Jeszcze przed kilkoma miesiącami wynik, jakim zakończyło się spotkanie z Lotosem Gdańsk, podopieczni trenera Jakuba Bednaruka przyjęliby raczej jako utraconą szansę na zwycięstwo. W obecnej sytuacji i w obliczu niespodziewanej serii zwycięstw, rezultat ten jest rozpatrywany zdecydowanie w kategoriach bolesnej porażki. Jeden z najbardziej doświadczonych graczy w ekipie Inżynierów - Grzegorz Szymański - był, co oczywiste, zawiedziony przegraną, ale dopatrywał się w niej również pozytywów. - Z jednej strony szkoda, a z drugiej strony może i dobrze się stało, bo pomoże nam to zejść na ziemię, gdyż ostatnio zbyt dużo bujaliśmy w obłokach - przyznał szczerze.
Pytanie tylko, jak powstrzymać się przed takim entuzjazmem, skoro Politechnika miała szansę na objęcie fotelu lidera, gdyby zwyciężyła z Lotosem za 3 punkty. - Dla mnie jest to jakaś masakra, ktoś wymyślił taki slogan i wszyscy to podchwycili. Media nakręciły atmosferę, sugerując, że idziemy na mistrza i teraz nikt nie jest się nam w stanie przeciwstawić - powiedział wyraźnie zirytowany zawodnik. - Zabrakło nam dziś chłodnej głowy, nastąpił lekki paraliż. To zdecydowanie nie było to, co pokazywaliśmy na boisku wcześniej - dodał.
W pięciosetowym pojedynku w Arenie Ursynów nie zabrakło emocji dla licznie zgromadzonej na trybunach publiczności, jednak poziom spotkania został mocno zaniżony przez zatrważającą liczbę własnych błędów po obu stronach siatki. - Rzeczywiście, jeżeli liczba nieudanych zagrań oscylowała w okolicach sześćdziesięciu, to nie możemy mówić o dobrym meczu - komentował Szymański. - My oddaliśmy przez te błędy pierwszego i piątego seta. Przeciwnik grał swoje, a my dodatkowo sprawialiśmy mu prezenty. Cóż, może dzięki temu zejdziemy troszkę na ziemię i otrząśniemy się - stwierdził zawodnik.
Spotkanie od początku układało się nie po myśli gospodarzy. To zmusiło trenera Bednaruka do dokonania roszad w składzie. Na boisku pojawili się: Paweł Adamajtis, który zmienił samego Grzegorza Szymańskiego, a także środkowy Dawid Dryja i przyjmujący Paweł Siezieniewski. Wszyscy wnieśli do gry Inżynierów spore ożywienie, a Adamajtis zdobył dla swojej drużyny aż 17 punktów (16 atakiem i 1 zagrywką), grając nieco ponad dwa sety i utrzymując 53-procentową skuteczność w ataku. - Ci zawodnicy już nie raz udowodnili, że są bardzo wartościowi dla zespołu. Z groźniejszymi przeciwnikami pokazywali się z dobrej strony, a dziś tylko to potwierdzili. Niestety, mimo tego, zabrakło czegoś do zwycięstwa. Nie zawsze jest tak że, gdy wejdzie jeden czy dwóch kolegów z ławki, to nagle wszystko się odmieni. Dziś potrzebowaliśmy więcej - powiedział Szymański.
Gorycz porażki to coś, czego stołeczna drużyna już dawno nie zasmakowała. Czy ciężko będzie ją przełknąć? - Nie załamujemy rąk. Teraz tym bardziej musimy się skupić, przed nami przeciwnicy, z którymi trzeba będzie walczyć nie na 100, ale na 150% albo i więcej. I może właśnie dlatego ta porażka wyjdzie nam na dobre, wyzwoli więcej motywacji i chęci do pracy na treningach i do tego, by nie wychodzić z taką rozmarzoną głową na boisko, tylko bardziej skoncentrowanym - powiedział atakujący Politechniki.
Teraz na rozkładzie warszawiaków nie byle kto, bo mistrz i wicemistrz Polski. Może jednak uda się urwać punkty potencjalnym faworytom? - Nie wybiegamy tak daleko w przyszłość. Koncentrowaliśmy się na piątkowym przeciwniku, a teraz, już po meczu z Lotosem, będziemy przygotowywać się do potyczki z Resovią - zapewniał zawodnik.
Pierwsza porażka przed własną publicznością na pewno nie była dobrą wiadomością dla licznej publiczności na trybunach ursynowskiej hali. Kibice w Warszawie dopisują, na mecz ze Skrą Bełchatów (28 listopada, hala Torwar) pozostały już tylko bilety w narożnych sektorach boiska. - Cieszymy się, że kibice są z nami, także na wyjazdach, gdzie zawsze możemy zobaczyć liczną ich grupę. Walczymy też dla nich, więc ich obecność tutaj jest motywująca - zakończył Szymański.
- Nie zawsze jest niedziela - powiedział po meczu wyraźnie smutny Maciej Zajder, środkowy AZS-u Politechniki. Rzeczywiście, niezbyt udanie rozpoczęli ten weekend Inżynierowie, ale przecież nikt nie powiedział, że nie będzie już okazji do świętowania. Za tydzień pierwsza szansa.