Na początku to gospodarze mieli przewagę w bloku i w zagrywce. Kilka pojedynczych "czap" Mariusza Wlazłego na Alehu Achremie, dobre serwisy Michała Winiarskiego i PGE Skra Bełchatów miała pierwszego seta w kieszeni.
Kłopoty bełchatowian, wywołane znakomitą grą przyjezdnych, zaczęły się dopiero od drugiej partii. Wtedy to atomowe zagrywki posyłali Georg Grozer czy Lukas Tichacek. - Jedna zagrywka Grozera miała 128 km/h. Nie wiem, ale to chyba jakiś rekord. Szacunek dla Michała Bąkiewicza, który dostał taką piłką w głowę, wstał i grał dalej. To przede wszystkim nasz problem. Oddaliśmy im tego drugiego seta. Prowadziliśmy wysoko, mogliśmy spokojnie to dowieźć, ale się nie udało. Resovia to odwróciła, złapała wiatr w żagle i zagrywała jeszcze mocniej - powiedział po spotkaniu Karol Kłos.
I to właśnie drugi set był przełomowym momentem całego spotkania. Na początku seta to PGE Skra wypracowała sobie przewagę, ale przy dobrej grze siatkarzy Resovii nie potrafiła jej utrzymać do końca spotkania. W efekcie podopieczni Jacka Nawrockiego przegrali nie tylko drugiego seta, ale cały mecz 3:1. - Od drugiego seta grało się coraz trudniej. Resovia grała natomiast coraz lepiej. Rywalom wychodziły wszystkie akcje, za to my zakopywaliśmy się we własnej grze, popełnialiśmy zbyt dużo niewymuszonych błędów. Na pewno przeciwnik postawił nam we wtorek trudne warunki, bo nie każda drużyna potrafi tak mocno zagrywać - podsumował całe spotkanie środkowy PGE Skry.
W środę spotkanie rewanżowe. Wszyscy w Bełchatowie liczą na to, że wynik będzie zupełnie inny. Na razie jednak to żółto-czarni muszą gonić rzeszowian. - Chcielibyśmy to jak najszybciej rozstrzygnąć na naszą korzyść, ale to Resovia prowadzi, także my musimy ją gonić. Na razie skupmy się na środowym meczu, zagrajmy go dobrze i wygrajmy - zakończył Kłos.