Agnieszka Niedziałek: Celem przedsezonowych meczów jest zazwyczaj sprawdzenie w grze wszystkich zawodników lub ogrywanie pierwszej szóstki. Sądząc po przebiegu wszystkich trzech spotkań Resovii podczas II Międzynarodowego Turnieju im. Jana Strzelczyka wybrał pan tym razem drugi ze wspomnianych wariantów.
Andrzej Kowal: Dla nas ważne było przede wszystkim zagranie po raz pierwszy w pełnym składzie. Chcieliśmy przyglądnąć się współpracy Tichacka z pozostałymi zawodnikami. Z turnieju jesteśmy zadowoleni, bo rozegraliśmy dwanaście setów, a to dużo. Tu sprawdzana była optymalna szóstka, natomiast ta teoretycznie druga występowała we wcześniejszych sparingach. Jeśli chodzi o techniczne sprawy, to mamy teraz kilka dni treningu przed meczem z Olsztynem i musimy je wykorzystać maksymalnie.
Czy dokładnie ci sami siatkarze, którzy wybiegli w wyjściowym składzie na memoriale, wystąpią także od początku w pierwszych spotkaniach ligowych?
- Zobaczymy. Treningi pokażą nam, czy ta szóstka jest optymalna. Mogą się jeszcze zdarzyć w niej korekty. Zmiany mogą też nastąpić w zależności od dyspozycji w trakcie meczu. Na razie zakładam, że zawodnicy, którzy grali więcej na turnieju są w tej teoretycznie pierwszej szóstce, ale pokażą to jeszcze treningi i najbliższe spotkania.
W odwodzie ma pan jeszcze mistrzów Młodej Ligi z poprzedniego sezonu. Kilku z nich zostało zgłoszonych do składu drużyny grającej w Pluslidze. Jak wygląda kwestia ich ewentualnych występów w tych rozgrywkach?
- Na chwilę obecną mamy już dwunastu równorzędnych zawodników. Młodzi gracze są opcją rezerwową i będą się ogrywać w II lidze. W przypadku ewentualnych problemów zdrowotnych lub innych czynników będziemy z nich korzystać. Nie chcę mówić, ze ci młodzi zawodnicy nie mają szans na grę, bo życie pisze różne scenariusze. Trenowali z nami w okresie przygotowawczym, ale teraz skupią się na rozgrywkach drugoligowych.
Czy w pana zespole jest obecnie kłopot bogactwa? Wydaje się, że choćby rezerwowy Marko Bojić aż się pali do gry.
- Nie ma u nas tak naprawdę pierwszej szóstki i rezerwy, tylko zespół dwunastu ludzi. Liga jest trudna i walcząc o mistrzostwo Polski wszyscy muszą być gotowi do gry w każdym momencie. Jeżeli ktoś poczuje się obrażony, że siedzi na ławce, to dla takiego człowieka nie ma tutaj miejsca, on nie powinien być w naszym zespole. To w ogóle nie wchodzi w rachubę. Dziś gra jeden zawodnik, jutro może się okazać, że zagra drugi. Zmiennik ma podnieść jakość gry, a w najgorszym wypadku utrzymać ją. Nie wyobrażam sobie, że ktoś wchodzi do gry tylko po to, aby dać komuś odpocząć, a sam obniża jakość gry. Po to mam dwunastu zawodników, żeby w momencie ewentualnych problemów wszedł rezerwowy i abyśmy grali dalej na dobrym poziomie, a nawet na lepszym.
W poprzednim sezonie w odniesieniu do oczekiwań wobec Resovii mowa była o trzech finałach. Czy to hasło obowiązuje także teraz?
- Powiem tylko tyle, że to jest sport i będziemy grali w każdym meczu o wszystko. Będziemy walczyć o każdy set, o każdy punkt, bo to może nas przybliżyć do mistrzostwa Polski. Czy je zdobędziemy - nie wiem, ale na pewno jest ono naszym celem. Nie ma się co dziwić ludziom, którzy wydają na klub pieniądze, że chcą o to grać. Mieliśmy ostatnio brązowe medale, obecnie zespół teoretycznie jest mocniejszy, ale też pozostałe drużyny zwiększyły swój potencjał. Teraz czeka nas dużo pracy. W pozostałych rozgrywkach również będziemy grać o każdy punkt w każdym secie i meczu. Chcemy ugrać jak najwięcej, oby się to udało. Czas pokaże, czy nasza praca da odpowiedni efekt, czy zawodnicy potrafią ze sobą współpracować i czy wszystko jest w porządku. Istnieje wiele czynników, które decydują o końcowym sukcesie.
