Lorenzo Bernardi nie widział mnie w swojej drużynie - rozmowa z Grzegorzem Łomaczem, rozgrywającym Lotosu Trefla Gdańsk

Grzegorz Łomacz po czterech latach opuścił zespół Jastrzębskiego Węgla i znalazł się w beniaminku z Gdańska. Wyniki jego obecnej drużyny znajdują się jednak w opozycji do rezultatów osiąganych przez klub ze Śląska.

Kinga Popiołek
Kinga Popiołek

Kinga Popiołek: Twój transfer z Jastrzębskiego Węgla do Lotosu Gdańsk był dość nieoczekiwany.

Grzegorz Łomacz: No tak, tym bardziej, że jeszcze miałem ważny kontrakt z klubem z Jastrzębia. Jednak Lorenzo Bernardi nie widział mnie w swojej drużynie, tworzył swoją koncepcję. Nie mam nikomu nic za złe, bo trener miał do tego prawo. Ja też nie chciałem zostawać w takiej drużynie, dlatego postanowiłem poszukać nowego klubu.

Klub z Gdańska znalazł się jako pierwszy, czy poszukiwania trwały dłużej?

- Trochę to trwało, bowiem miałem też oferty z innych klubów, ale jako że ich nie wybrałem, to nie chciałbym do tego wracać. Ostatecznie stanęło na tym, że wylądowałem w Gdańsku.

Czym przekonał cię ten klub?

- Ciężko jest mi to teraz powiedzieć, gdyż brałem pod uwagę naprawdę wszystkie możliwe aspekty.

Nie żałujesz, że zamiast walczyć o najwyższe cele zajmujesz wraz z obecną drużyną ostatnie miejsce w tabeli?

- Na pewno przychodząc do tego klubu nie spodziewałem się tego, że będziemy zajmować ostatnie miejsce. Chciałbym grać w drużynie, która gra o medale i o najwyższe cele - takie są moje ambicje. Mam jednak nadzieję, że tutaj krok po kroczku zostanie zbudowany taki zespół, który dojdzie i do takiej rangi.

Nie tylko Lorenzo Bernardi nie widział cię w swojej drużynie, ale również Andrea Anastasi na razie nie widzi cię w składzie reprezentacji Polski.

- Cóż mogę powiedzieć, to również był wybór trenera.

A czy tych dwóch sytuacji nie odczuwasz jako taki policzek z dwóch stron?

- Takie jest życie sportowca i trzeba się z tym liczyć. Nie odczuwam tego jako policzek, wręcz przeciwnie – jest to dla mnie dodatkowa mobilizacja do tego, by jeszcze ciężej pracować. Ale nie ukrywam, że marzy mi się powrót do reprezentacji.

Będziesz jeszcze próbował?

- Na pewno nie poddam się.

Fakt, że twoja drużyna zajmuje ostatnie miejsce nie ułatwieniem w drodze do kadry nie jest.

- To prawda, bo zupełnie inaczej patrzy się na takie zespoły z dołu tabeli. Ale właśnie teraz jako drużyna musimy pokazać, że potrafimy grać i kiedyś musimy to ostatnie miejsce opuścić.

Gdzie upatrujecie swoich szans na punkty? Z zespołami z dolnej części tabeli w pierwszej fazie rozgrywek przegrywaliście.

- Zaprzepaściliśmy mnóstwo szans na zdobycie punktów, mieliśmy wiele setów, w których prowadziliśmy. W drugiej rundzie nie ma już czasu na takie marnowanie szans. Nie mamy wyjścia: musimy gonić rywali.

Czego brakowało do tej pory, że punktów nie udało się zdobywać?

- Myślę, że przede wszystkim doświadczenia nam jako zespołowi. Jako drużyna jesteśmy młodzi, do tego jesteśmy beniaminkiem. W tych najważniejszych momentach przegrywaliśmy brakiem doświadczenia.

Czy teraz będzie lepiej? Kilka miesięcy już spędziliście razem.

- Powinno być lepiej, chociaż te kilka miesięcy to nie jest jakiś ogrom czasu, kiedy można nabrać nie wiadomo jakiego doświadczenia. Ale musimy sobie w takiej sytuacji radzić i nie możemy powtórzyć takiej rundy.

Jakie nastroje panują w drużynie w obliczu takiego wyniku sportowego? Święta do wesołych pewnie nie będą należały?

- Pod tym względem rzeczywiście nie będą to jakieś wesołe święta. Ale atmosfera w zespole jest bardzo dobra, nie ma żadnych kłótni ani niemiłych sytuacji.

Spuszczania głów też nie ma?

- Nie ma, jest za to mobilizacja. Na pewno się nie poddajemy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×