Effector Kielce pewnie pokonał w hali ERGO Lotos Trefl Gdańsk 3:0 i umocnił swoją pozycję w tabeli PlusLigi. Mecz w wykonaniu podopiecznych Dariusza Daszkiewicza był "niezły" jak mówi kubański atakujący kielczan, Armando Danger. - Po porażce z Politechniką u siebie byliśmy nieco podłamani, myślałem, że nawet bardzo, ale ten mecz pokazał, że to mocna drużyna. Umieliśmy w tym spotkaniu pokazać charakter. To było niezwykle istotne, by podjąć walkę i udowodnić sobie, że umiemy grać na wysokim poziomie. I to się udało - komentował spotkanie z Lotosem Kubańczyk. - Zaczęliśmy bardzo dobrze ten pojedynek, od razu weszliśmy w swój rytm gry, ale potem publiczność pomogła nieco Lotosowi powrócić do gry i to ich nieco napędziło, ale ostatecznie poradziliśmy sobie z tym - dodał atakujący.
Co ciekawe, to już trzecia wygrana na wyjeździe Effectora. Dlaczego tak się dzieje zdaniem Armando Dangera? - Nie jest to spotykana sytuacja, by mieć takie problemy we własnej hali, ale myślę, że w kolejnych meczach będziemy walczyć z jeszcze większymi chęciami i wolą walki, by odmienić tę passę - mówi zawodnik.
Teraz przed kielecką ekipą dwa trudne mecze wyjazdowe w Bełchatowie i Rzeszowie. Jaki cel mają na te spotkania zawodnicy Effectora? - Przede wszystkim chcielibyśmy urwać choć jeden punkt. A potem może udałoby się pokusić i o drugi. W dalszej kolejności może uda się coś jeszcze ugrać. Musimy być na pewno doskonale przygotowani do tych spotkań a coś dobrego może się wydarzyć - tłumaczy Armando Danger.
Kubańczyk zapytany o to, czy podoba mu się gra w Kielcach odpowiada dość enigmatycznie, że lubi swoją ekipę, ale nie może powiedzieć więcej, bo to dopiero jego pierwszy rok profesjonalnej kariery. - Nie mogłem grać w zeszłym roku z różnych powodów - prywatnych, z powodu federacji. To jest mój pierwszy rok, więc wszystko jest nowe, ale na pewno lubię to, co robię - przekonuje Danger. Jednocześnie atakujący wierzy w to, że otworzą się przed nim inne możliwości, po tym sezonie. - Najważniejsze to walczyć, a dopiero potem można myśleć o przyszłości - twierdzi Kubańczyk.
Niestety, sytuacja na Kubie w dalszym ciągu uniemożliwia grę poza granicami kraju wielu młodym siatkarzom, którzy nie mogą w ten sposób osiągnąć szczytu swoich możliwości. Ale Danger widzi światełko w tunelu dla tej sytuacji. - Jest wielu zawodników, którzy są w podobnej sytuacji - nawet teraz jest tutaj mój znajomy, inny Kubańczyk, który przechodzi testy, ale jako, że jest nieznany, trudniej jest takim zawodnikom czasami przekonać do siebie trenerów. To nie jest komfortowa sytuacja i trzeba dużo cierpliwości i zacięcia w takich momentach. Ale 14 stycznia zmienia się prawo na Kubie, więc myślę, że to poprawi sytuację sportowców w tym kraju. Chodzi tutaj o wyjazd do pewnych państw zawodników bez wiz, co na pewno nieco ułatwi rozwój kariery - zakończył z nadzieją w głosie Armando Danger.