Marcin Olczyk: Zróbmy sobie finał

W nadchodzącym sezonie trzy polskie zespoły rywalizować będą w siatkarskiej Lidze Mistrzyń. Najwyższa pora, by Polki zaczęły odgrywać istotną rolę w tych rozgrywkach.

"Efekt" Skry

Nasze rodzime kluby, z Bankiem BPS Muszynianką Fakro Muszyna na czele, od lat próbują się przebić do Final Four najważniejszego klubowego turnieju w Europie. Sukcesów jednak na tym polu wciąż brak. Niestety, polskie zespoły nie są traktowane jako poważni kandydaci do medali, bo i nie ma ku temu żadnych podstaw. Przy pensjach i budżetach jakimi dysponują ekipy z dalekiego Wschodu (Rosja, Turcja, Azerbejdżan) oraz potencjałem i tradycjami zespołów z Półwyspu Apenińskiego trudno będzie naszym klubom wdzierać się na europejski szczyt. Czemu by w takiej sytuacji nie skorzystać z doświadczenia kolegów siatkarzy? PGE Skra Bełchatów nigdy własnymi siłami nie dotarła do Final Four Champions League, a ma już pokaźną kolekcję medali tychże rozgrywek. Co więcej, aktualny wicemistrz Polski uznawany jest na Starym Kontynencie za jeden z silniejszych i najlepiej rozpoznawanych klubów, czego dowodem są dzikie karty Klubowych Mistrzostw Świata czy kolejne organizacje turniejów finałowych. Oczywiście, krytycy często podnoszą larum, że Skra pozycję w Europie kupiła sobie zabiegami PZPS i pieniędzmi Polsatu, ale nie zmieni to faktu, że zespół Jacka Nawrockiego jest zaliczany do ścisłej europejskiej czołówki. Jak nie drzwiami to oknem! W myśl tej dewizy działacze polskich klubów powinni wspólnie z PZPS poważnie rozważyć organizację turnieju finałowego Champions League kobiet w Polsce już w tym roku.

Przyprzeć CEV do muru

Okazja nadarza się ku temu idealna. W końcu to Europejska Federacja w 2013 roku organizuje w Danii i właśnie w Polsce finał Mistrzostw Europy Siatkarzy. Poligonem doświadczalnym, ale i ostatecznym sprawdzianem, mogłyby być właśnie zawody, które wyłonić mają najlepszy kobiecy klub siatkarski na Starym Kontynencie. Za Polską zdecydowanie przemawiają liczby. Zeszłoroczny finał Ligi Mistrzyń w Baku obejrzały 3 tysiące kibiców. Rok wcześniej w Stambule było ich troszkę ponad dwa razy więcej. Liczby te bledną jednak przy możliwościach ultranowoczesnych: trójmiejskiej Ergo Areny i łódzkiej Atlas Areny. Popyt na siatkówkę nad Wisłą na pewno jest, więc o zapełnienie widowni - zwłaszcza przy udziale naszego reprezentanta - nie powinno być problemu.

W łódzkiej Atlas Arenie każdy mecz Skry Bełchatów w zeszłorocznym Final Four Ligi Mistrzów oglądało po 13 tysięcy kibiców. Czy w przypadku żeńskiego czempionatu może być podobnie?
W łódzkiej Atlas Arenie każdy mecz Skry Bełchatów w zeszłorocznym Final Four Ligi Mistrzów oglądało po 13 tysięcy kibiców. Czy w przypadku żeńskiego czempionatu może być podobnie?

Nowy sponsor, nowe rozdanie

Oczywiście na przeszkodzie stać będą pieniądze. Europejskie puchary w siatkówce nie należą do najbardziej dochodowych przedsięwzięć. Może na partycypowanie w kosztach skusiłby się jednak Orlen, który właśnie został sponsorem tytularnym kobiecej ligi siatkówki w Polsce? Trudno wyobrazić sobie lepsze wejście w polską siatkówkę, niż właśnie pomoc w wyniesieniu rodzimego klubu na europejski szczyt!

Kibice nie zawiodą, a drużyny?

Warunek podstawowy jest jeden: polski zespół musi przejść fazę grupową tegorocznej Ligi Mistrzów. Łatwo nie będzie. Mistrz kraju Atom Trefl Sopot w grupie ma silne Włoszki oraz Azerki i nieobliczalne Czeszki. Zdobywca Pucharu Polski Tauron MKS Dąbrowa Górnicza trafił na ekipy z Turcji, Azerbejdżanu i Niemiec. Muszyniankę (dzika karta) czeka zaś rywalizacja z Rosjankami, Azerkami i Serbkami. Grupy naszych zespołów są niezwykle trudne. Do kolejnej rundy awansują po dwie najlepsze drużyny z każdej stawki. Organizator turnieju finałowego wyłoniony będzie zaraz po zakończeniu fazy grupowej, jednak negocjacje odnośnie organizacji Final Four z zainteresowanymi federacjami rozpoczną się na pewno z odpowiednim wyprzedzeniem. Kluby i PZPS powinny być czujne i zawczasu przemyśleć temat. W przypadku Atomu goszczenie finalistów byłoby o tyle proste, że siatkarki z Sopotu na co dzień rozgrywają swoje mecze we wspomnianej Ergo Arenie. W trudniejszej sytuacji są Muszynianka i Tauron MKS, chociaż wcale nie musiałyby one czuć się obco nie tylko w katowickim Spodku, ale również w Łodzi czy Bydgoszczy, gdzie na pewno wspierałyby je tysiące polskich fanów.

Marzenia się spełniają

Kobieca siatkówka w Polsce w ostatnich latach, jeśli nie stoi w miejscu to jednak rozwija się zbyt wolno - zwłaszcza w porównaniu z agresywną ekspansją Wschodu. Trzeba coś z tym zrobić. Kluby sięgają po lepsze i droższe siatkarki, które coraz częściej są rozpoznawane na całym świecie, ale to wciąż za mało, by rywalizować z zespołami naszpikowanymi największymi gwiazdami. Muszynianka, Atom czy BKS pokazały jednak w poprzednich latach nie raz, że w pojedynczych meczach są w stanie wznieść się na wyżyny możliwości i ogrywać potentatów z Rosji, Azerbejdżanu czy Włoch. Przy odpowiednim politycznym zapleczu (czyli wywalczeniu organizacji Final Four) w fazie pucharowej wystarczy wygrać jeden mecz by mieć medal – i to przed własną publicznością. Czemu z takiej okazji nie skorzystać? CEV nie może z EUROPEJSKĄ Ligą Mistrzyń sezon w sezon uciekać w regiony, które tak naprawdę Europą już nie są... Teraz nasza kolej! Nasza siatkarska centrala w opinii wielu zaniedbuje kobiecą siatkówkę w Polsce. Pora to zmienić. Final Four Ligi Mistrzyń powinien wreszcie odbyć się w Polsce. Pomożecie?

Trójmiasto to nie tylko ultranowoczesna Ergo Arena, ale także znakomite cheerleaderki. Trudno wyobrazić sobie lepszą oprawę siatkówki na najwyższym poziomie.
Trójmiasto to nie tylko ultranowoczesna Ergo Arena, ale także znakomite cheerleaderki. Trudno wyobrazić sobie lepszą oprawę siatkówki na najwyższym poziomie.

Marcin Olczyk

Źródło artykułu: