Częstochowianie znów na ustach siatkarskich kibiców. Niesamowita dyspozycja Bartosza Janeczka

Od mocnego uderzenia tegoroczne rozgrywki siatkarskiej PlusLigi rozpoczęli siatkarze Tytanu AZS Częstochowa. Częstochowianie spisywani, jak co roku na straty już w pierwszej kolejce zagrali na nosie wszystkim sceptykom i pewnie pokonali na własnym parkiecie Jastrzębski Węgiel 3:1.

Inauguracja sezonu siatkarskiej PlusLigi w Częstochowie przeszła najśmielsze oczekiwania. Częstochowianie zupełnie przyćmili bowiem naszpikowany gwiazdami zespół Jastrzębskiego Węgla, będąc lepszym w praktycznie każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Punktem zwrotnym okazała się końcówka drugiej partii wygrana przez gospodarzy na przewagi. Od tego momentu role na placu gry się zmieniły i zespół Lorenzo Bernardiego nie miał zbyt wiele do powiedzenia w kolejnych dwóch setach. - Lepszego początku rzeczywiście nie mogliśmy sobie wymarzyć. Mecz wygraliśmy za trzy punkty. Trochę nerwowo rozpoczęliśmy, bo każdy chciał się, jak najlepiej pokazać przed kibicami w pierwszym secie. Chcieliśmy pokazać nowe oblicze tej drużyny, w której zmienił się w zasadzie tylko libero, który moim zdaniem wypadł bardzo dobrze, szczególnie w obronie - komplementował kolegę z drużyny, Bartosz Janeczek, który miał ogromny wkład w premierowe zwycięstwo Akademików.

Wielu kibiców z mieszanymi uczuciami podchodziło do sobotniej inauguracji, mając na względzie postawę ekipy Marka Kardosa w niedawnym memoriale poświęconym pamięci Zdzisława Ambroziaka. Częstochowianie, jak mantrę powtarzali wówczas, że brakuje im zgrania i wspólnego języka na boisku. Tydzień spokojnej pracy wystarczył, aby sytuacja uległa zmianie. - Nasza lepsza gra była spowodowana tym, że do drużyny powrócił Fabian Drzyzga. Cały miniony tydzień intensywnie pracowaliśmy nad zgraniem się i widać tego efekty. Fabian na kadrze poprawił dużo elementów w swojej grze. Piłki, które otrzymaliśmy od niego były szybkie i przełożyło się to na obraz meczu - podkreślał Janeczek.

Już pierwsze spotkanie PlusLigi wylało kubeł zimnej wody na głowę tych, którzy, jak co roku nie dają częstochowianom cienia szans na walkę o czołowe lokaty. Mecz z jakby nie patrzeć jednym z głównych pretendentów do walki o medale udowodnił po raz kolejny, że pod wodzą Marka Kardosa Akademicy mogą okazać się czarnym koniem i wiele namieszać w ligowej stawce. - Uwielbiam to pytanie szczerze mówiąc. Zawsze, co roku przed sezonem jesteśmy skazywani na walkę w dole tabeli, a my lądujemy wyżej. Oby tak było i tym razem. Nie możemy natomiast popadać w zachwyt po tym meczu. Musimy ciężko pracować i jak najdłużej utrzymać tą dobrą dyspozycję - studzi nieco emocje atakujący, znajdujący się w dalszym ciągu w orbicie zainteresowań selekcjonera Andrei Anastasiego.

Janeczek nie znalazł się szerokiej kadrze na mistrzostwa Europy rozegrane w Austrii i Czechach. Anastasi postawił wówczas na Piotra Gruszkę oraz Jakuba Jarosza. Jeśli jednak Janeczek utrzyma tak znakomitą dyspozycję, jak miało to miejsce w sobotę, to włoski selekcjoner nie powinien mieć wątpliwości komu dać szansę w następnych meczach. 24-latek spisywał się bowiem koncertowo, a jego błędy można policzyć na palcach jednej ręki. Docenili to obserwatorzy i zasłużenie uhonorowali Janeczka tytułem MVP spotkania. Jak się okazuje, jego znakomita dyspozycja ma swoje źródło...- Po prostu odwiedziła mnie narzeczona i to dlatego (śmiech) - kończy żartobliwie Bartosz Janeczek.

Częstochowianie znów zadziwiają

Źródło artykułu: