Do finału jedyny krok, nic więcej! - relacja z meczu Tomis Constanta - Politechnika Warszawska

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W radosnych nastrojach do Warszawy będą wracać siatkarze Politechniki. Inżynierowie pokonali 3:2 rumuński Tomis Constanta i przed sobotnim spotkaniem rewanżowym są w bardzo dobrej sytuacji, bowiem drugi mecz zagrają przed własną publicznością.

Podopieczni Radosława Panasa w Konstancy znaleźli się na 24 godziny przed pojedynkiem z miejscowym Tomisem. Jednakże ten czas wystarczył, aby warszawianie wdrożyli się w mecz. Już pierwsza odsłona zwiastowała, iż bój będzie wyrównany: co Politechnika odskoczyła, to rywale doganiali. Dopiero od remisu 18:18 debiutanci w rozgrywkach europejskich wzięli sprawy w swoje ręce i szybko odskoczyli miejscowym na cztery punkty (18:22). W końcówce gracze rumuńskiej ekipy nie mieli wiele do powiedzenia, a Patrick Steuerwald często rozgrywał na czystą siatkę.

Wyrównany początek drugiej partii nie wróżył przestoju, jaki przytrafił się Politechnice: od stanu 5:4 gospodarze solidnie powiększyli przewagę do pięciu oczek (10:5). Chwilę zajęło Inżynierom przebudzenie, ale udało się doprowadzić do wyrównania, a następnie do objęcia jednopunktowego prowadzenia przy drugiej przerwie technicznej. Po wznowieniu gry to przyjezdni zaczęli kontrolować sytuację na boisku, na co szybko zareagował trener Tomisu, Jorge Federico Cannestracci oraz... sędziowie. Gospodarze wyrównali nie tylko wynik małych punktów w partii, ale i wynik w setach.

Siatkarze Tomisu Constanta postanowili pójść za ciosem, utrzymując niewielką przewagę nad przyjezdną drużyną. Przerwa na żądanie Radosława Panasa (13:10) odniosła chwilowy skutek - jego podopieczni zdobyli więcej punktów od rywali i doprowadzili do remisu, po 17. Jednakże w końcówce to znowu warszawianie musieli gonić gospodarzy, lecz dogonić ich się nie udało.

Zawodnicy znad Wisły ochłonęli po nie do końca trafnych decyzjach sędziów i postanowili odegrać się tak, jak potrafią najlepiej, czyli świetną grą. Od początku czwartej partii wypracowali sobie pokaźną przewagę, której rywalom nie udało się stopić aż do końca.

Inżynierom udało się doprowadzić do tie-breaka na terenie, gdzie ściany ewidentnie pomagały swojej drużynie. W decydującej partii jednak zwyciężyła siatkówka, a nie kontrowersyjne decyzje arbitrów prowadzących spotkanie.

Politechnika Warszawska z Rumunii wywiozła bardzo ważną zaliczkę przed rewanżowym spotkaniem, jakie zostanie rozegrane w sobotę, 17 marca, w Warszawie.

Tomis Constanta - AZS Politechnika Warszawska 2:3 (20:25, 25:21, 25:23, 18:25, 11:15)

Tomis: Blanco, Bojović, Torcello, Maiyo, Voinea, Birau, Joel (libero) oraz Pavel, Began, Lescov, Castro Silva.

Politechnika: Steuerwald, Zajder, Żaliński, Mikołajczak, Kreek, Wierzbowski, Wojtaszek (libero) oraz Gorzkiewicz, Krzywiecki, Nowak, Szymański.

Źródło artykułu:
Komentarze (3)
avatar
stary kibic
15.03.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Takich kwiatków było więcej i w Turcji z Fenerbahce i w Bułgarii ("zadyma" bez reakcji na meczu Resovii), ale myślę, że inżynierowie najgorsze mają już za sobą, teraz tylko finał i oby z madali Czytaj całość
avatar
migelito
14.03.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Można się było spodziewać, że sędziowie tego meczu w pewnym momencie zaczną uprawiać radosną twórczość własną, to już stały punkt spotkań w europejskich pucharach rozgrywanych na Wschodzie (pam Czytaj całość