Fatum - relacja z meczu Brazylia - USA

Tegoroczny turniej finałowy Ligi Światowej, który rozgrywany jest w brazylijskim Rio de Janeiro, przebiegał pod dyktando gospodarzy, którzy pewnie kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa, prezentując doskonałą grę na wysokim poziomie. Tymczasem w sobotę, w pierwszym spotkaniu półfinałowym, Brazylijczycy ulegli reprezentacji Stanów Zjednoczonych 0:3 (23:25, 22:25, 25:27) i w finale już nie wystąpią. Tym samym spełniło się fatum, od lat ciążące nad gospodarzami Final Six, a które nie pozwala im wygrać turnieju na własnym parkiecie.

W tym artykule dowiesz się o:

Brazylia: Marcelinho, Andre Heller, Giba, Andre, Gustavo, Dante, Sergio (libero) oraz Bruno, Anderson, Samuel, Rodrigao

USA: Ball, Lee, Priddy, Millar, Salmon, Stanley, Lambourne (libero) oraz Touzinski, Hoff

Już pierwsza długa akcja spotkania zwiastowała ogromne emocje, bo wprawdzie wygrali ją gospodarze (zatrzymany Stanley), ale Amerykanie zademonstrowali kilka wręcz niesamowitych obron. Kibice oglądali zatem długie, interesujące akcje po obu stronach siatki, a żadna niemal piłka nie wpadała w parkiet bez dotknięcia jej przez obrońców. Pierwsza przerwa techniczna to niewielkie prowadzenie Brazylijczyków (8:7, Dante), jednak zepsuta zagrywka i błąd w ataku Andre odmieniły wynik (8:9). Dobra zagrywka Giby dała gospodarzom szansę na wyprowadzenie dwóch kolejnych kontrataków (13:12, Andre) i taką przewagę udało im się utrzymać do środkowej części seta (16:14, 18:16). Należy jednak podkreślić, iż siatkarze Stanów Zjednoczonych cały czas prowadzili równorzędną grę z mistrzami świata, coraz lepiej zagrywając (Stanley, Priddy, Ball), znakomicie broniąc w polu, precyzyjnie przyjmując serwisy rywali (Lambourne, Priddy). O wyniku pierwszej partii przesądziła dobra gra amerykańskiego bloku, który błyskawicznie przesuwał się wzdłuż siatki, zdobywając punkty bezpośrednio, bądź też wymuszając błędy rywali (18:17, 18:19, zablokowany Andre). Tej minimalnej przewagi siatkarze USA nie dali sobie odebrać, a partię zakończył William Priddy, śmiałym atakiem (23:25).

As Dante dał gospodarzom nadzieję, iż przegranie pierwszej odsłony było tylko drobnym potknięciem mistrzów świata. Jednak z każdą kolejną akcją Amerykanie udowadniali, iż w ich poczynaniach nie ma cienia przypadku, a oryginalna koncepcja gry była skutecznie realizowana przez zawodników (6:8, Millar). Dokładne przyjęcie, dość jednak nierównej, zagrywki Brazylijczyków umożliwiało rozgrywającemu Lloydowi Ball’owi swobodne kierowanie grą zespołu z wykorzystaniem wszystkich bez wyjątku graczy. Siatkarze amerykańscy uzyskiwali coraz większa przewagę na siatce (7:11, kontratak Stanley), a niezwykle efektowne i skuteczne akcje Brazylijczyków (11:14, Dante) przeplatane były ich błędami lub skutecznymi blokami rywali. Podopieczni Bernardo Rezende mieli dziś spore problemy ze skończeniem pierwszych ataków (Giba, Andre), gdyż mnóstwo piłek podbijanych było przez – nad wyraz aktywnych – amerykańskich obrońców, dając im okazję do wyprowadzania własnych akcji ofensywnych (13:16, Salmon). Obrazu gry nie odmieniło pojawienie się na parkiecie aż trzech nowych graczy Brazylii: Samuela (zmienił Andre), Rodrigao (zastąpił Gustavo) i Bruno (w miejsce Marcelinho), choć bardzo starali się, aby pomóc swojemu zespołowi w odniesieniu sukcesu. Seria skutecznych zagrań – szczęśliwy as Touzinskiego, kontra Priddy’ego – przeważyły szalę zwycięstwa na stronę siatkarzy Stanów Zjednoczonych (15:19). Piłkę setową dał Amerykanom kolejny błąd przeciwników w polu serwisowym (21:24). Zbyt nerwowa wystawa Ball’a (22:24) i pewny atak Stanleya zakończyły drugą partię (22:25).

Trzeciego seta Brazylijczycy rozpoczęli w nowym ustawieniu – z Bruno na rozegraniu, Rodrigao na środku siatki i Samuelem na ataku. Mocno zmobilizowani gospodarze robili absolutnie wszystko, aby ta partia nie była ostatnia: wzmocnili siłę zagrywki i ataku, próbowali zagrań arcyszybkich oraz mocno ryzykownych na całej długości siatki (8:7), na chwilę spychając swoich przeciwników do defensywy (12:9, pomyłka Stanleya). Wystarczyła jednak seria mocnych serwisów Stanleya (14:12) oraz kontrataki Salmona i Priddy’ego, aby Amerykanie powrócili do gry (14:16). Na boisku pojawił się jeszcze Anderson w miejsce Samuela, a as Dante pokazał, że gospodarze ani na chwilę nie przestali myśleć o zwycięstwie (18:19). Blok Andersona na Salmonie dał Brazylijczykom wyrównanie i szansę na wygranie partii (22:22). W nerwowej końcówce seta zawodnicy obu drużyn mylili się w polu zagrywki, ale wręcz fantastycznie spisywali się w ataku (23:23, Giba). Błąd Priddy’ego sprawił, iż to gospodarze mieli w górze piłkę setową (24:23), ale na drodze stanął im Clayton Stanley, który w krytycznym momencie nie zwolnił ręki (24:24). Błąd Dante w kontrataku z sytuacyjnej piłki (25:26) i kolejna pomyłka – tym razem Andersona – dały zwycięstwo siatkarzom Stanów Zjednoczonych (25:27).

Sobotni sukces Amerykanów, aczkolwiek bardzo niespodziewany, był całkowicie zasłużony. Aktywna postawa w obronie dawała siatkarzom Stanów Zjednoczonych możliwość wielokrotnego ponawiania ataków, mocna zagrywka skutecznie zaburzyła precyzję brazylijskich przyjmujących, wymuszając kolejne błędy mistrzów świata – w rozegraniu i w ataku. A wszechstronna i niezwykle konsekwentna gra zawodników USA okazała się dziś najlepszym antidotum na kombinacyjne i szybkie akcje Brazylijczyków.

Komentarze (0)