Dorota Świeniewicz (kapitan Atomu Trefl Sopot): Niezmiernie cieszymy się z dwóch zwycięstw w dąbrowskiej hali. Niedzielny triumf był dla nas trudniejszy, bo wiedziałyśmy, że dla gospodyń był to mecz o życie, ostatniej szansy. Zdawałyśmy sobie sprawę z faktu, że od początku będą chciały nas zaatakować, złapać i nie wypuścić. Na nasze szczęście, zapracowałyśmy sobie w tym spotkaniu na zwycięstwo dobrą grą, zagrywką, blokiem. Myślę, że dąbrowianki nie wytrzymały presji, którą same sobie narzuciły przed meczami we własnej hali. Zapowiadały bowiem walkę i myślę, że fakt grania na swoim terenie, przed gorącą publicznością jakby im przeszkodził. My byłyśmy spokojniejsze a one nerwowe.
Joanna Staniucha-Szczurek (kapitan Tauronu MKS Dąbrowa Górnicza): Nie jest to szczyt naszych możliwości, nasza gra pozostawia wiele do życzenia. W niedzielę nie byłyśmy w stanie przeciwstawić się bardzo dobrze dysponowanym sopociankom. Myślę, że zabrakło nam trochę sił, miałyśmy problemy kadrowe... W sumie nie można teraz szukać usprawiedliwienia, ale na pewno miało to jakiś wpływ na naszą porażkę. Teraz pozostaje nam walka o brązowy medal. Myślę, że jeśli uda nam się powtórzyć sukces z minionego sezonu (w którym MKS zajął trzecie miejsce - przyp. red.), to na pewno będziemy bardzo zadowolone.
Alessandro Chiappini (trener Atomu Trefl Sopot): Jestem zadowolony, że wygraliśmy w niedzielę. To były bardzo długie cztery mecze, dąbrowianki grały raz lepiej, raz gorzej, nasz zespół również. Jestem bardzo zadowolony z postawy moich zawodniczek, które wyszły na parkiet, grając bardzo agresywnie. Drugie i czwarte spotkanie były dla nas trudne, bo w Sopocie przegraliśmy, a ten czwarty mecz, czyli niedzielny, ze względu na to, że zdawaliśmy sobie sprawę, iż Zagłębianki nas zaatakują, przez co będzie nam się trudno grało. Natomiast o naszych zwycięstwach w sobotę i niedzielę zadecydowały mocna zagrywka i mała liczba błędów własnych. Teraz będziemy spokojnie trenować i przygotowywać się do finału. Mimo wszystko chciałem pogratulować MKS-owi, bo uważam, że zagrał na wysokim poziomie w tym sezonie w Pucharze CEV.
Waldemar Kawka (trener Tauronu MKS Dąbrowa Górnicza): Po jednym zwycięstwie w Sopocie wyobrażaliśmy sobie, że na własnym terenie powalczymy, ale w sobotę i w niedzielę przekonaliśmy się, że to nie takie proste. Podczas pierwszego meczu w hali "Centrum" do głosu doszły problemy w przyjęciu, Atom zdobył kilkanaście punktów bezpośrednio z zagrywki, do czego dołożył punkty z piłek przechodzących. Nasza gra nie była zła, ale liczba błędów w przyjęciu zadecydowała o tym, że przegraliśmy. Natomiast w niedzielę sopocianki zagrywały jeszcze lepiej, trochę poprawiliśmy się w przyjęciu, ale było to za mało na tak agresywnie, twardo grający zespół. Podczas meczów u nas zabrakło nam czegoś, zapewne nigdy nie poznamy odpowiedzi na pytanie czego, czy brakło nam sił, czy spaliliśmy się po zwycięstwie, bo myśleliśmy, że na własnym terenie będzie nam łatwiej i każdy chciał, żebyśmy choć raz wygrali. Nie udało się. Sezon jest trudny, przed nami jeszcze kilka meczów. Jakiego przeciwnika życzyłbym sobie w walce o trzecie miejsce? Życzyłem sobie innego w półfinale (śmiech). Myślę, że jeśli będziemy dobrze grać, to nie ma większego znaczenia na kogo trafimy. Nie mam specjalnych życzeń w tym temacie, może zawodniczki mają. Teoretycznie w tym sezonie raz pokonaliśmy BKS, a z Bankiem BPS za każdym razem przegrywaliśmy. Ale nie ma to większego znaczenia, trzeba po prostu wyjść na parkiet i się bić o wygraną, a nie tak jak podczas niedzielnego meczu - trochę kalkulować, trochę stać i się patrzyć, tylko wyjść i się bić. Bo w półfinale, czy w grze o medale trzeba po prostu dać z siebie wszystko. W sobotę i niedzielę tej bitwy zabrakło, ale nie wiemy dlaczego. Jak się walczy o każdą piłkę, każdy centymetr parkietu było widać podczas czwartego meczu w Bielsku-Białej. Nam troszkę tego zabrakło. Ale też, co tu dużo mówić, zabrakło nam Krysi Strasz (nabawiła się kontuzji barku tuż przed rozpoczęciem rywalizacji z Atomem - przyp. red.). Gdyby z Atomu zabrać Pauliną Maj, z Banku BPS Mariolę Zenik lub z BKS-u Agatę Sawicką, to każdy z tych zespołów miałby kłopoty. W niedzielę Krysia zagrała dwa sety na własną prośbę, potem już nie mogła. Myślę, że w pierwszym meczu w Sopocie, gdy zapewne Atom nie spodziewał się, że to Matea Ikić będzie występowała na libero, grało nam się jeszcze w miarę łatwo. W drugim meczu grało nam się już trudniej, a w sobotę jeszcze trudniej.