodziewał się tak szybkiej egzekucji ze strony rywalek. - Po jednym zwycięstwie w Sopocie wyobrażaliśmy sobie, że na własnym terenie powalczymy, ale w sobotę i w niedzielę przekonaliśmy się, że to nie takie proste - przyznał trener MKS-u.

Dorota Świeniewicz (kapitan Atomu Trefl Sopot): Niezmiernie cieszymy się z dwóch zwycięstw w dąbrowskiej hali. Niedzielny triumf był dla nas trudniejszy, bo wiedziałyśmy, że dla gospodyń był to mecz o życie, ostatniej szansy. Zdawałyśmy sobie sprawę z faktu, że od początku będą chciały nas zaatakować, złapać i nie wypuścić. Na nasze szczęście, zapracowałyśmy sobie w tym spotkaniu na zwycięstwo dobrą grą, zagrywką, blokiem. Myślę, że dąbrowianki nie wytrzymały presji, którą same sobie narzuciły przed meczami we własnej hali. Zapowiadały bowiem walkę i myślę, że fakt grania na swoim terenie, przed gorącą publicznością jakby im przeszkodził. My byłyśmy spokojniejsze a one nerwowe.

Joanna Staniucha-Szczurek (kapitan Tauronu MKS Dąbrowa Górnicza): Nie jest to szczyt naszych możliwości, nasza gra pozostawia wiele do życzenia. W niedzielę nie byłyśmy w stanie przeciwstawić się bardzo dobrze dysponowanym sopociankom. Myślę, że zabrakło nam trochę sił, miałyśmy problemy kadrowe... W sumie nie można teraz szukać usprawiedliwienia, ale na pewno miało to jakiś wpływ na naszą porażkę. Teraz pozostaje nam walka o brązowy medal. Myślę, że jeśli uda nam się powtórzyć sukces z minionego sezonu (w którym MKS zajął trzecie miejsce - przyp. red.), to na pewno będziemy bardzo zadowolone.

Alessandro Chiappini (trener Atomu Trefl Sopot): Jestem zadowolony, że wygraliśmy w niedzielę. To były bardzo długie cztery mecze, dąbrowianki grały raz lepiej, raz gorzej, nasz zespół również. Jestem bardzo zadowolony z postawy moich zawodniczek, które wyszły na parkiet, grając bardzo agresywnie. Drugie i czwarte spotkanie były dla nas trudne, bo w Sopocie przegraliśmy, a ten czwarty mecz, czyli niedzielny, ze względu na to, że zdawaliśmy sobie sprawę, iż Zagłębianki nas zaatakują, przez co będzie nam się trudno grało. Natomiast o naszych zwycięstwach w sobotę i niedzielę zadecydowały mocna zagrywka i mała liczba błędów własnych. Teraz będziemy spokojnie trenować i przygotowywać się do finału. Mimo wszystko chciałem pogratulować MKS-owi, bo uważam, że zagrał na wysokim poziomie w tym sezonie w Pucharze CEV.

Waldemar Kawka (trener Tauronu MKS Dąbrowa Górnicza): Po jednym zwycięstwie w Sopocie wyobrażaliśmy sobie, że na własnym terenie powalczymy, ale w sobotę i w niedzielę przekonaliśmy się, że to nie takie proste. Podczas pierwszego meczu w hali "Centrum" do głosu doszły problemy w przyjęciu, Atom zdobył kilkanaście punktów bezpośrednio z zagrywki, do czego dołożył punkty z piłek przechodzących. Nasza gra nie była zła, ale liczba błędów w przyjęciu zadecydowała o tym, że przegraliśmy. Natomiast w niedzielę sopocianki zagrywały jeszcze lepiej, trochę poprawiliśmy się w przyjęciu, ale było to za mało na tak agresywnie, twardo grający zespół. Podczas meczów u nas zabrakło nam czegoś, zapewne nigdy nie poznamy odpowiedzi na pytanie czego, czy brakło nam sił, czy spaliliśmy się po zwycięstwie, bo myśleliśmy, że na własnym terenie będzie nam łatwiej i każdy chciał, żebyśmy choć raz wygrali. Nie udało się. Sezon jest trudny, przed nami jeszcze kilka meczów. Jakiego przeciwnika życzyłbym sobie w walce o trzecie miejsce? Życzyłem sobie innego w półfinale (śmiech). Myślę, że jeśli będziemy dobrze grać, to nie ma większego znaczenia na kogo trafimy. Nie mam specjalnych życzeń w tym temacie, może zawodniczki mają. Teoretycznie w tym sezonie raz pokonaliśmy BKS, a z Bankiem BPS za każdym razem przegrywaliśmy. Ale nie ma to większego znaczenia, trzeba po prostu wyjść na parkiet i się bić o wygraną, a nie tak jak podczas niedzielnego meczu - trochę kalkulować, trochę stać i się patrzyć, tylko wyjść i się bić. Bo w półfinale, czy w grze o medale trzeba po prostu dać z siebie wszystko. W sobotę i niedzielę tej bitwy zabrakło, ale nie wiemy dlaczego. Jak się walczy o każdą piłkę, każdy centymetr parkietu było widać podczas czwartego meczu w Bielsku-Białej. Nam troszkę tego zabrakło. Ale też, co tu dużo mówić, zabrakło nam Krysi Strasz (nabawiła się kontuzji barku tuż przed rozpoczęciem rywalizacji z Atomem - przyp. red.). Gdyby z Atomu zabrać Pauliną Maj, z Banku BPS Mariolę Zenik lub z BKS-u Agatę Sawicką, to każdy z tych zespołów miałby kłopoty. W niedzielę Krysia zagrała dwa sety na własną prośbę, potem już nie mogła. Myślę, że w pierwszym meczu w Sopocie, gdy zapewne Atom nie spodziewał się, że to Matea Ikić będzie występowała na libero, grało nam się jeszcze w miarę łatwo. W drugim meczu grało nam się już trudniej, a w sobotę jeszcze trudniej.

Komentarze (0)