Maciej Szeniawski: Zdążył już pan przyzwyczaić kibiców do tego, że praktycznie co sezon, a czasem nawet parokrotnie w sezonie, zmienia klub. Na przestrzeni ostatnich 10 lat przeprowadzał się pan 10-krotnie. Aż tak bardzo lubi pan zmiany?
Łukasz Kadziewicz: Nie. Wygląda na to, że jestem za słaby, żeby zostać na dłużej w jednym miejscu. Na razie jestem na Białorusi, jutro mogę być w Honolulu.
W jednym z ostatnich wywiadów stwierdził pan, że wywinął w swojej karierze sporo numerów, przez które mógł pan skończyć na sportowym śmietniku. Z perspektywy czasu żałuje pan tych "numerów"?
- Nie mam już wpływu na to, co było. Muszę patrzyć na to, co jest przede mną i na tym koncentrować swoją uwagę. Pewnych spraw nie mogę już naprawić i mam tego świadomość.
Po podpisaniu kontraktu z Szachciorem Soligorsk będzie miał pan okazję już po raz czwarty w swojej karierze zagrać w najlepszej lidze świata. To, że nadal znajduje się pan na celowników klubów rosyjskiej Superligi, jest dla pana swego rodzaju wyróżnieniem?
- Czuję się na tyle mocny, że mogę grać w tej lidze i prezentować w miarę poprawny poziom. Nie boję się tego. W Polsce jest ładnie, fajnie, sympatycznie, ale bywa tak, że ktoś wyjeżdża za granicę, by zdobyć nowe doświadczenia. Nie zawsze dla pieniędzy.
Czy przed pańską drużyną został już postawiony cel na zbliżające się rozgrywki?
- Tak. Mamy wygrać puchar i mistrzostwo Białorusi. W lidze rosyjskiej nie mamy raczej żadnych szans. W zespole znajduje się czterech reprezentantów białoruskiej kadry, która pierwszy raz w historii awansowała na mistrzostwa Europy. Szachcior został zbudowany pod nich – żeby się ogrywali, żeby grali z najlepszymi. Mamy pomóc im w rozwoju i w jak najlepszym graniu. Jeśli stanie się tak, że ugramy coś w lidze rosyjskiej, na pewno uznamy to za wielki sukces i będziemy świętować.
Sezon jeszcze się jednak nie rozpoczął, trwa okres przygotowawczy. Miał pan okazję zagrać kilka sparingów przeciwko gdańskiemu Treflowi. Na co stać pana zdaniem drużynę trenera Luksa w tym roku?
- Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia. Nie przyjrzałem się zbyt dobrze tej drużynie. Cała moja uwaga skoncentrowana jest na tym, by jak najlepiej poznać swój zespół. Jesteśmy razem dopiero od kilku dni. Póki co staram się zapamiętać imiona kolegów. Później chcę zacząć próbować grać dobrą siatkówkę.
W swojej dotychczasowej historii Trefla nie najlepiej radził sobie w PlusLidze. Sezony 2008/2009 i 2011/2012 nie były dla gdańszczan zbyt udane. Myśli pan, że przysłowie "do trzech razy sztuka" sprawdzi się w przypadku Trefla i pańskiemu byłemu klubowi uda się w końcu zagrać w play-offach?
- Drużynie z Gdańska życzę jak najlepiej. Niech grają, niech wygrywają. Ciężko im jednak będzie dorównać tym najbogatszym zespołom, bo to one mają najlepszych zawodników.
Jeśli chodzi o PlusLigę 2012/2013, to czy nie uważa pan, że jej poziom będzie nieco słabszy niż ostatnio? Mamy cztery bardzo mocne zespoły, od których reszta wydaje się sporo odstawać. Częstochowa straciła najlepszych zawodników, podobnie zresztą jak warszawska Politechnika czy budowany praktycznie od zera Effector Kielce. Nie spowoduje to pana zdaniem obniżenia atrakcyjności rozgrywek?
- Ja wcale nie uważam, że PlusLiga w ostatnich latach z roku na rok robiła się coraz mocniejsza. Ale zaraz odezwą się zapewne głosy, że jestem głupi i nie mogę sobie nigdzie znaleźć na miejsca. Po naszej lidze widać jednak to, że w czasach kryzysu ekonomicznego jest ciężko. Nie oszukujmy się. Kiedy słyszę opinię, że liga będzie lepsza, bo stawiamy na młodzież, to niestety nie zgadzam się z nimi. W naszej lidze rozwarstwienie z każdym sezonem coraz bardziej się powiększa. Pierwsza czwórka odstaje zdecydowanie. Musimy mieć świadomość tego, że w sporcie bardzo ważne są pieniądze. Jeśli ich nie masz, to nie stać cię, by sprowadzać do siebie najlepszych zawodników i grać w finale ligi.
Na koniec chciałbym jeszcze zapytać pana o zawodnika, z którym już niedługo przyjdzie panu rywalizować w Rosji - Bartosza Kurka. Czy według pana jest on w stanie już teraz zostać jedną z największych gwiazd SuperLigi?
- Z Bartkiem to ja mogę rywalizować co najwyżej odnośnie fryzury. On już jest gwiazdą SuperLigi. Ma na swoim koncie mistrzostwo Europy, drugie miejsce w Pucharze Świata, tryumf w Lidze Światowej. Kto ma być gwiazdą, jak nie on? Na pewno nie podstarzałe gwiazdy z Brazylii, które wróciły do domu, tylko Bartosz Kurek. Już przed przyjazdem do Rosji wszyscy tam o nim mówili. Ja mu życzę jak najlepiej, niech gra tam jak najdłużej.
Nawiasem mówiąc, w reprezentacji doskonale widać, że obecni środkowi nie dorównują du Czytaj całość