Przed Final Four temat przewodni wśród kibiców był tylko jeden - czy Skra Bełchatów kupiła sobie miejsce wśród czterech najlepszych ekip z Europy? Przeciwników mistrzów Polski jest wielu, więc wiele było również głosów na "tak". Sympatyków trochę mniej, może dlatego też mówili po cichutku. Ja dziś mówię głośno w imieniu tych drugich, bo Skra ma prawo pić szampana na siatkarskich salonach.
Po pierwsze polska ekipa została gospodarzem turnieju, bo ten, kto o tym decydował, miał 100 proc. pewności, że cały świat zobaczy prawdziwy siatkarski show w wykonaniu kibiców. Dysponujemy fantastyczną halą, a 13-tysięczna Atlas Arena wypełniła się po brzegi. Polsat Sport nie od dziś wyspecjalizował się w obiektywnym pokazywaniu siatkarskich spotkań. Poza tym bełchatowianie gospodarzem finału Ligi Mistrzów byli już trzeci raz, a dwa poprzednie turnieje w Polsce zakończyły się organizacyjnym sukcesem.
Gdzie impreza takiej rangi miała się odbyć jak nie nad Wisłą? W którym kraju kilka tysięcy kibiców oglądałoby spotkanie zespołów nie ze swojego państwa, krzycząc, klaskając i dopingując obie ekipy? Nieśmiało nadmienię, że rok temu, gdy finał Ligi Mistrzów rozgrywano w Bolzano, Trentino również nie grało w play-offach i nie słyszałam głośnych protestów. Choć przyznaję, że włoskich mediów nie śledziłam. Mecz siatkówki w XXI wieku to jest widowisko! Spektakl! Chcemy emocji? Transmisji telewizyjnych? To róbmy imprezy w miejscach, w których ludzie takie rzeczy potrafią robić.
Po drugie (już słyszę te podnoszące się głosy zniechęconych do Skry kibiców!) bełchatowianie sportowo pokazali się z bardzo dobrej strony. Oczywiście nie zaprzeczam, że półfinał z Arkasem podopiecznym Jacka Nawrockiego nie wyszedł, bo o faktach się nie dyskutuje. Ale ten FINAŁ! To była siatkówka, którą powinno się oglądać podczas imprezy takiej rangi, siatkówka, którą mogły zaprezentować tylko zespoły godne miejsca w finale.
Rozpacz tej drużyny po porażce potęguje ostatnia kontrowersyjna decyzja sędziego. Nie dziwię się, że kibicom puściły nerwy - uprzedzając komentarze niektórych, że ci wzorowi fani z Polski, których tak chwalę, uniemożliwili rozpoczęcie dekoracji. Tonący brzytwy się chwyta. To rodzaj pewnej desperacji.
Mnie Skra kupiła, za pośrednictwem Polsatu Sport - przez zbliżenia na twarze i przeszklone oczy zawodników. I choć często w tak tandetnie pokazywanych przez komercyjną telewizję momentach widzę tylko kicz, po tym meczu byłam szczerze wzruszona. Mój tata mawia za Owidiuszem, że kropla drąży skałę nie siłą, lecz ciągłym padaniem. Życzę Skrze, aby kapała dalej.
Magdalena Gajek