Marek Knopik: Kończy się 2011 rok. Jaki on był dla ciebie?
Zbigniew Bartman: Z pewnością był zmienny. Sam początek całkiem dobry, bo rozgrywaliśmy z chłopakami z Politechniki niezłe spotkania i awansowaliśmy do najlepszej szóstki ligi. Niewiele nawet brakowało do zajęcia miejsca w czołowej czwórce. Później rozpoczął się okres reprezentacyjny i pojawiły się przede mną nowe wyzwania związane ze zmianą pozycji. Z przyjmującego zostałem przekwalifikowany na atakującego. Wszystko wyglądało bardzo fajnie i układało się po myśli trenera, jak i mojej. Niestety podczas finałowego turnieju Ligi Światowej doznałem poważnej kontuzji, która wyeliminowała mnie z dalszych spotkań kadry oraz udziału w mistrzostwach Europy. Był to bardzo trudny okres dla mnie. Aby wrócić do gry, musiałem poświęcić dużo zdrowia i ciężkiej pracy. Bardzo się cieszę, że skończyło się tak, jak się skończyło. Wróciłem do gry i wspólnie z zespołem Jastrzębskiego Węgla zagraliśmy znakomity turniej w Katarze, zdobywając klubowe wicemistrzostwo świata. Nie był to ostatni sukces tego roku, ponieważ reprezentacja Polski rozegrała w Japonii kapitalny turniej. Srebro Pucharu Świata jest czymś niesamowitym. Podsumowując wszystkie te wydarzenia, rok 2011 był lepszy od poprzedniego.
Byli tacy, co się dziwili, że nominalny przyjmujący zagra w kadrze na pozycji atakującego.
- Od początku zaufałem trenerowi Anastasiemu. Stwierdziłem, że jeśli taki znawca i fachowiec widział mnie w roli atakującego, to ja nie będę się mu przeciwstawiał, tylko będę za nim podążał. Wykonywałem jego polecenia i to się opłaciło. Wyniki reprezentacji i moja postawa z pewnością zamknęła niedowiarkom usta.
Czujesz się zawodnikiem silniejszym i lepszym po zebraniu doświadczeń w tym pełnym wydarzeń roku?
- Zdecydowanie tak. Ten rok mnie bardzo dużo nauczył. Pierwszy raz w życiu miałem tak poważną kontuzję. Miałem sporo czasu na przemyślenia i poukładanie sobie w głowie wielu spraw. Uważam, że po urazie wróciłem do gry jako inny zawodnik. W mojej opinii lepszy.
Jakie wydarzenie pozostanie najdłużej w pamięci?
- Puchar Świata w Japonii. Takiego turnieju nie zapomina się do końca życia. Osiągnęliśmy tam nie tylko niesamowity wynik. Niesamowita była również atmosfera w drużynie. Cała ta impreza, chociaż bardzo długa i wyczerpująca, była niepowtarzalna. Chociaż sam wynik chciałbym jeszcze kiedyś powtórzyć, a może nawet minimalnie poprawić.
To był rok nie tylko sukcesów, których byłeś współautorem. Musiałeś także podjąć decyzję o przynależności klubowej. Była trudna?
- Szczerze mówiąc, to nie była trudna decyzja. Z prezesem Zdzisławem Grodecki szybko doszedłem do porozumienia. Na początku okresu transferowego moim priorytetem było pozostanie w Politechnice Warszawskiej. Urodziłem się w Warszawie i tam mieszkam. Natomiast działacze z Warszawy nie byli w stanie stworzyć zespołu, który mógłby rywalizować o medale i nie było jakichkolwiek przesłanek, by ta sytuacja mogła ulec poprawie. Miałem sporo propozycji z innych klubów, natomiast zdecydowałem się przejść do Jastrzębskiego Węgla.
W Jastrzębskim Węglu jesteś pierwszy sezon, a na parkiet wybiegasz z opaską kapitana. Skąd od razu takie zaufanie do twojej osoby?
- Nie wiem, ale dla mnie to ogromny zaszczyt i honor być kapitanem Jastrzębskiego Węgla. W Jastrzębiu jest świetna grupa zawodników, trenerów i działaczy. Tym bardziej się cieszę, że mogę reprezentować ten zasłużony klub jako kapitan.
Przed tobą krótki wypoczynek. Jakie masz plany. Co lubisz robić w czasie wolnym od treningów i spotkań?
- Niezmiernie się cieszę, że dostaliśmy te cztery dni wolnego. Wszystkim jest ten wypoczynek potrzebny, a w szczególności zawodnikom, którzy walczyli o Puchar Świata w Japonii. Taki oddech pozwoli ponownie "naładować akumulatory". To nie jest długi okres, ale z pewnością pomoże nam złapać trochę świeżości. Na czas świąt wybieram się do rodzinnej Warszawy. Generalnie nie mam sprecyzowanych planów. Chciałbym po prostu odpocząć w domowym zaciszu. Zresztą to jest za krótki okres, by myśleć o szaleństwach.
Czas świąteczno-noworoczny to okres składania sobie życzeń. Czego życzyłbyś sobie na kolejny rok?
- Życzyłbym sobie jedynie zdrowia. Wierzę, a nawet jestem wręcz przekonany, że jeśli zdrowie dopisze, to kolejny rok będzie jeszcze lepszy od tego, który się niebawem skończy. Mam przyjemność współpracowania z niesamowitą grupą ludzi zarówno w klubie, jak i w reprezentacji. Widząc jak pracujemy na treningach uważam, że nie ma możliwości, by zabrakło sukcesów.
A chciałbyś, aby jesienią 2012 roku podczas spaceru ludzie wskazywali na ciebie palcem i mówili między sobą: o, popatrz, idzie mistrz olimpijski z Londynu?
- Kto by nie chciał. Każdy sportowiec o tym marzy. Tak jak wcześniej mówiłem, jeśli będzie zdrowie, to jesteśmy w stanie zaistnieć na tej olimpiadzie. Mamy możliwości, by wpisać się w karty historii, a nie tylko tam zagrać.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)