- Na trzy tygodnie przed startem Ligi Światowej straciliśmy trzech podstawowych graczy i musiałem szybko uzupełnić skład oraz wdrożyć nowych zawodników. Moja drużyna jest bardzo młoda, ze średnią wieku najniższą w całej stawce, dlatego przed startem LŚ nie stawialiśmy sobie zbyt wygórowanych celów - chcieliśmy zagrać w polskim finale, to wszystko. Mamy w sobie wiele pokory, wiemy, że ten turniej w Gdańsku był dla nas doskonałą lekcją siatkówki - skromnie przyznał Samuel Blackwood w rozmowie z portalem plusliga.pl.
Trener nie omieszkał także skomentować problemów, jakie sprawił jego podopiecznym przymus gry na wyjazdach (jedyny obiekt sportowy na Kubie, dopuszczony przez FIVB do rozgrywek Ligi Światowej, był remontowany w czasie turnieju - przyp.red): - Powiem szczerze - to było szaleństwo. Ja sam ciężko znosiłem kolejne tygodnie na wyjeździe, a co dopiero moi młodzi podopieczni. Cały czas nocowaliśmy w hotelach, tak jak to zwykle bywa w sesjach wyjazdowych LŚ. Sporo czasu spędzaliśmy na lotniskach, bo podróże z Europy do Korei do najkrótszych nie należały. Na treningi praktycznie nie mieliśmy czasu, ani miejsca, bo hale treningowe udostępniano nam tylko w wymiarze określonym przez FIVB, nic ponadto - nie krył złości Blackwood.
Podczas sopockiego finału Ligi Światowej widać było, że Kubańczycy mają wyraźny problem z utrzymaniem wysokiej dyspozycji przez całe spotkanie (jak choćby w przegranym, pięciosetowym meczu z reprezentacją Brazylii). Jakie metody stosuje szkoleniowiec wicemistrzów świata, by utrzymać dyscyplinę w szeregach swojej drużyny? - Czasami byłem jak ojciec, czasami jak wymagający nauczyciel. Nie da się inaczej, o dyscyplinę należy dbać. To bardzo młodzi chłopcy i czasami nie rozumieją co dla niech jest najlepsze. Nie ukrywam, że mam w grupie "buntowników”, którzy chcieliby pożyć na wyjazdach jak nastolatki na wakacjach - wtedy staję się surowym stróżem porządku. Ale głównie opieram swoją pracę na pokazywaniu im dobrych wzorców, nieustannym tłumaczeniu. Oni mają świadomość, że jeśli się nie podporządkują, nigdy nie osiągną poziomu mistrzów - tłumaczył trener.