Luasanne UC w pierwszym meczu uległo Asseco Resovii Rzeszów dopiero w tie-breaku. W rewanżu brązowy medalista ligi szwajcarskiej z ubiegłego sezonu nie był w stanie w żadnym z trzech setów nawiązać równorzędnej walki. - Spodziewaliśmy się, że Resovia zagra lepiej niż u nas. Czytałem gazety i wiedziałem, że są nastawieni na to, aby wygrać 3:0 - przyznał Piotr Wiącek.
Jako przyczyny porażki kapitan drużyny z Lozanny wskazał dwa czynniki. - Po pierwsze tutejsza hala, która jest znacznie większa od naszej oraz duża publiczność. Nie jesteśmy w ogóle przyzwyczajeni do takiej atmosfery. Było ciężko. Po drugie u nas wszyscy są studentami i amatorami, a Resovia to profesjonaliści - wyliczał Szwajcar polskiego pochodzenia.
Warunki, na jakich funkcjonują PlusLiga oraz liga szwajcarska różnią się i to znacznie. - Mecze odbywają się normalnie w weekendy. Jednak w każdym zespole jest zazwyczaj dwóch lub trzech profesjonalnych zawodników, reszta studiuje lub pracuje. Trenujemy raz dziennie wieczorem. Zawsze te same zespoły są w pierwszej czwórce i to one biją się o mistrzostwo, bo mają najwięcej pieniędzy, choć jak na polską ligę nie jest to dużo. Gyorgy Grozer zarabia pewnie tyle, ile wynosi nasz budżet. W Szwajcarii nie ma profesjonalnej ligi, ponieważ nie ma tu sponsorów zainteresowanych inwestowaniem w tę dyscyplinę sportu - analizował Wiącek.
Biorąc pod uwagę te ogromne różnice, tym bardziej chluby rzeszowskim siatkarzom nie przynosi rezultat pierwszego spotkania. - Na pewno Resovia trochę nas wtedy zlekceważyła. W trzecim secie zaczęła robić błędy, a w tie-breaku było 9:9 i nie wiadomo było, co będzie dalej i widziałem, że są niepewni. Z naszej perspektywy to był na pewno dobry wynik, ale nie mieliśmy żadnej satysfakcji, bo przecież przegraliśmy - podsumował siatkarz Lausanne UC.
Przyjmujący ze Szwajcarii związany jest ze względu na rodzinę z Rzeszowem oraz …Resovią. Jego ojciec Andrzej był kiedyś zawodnikiem, a później także trenerem klubu ze stolicy Podkarpacia. - Oczywiście czuję się związany z Resovią. Śledzę jej wyniki, oglądałem też jej mecze w Lidze Mistrzów. Zawsze jej kibicuję, choć teraz przyszło mi stanąć po drugiej stronie siatki. Udało mi się za to zagrać na Podpromiu. Gdy grał tu mój ojciec, to tę halę dopiero budowano - wyjaśniał siatkarz, który wyjechał z Polski dokładnie dwadzieścia lat temu.