Przed sezonem pracuje się nad wszystkim, a dodatkowo dopiero od niedawna ma pan do dyspozycji całą drużynę, ale obserwując chociażby siatkarzy, z którymi trenuje pan już od kilku tygodni, to co można wskazać jako najmocniejszy element zespołu?
- Po dołączeniu reszty zawodników pracujemy praktycznie od nowa. Przed turniejem były dwa treningi, na których ćwiczyliśmy zagrywkę i przyjęcie. Nie trenowaliśmy jakiejkolwiek taktyki, żadnego systemu gry. Trudno więc nawet mówić, żebyśmy coś składali, raczej zaczynamy budować cokolwiek. Mamy teraz kilka dni na to. Zawodnicy przychodzą z różnych reprezentacji, mają różne nawyki, trenowali pewien sposób grania przez dłuższy czas i gdy przychodzą do klubu, to trzeba teraz zrobić jeden system gry, np. blok-obrona czy atak. Każdy trening podpowie nam, w jaki sposób podnieść poziom gry, ale to jest ogrom pracy.
W składzie jest kilku zawodników potrafiących mocno zagrywać i zdobywać w ten sposób punkty. Wydaje się, że serwis może być silną bronią Resovii w tym sezonie.
- Obecnie w siatkówce zagrywka odgrywa bardzo dużą rolę, bez niej zespoły niewiele znaczą. Musimy zwiększyć ryzyko w wykonywaniu tego elementu. Oczywiście, musi to być ryzyko wyważone. Sposób serwowania będzie też zależny od przeciwnika. Na pewno jednak będziemy zagrywali dość ryzykownie i myślę, że w tym sezonie będzie to jeden z naszych atutów.
Tuż po objęciu funkcji trenera podkreślał pan, że nie zależy mu na gwiazdach, ale na walecznym zespole, do którego będzie można mieć zaufanie. Dostrzegł pan już te cechy u swoich zawodników?
- Jesteśmy ze sobą za krótko, żeby o tym mówić i na dobrą sprawę nie wszystkich jeszcze poznaliśmy. Byłoby to więc nieszczere, gdybym teraz coś takiego stwierdził. Poczekajmy, mamy na to jeszcze czas. Myślę jednak, że jak na ten okres jest to z pewnością zespół z charakterem.
Jak wygląda sytuacja Tomasza Józefackiego? Wydawało się, że po zakontraktowaniu Adriana Gontariu polski atakujący odejdzie z Rzeszowa. Tymczasem pojawił się on na prezentacji jako członek drużyny.
- O to proszę pytać klub. Nie chciałbym się wypowiadać, bo nie znam za dobrze sytuacji. Tomek przed memoriałem jeszcze trenował z nami, ale z tego co wiem już w najbliższym czasie będzie w nowym klubie.
Nowym kapitanem Resovii został Olieg Achrem, który przyznał, że jest szczęśliwy z tego powodu, ale i trochę zaskoczony. Co zadecydowało, że wybrał pan właśnie jego?
- Wiele czynników, ale to są już sprawy, które zostają wewnątrz zespołu. Powiem tylko krótko, że ja jestem z niego bardzo zadowolony i na chwilę obecną wiem, że się nie pomyliłem.
Przez ostatnich kilka lat pracował pan jako asystent szkoleniowców w klubie z Rzeszowa. Czuje pan, że to właśnie teraz nadszedł właściwy moment na samodzielną pracę czy może już wcześniej chciał pan się w ten sposób sprawdzić?
- Nie, wszystko ma swój czas. Był Ljubo i miał kontrakt, a ja starałem się pomagać najlepiej, jak potrafiłem. Gdyby teraz klub stwierdził, że potrzebuje innego trenera, a mnie chciałby na drugiego, to wtedy bym się zastanawiał, czy powinienem to zaakceptować. Życie pokazuje, że trzeba się dostosowywać do sytuacji. Cieszę się, że klub mi zaufał i będziemy współpracować.
Tuż po wyborze na pierwszego trenera Resovii podkreślał pan, że będzie prowadził drużynę inaczej niż jej poprzedni szkoleniowiec Ljubo Travica. Czy to oznacza, że zupełnie odcina się pan od wizji chorwackiego trenera?
- Od wszystkich trenerów, z którymi współpracowałem, czerpię wiedzę i doświadczenie. W swojej pracy wykorzystuję te elementy, które uznaję za najkorzystniejsze. Nie można powielać pracy, jaką wykonywał Ljubo, sposobu prowadzenia zespołu przez Jana Sucha, ani żadnego innego trenera. Każdy człowiek jest inny, ma swoje spojrzenie na siatkówkę i swój rozum. Na pewno wiele elementów przeniosę na naszą drużynę, ale generalnie przy budowie zespołu kieruję się własną intuicją. Jeżeli jestem do czegoś przekonany, to robię to. Na pewno nie sugeruję się tym, co zrobiłby Ljubo czy Jan Such. Wiem, w jaki sposób oni to prowadzili, ale ja jestem Andrzej Kowal i podejmuję swoje decyzje.
Z rzeszowskim klubem jest pan związany od wielu lat. Najpierw jako zawodnik, potem jako asystent, teraz zaś jako pierwszy trener. Można chyba mówić już o przywiązaniu i sentymencie do Resovii u pana.
- Absolutnie tak. Skłamałbym, gdybym zaprzeczył. Mieszkam tu od wielu lat, to jest moje miasto i czuję się tu bardzo dobrze. Zdaję sobie sprawę, że najtrudniej jest pracować w swoim mieście, gdzie zna się ludzi, gdzie po wygranym meczu wszyscy człowieka głaskają, a po przegranym obrażają, ale takie jest życie. Wybrałem taki, a nie inny zawód i jestem do tego przyzwyczajony. Presja była, jest i będzie. Jeżeli ktoś sobie z tym nie może poradzić, nie powinien uprawiać tego typu zawodu. Dla mnie nie ma problemu.
Obecność pięciu tysięcy osób na trybunach daje wsparcie, ale też chyba może czasem zwiększyć wspomnianą presję na trenerze i zespole.
- Ja nie odczuwam takiego obciążenia. Zdaję sobie sprawę, że każda z tych osób może mieć swoją opinię na temat podejmowanych przeze mnie decyzji. Reakcja negatywna widowni nigdy nie będzie dobra dla zespołu, zwłaszcza jeżeli ten daje z siebie wszystko. Czasami przeciwnik jest po prostu lepszy i wtedy trzeba być wyrozumiałym. Jeżeli jednak przeciwnik był do ogrania, to trudno oczekiwać, że kibice, którzy płacą za bilety i oczekują dobrego widowiska, będą zadowoleni. Klub kibica natomiast dopinguje drużynę bez względu na to, czy ta wygrywa czy przegrywa. Spełnia on też rolę pewnego rodzaju motywatora, bo - nie ukrywajmy - trudno grać przez cały sezon na sto procent swoich możliwości. Nie ma zespołu, który by tak grał. Zawsze trafią się mecze, kiedy forma będzie słabsza, ale z drugiej strony po to mamy tych dwunastu zawodników i będziemy się starali tak to dopasowywać, aby w różnych chwilach ci teoretycznie zmiennicy mieli możliwość pokazania się.
Czy - jako że jest pan "człowiekiem stąd" - zdarza się, iż w sytuacjach z życia codziennego ludzie zaczepiają pana i chcą podyskutować o Resovii?
- Rzadko. To zdarza mi się raczej w gronie znajomych, choć też mało, ponieważ staram się jak najmniej poza pracą w klubie i treningami rozmawiać o siatkówce. Nie chcę, żeby wypełniała ona dwadzieścia cztery godziny każdego dnia mojego życia, bo to też nie na tym polega.
Na jak długo obecnie pana przyszłość jest związana z Resovią? Czy jest szansa na dłuższą pracę w tym samym gronie?
- Długość kontraktu nie ma znaczenia w przypadku trenera. Jeżeli ktoś będzie zadowolony z mojej pracy, to umowę można przedłużyć, jeżeli nie - to nawet pięcioletni kontrakt można rozwiązać po roku. Tak samo w przypadku, jeśli ja nie będę zadowolony. Nikt nikogo nie będzie na siłę uszczęśliwiał. Normalne jest, że jeśli się przegrywa, to szuka się tego przyczyn. W większości klubów pierwszym winowajcą jest trener i nie ma na to alternatywy. Rola szkoleniowca jest, powiedzmy, bardzo płynna. Raz jest w porządku, ale po dwóch, trzech porażkach wszystko się zmienia. Nie wybiegam więc za bardzo w przyszłość. Skupiam się na tym sezonie, a przede wszystkim na najbliższym meczu.