Ekipy AZS-u Białystok i Stali Mielec przystępowały do niedzielnego starcia po męczącym spotkaniu, które rozegrały dzień wcześniej. Trenerzy mieli prawo się obawiać, czy ich zawodniczki wytrzymają kondycyjnie kolejny mecz. Początek pojedynku zwiastował, że to mielczanki lepiej się regenerowały. Przyjezdne grały szybko, sprawnie uwijały się w obronie. Nie do zatrzymanie była Katerina Kociova i Stal wyszła na wyraźne prowadzanie 16:12. Siatkówka uczy jednak, że nie można być niczego pewnym. Białostoczanki zerwały się do walki. Po asie serwisowym Dominiki Sieradzan ich strata do rywalek wynosił już tylko jedne oczko (19:20). Podopieczne Jacka Wiśniewskiego nie zamierzały jednak przegrać. Udało im się przejąć inicjatywę i wywalczyć pierwsze piłki setowe (21:24). Jak później się okazało, taka przewaga na nic się zdała. Losy pierwszej partii zdołały bowiem odwrócić wprowadzone kilka chwil wcześniej Ewa Cabajewska i Channon Thompson. Akademiczki dokonały niemożliwego i wygrały premierowego seta 27:25.
Zwycięstwo w tak niesamowitych okolicznościach ewidentnie uskrzydliło drużynę AZS-u. Podlasianki zaczęły narzucać swój styl gry. Swobodnie i niezwykle efektownie punkty zaczął zdobywać duet z Trynidadu i Tobago: Channon Thompson i Sinead Jack. Mielczankom trudno było odmówić ambicji, ale ich starania nie przynosiły skutku. Białostoczanki pewnie dążyły do triumfu i zamknęły drugą odsłonę meczu dwoma blokami (25:19).
Wszystko wskazywało na to, że spotkanie skończy się w trzech setach. Akademiczki grały jak natchnione i cały czas powiększały swoją przewagę nad przeciwnikiem (12:6). Jednak jak się okazuje, największym naszym wrogiem jesteśmy my sami. Białostoczanki od stanu 15:10 zupełnie się pogubiły. Można powiedzieć, że wróciły stare demony, które prześladowały zawodniczki AZS-u przez cały sezon. Gospodynie zaczęły popełniać błąd za błędem i mielczanki wyrównały stan rywalizacji (16:16). Siatkarki Stali poczuły krew. Zaczęły punktować każdą możliwą pomyłkę rywalek i w emocjonującej końcówce wygrały 24:26.
Po tak przegranej partii białostoczanki psychicznie były na łopatkach, a przyjezdne zamierzały wykorzystać słabość rywalek. Siatkarki z Mielca z impetem rzuciły się do zdobywania kolejnych oczek. Każda udana akcja pozytywnie je nakręcała. Katerina Kociova i Marzena Wilczyńska brylowały na skrzydłach, cały czas wywierając presję na Akademiczkach. Ich zwycięstwo ani przez moment nie było zagrożone. Set zakończył się triumfem mielczanek i o wyniku całego starcia miał zdecydować tie-break.
W decydującej odsłonie pojedynku ekipa AZS-u zdołała wrócić do swojej dobrej gry. Kilka punktowych bloków pozwoliło jej na spokojniejsze poczynania na parkiecie (6:3). Mylił się jednak ten, kto sądził, że Stal tanio sprzeda skórę w tym meczu. Podopieczne Jacka Wiśniewskiego przy pomocy swoich rywalek zniwelowały stratę do tylko jednego oczka (11:10). Siatkarki obu drużyn walczyły jak lwice o każdą piłkę. Ostatecznie jednak więcej sił i szczęścia miały gospodynie, które po dramatycznych akcjach, przyprawiających kibiców o zawał serca zwyciężyły 15:12. Po ostatnim udanym zbiciu Aleksandry Kruk w białostockiej hali zapanowała wielka euforia. Triumf 3:2 sprawił, że Akademiczki wróciły do walki o utrzymanie w PlusLidze Kobiet.
Kolejne spotkania Stal i AZS zagrają już za tydzień w Mielcu.
AZS Białystok - Stal Mielec 3:2 (27:25, 25:19, 24:26, 20:25, 15:12)
AZS Białystok: Sieradzan, Kuczyńska, Kruk, Jack, Muhlsteinowa, Kowalenko, Durajczyk (libero) oraz Cabajewska, Thompson, Szeszko.
Stal Mielec: Pycia, Szymańska, Kociova, Liliom, Kandora, Wilczyńska, Wojtowicz (libero) oraz Babicz, Szpak, Pykosz.
MVP: Jack (AZS)
Stan rywalizacji (do 4 zwycięstw): 2:1 dla Stali Mielec.