Wojciech Kaźmierczak: Walczymy sami ze sobą

Po fatalnym starcie w rozgrywkach ligowych w wykonaniu Lotosu Trefla Gdańsk, nadeszły jaśniejsze dni: dwa wyjazdowe zwycięstwa z Wkręt-metem AZS-em Częstochowa i AZS-em Politechniką Warszawską.

Kinga Popiołek
Kinga Popiołek
Do tej pory podopieczni Dariusza Luksa ani nie gromadzili punktów, ani nie zachwycali stylem gry. Co prawda po czterech porażkach z rzędu udało im się pokonać na wyjeździe Wkręt-met AZS Częstochowa, jednakże w następnej kolejce przed własną publicznością ulegli wyraźnie Effectorowi Kielce. Nic zatem dziwnego, że do Warszawy Lotos Trefl Gdańsk jechał silnie zmotywowany z nastawieniem na zdobycz punktową. - "Wreszcie" to może za dużo powiedziane, albo i nie. Na pewno cieszy walka na boisku, że walczyliśmy do samego końca. W tym miejscu brawa należą się nam wszystkim, bo po przegranym trzecim secie nie spuściliśmy głów i wierzyliśmy, że można ten mecz wygrać. I udało się, dlatego się cieszymy z tego, tym bardziej, że graliśmy na trudnym terenie z bardzo dobrze grającym przeciwnikiem. Byliśmy jednak drużyną lepszą i chyba zasłużyliśmy na to zwycięstwo - ocenił tuż po spotkaniu środkowy gdańskiej drużyny, Wojciech Kaźmierczak. Siatkarze znad morza nie mieli najlepszego startu w PlusLidze, bowiem na samym początku musieli się mierzyć z zespołami pretendującymi do mistrzowskiej korony. - Tabela Bergera jest... wiadomo do czego (śmiech). Ciężko jest na początku 9. i 10. drużynie, bo dostaje całą pierwszą czwórkę na "dzień dobry". Wiadomo, jakie są realia i jak prezentują się zespoły, które aspirują do medali - analizował "Kangur".

- Próbowaliśmy jakieś punkty ugrać, ale nie udało się. Teraz walczymy z drużynami teoretycznie słabszymi od tej czwórki, chociaż Politechnika to przecież obecnie wicelider tabeli. Chłopaki grają super, ale nas interesuje nasza gra. Przegrywamy po własnych błędach a nie dlatego, że przeciwnik gra świetnie. Często jest tak, że rywal daje nam proste piłki, daje nam pograć, a my walimy po autach, szukamy jakichś dziwnych rozwiązań zupełnie bez głowy. A z Politechniką zagraliśmy naprawdę mądrze - nie ukrywał nasz rozmówca.

Chociaż piątkowe spotkanie trwało pięć setów, to jego poziom zdecydowanie nie był imponujący. Obie drużyny łącznie popełniły ponad 60 błędów. - Błędy są naszą bolączką. To, że warszawianie popełnili ich trochę tym w spotkaniu, też w jakiś sposób pomogło nam wygrać. Na chwilę obecną błędy własne są takim aspektem, którego nie możemy wyeliminować. Cały czas nad tym pracujemy i staramy się coś z tym zrobić: na treningu wygląda to jednak inaczej, a jak przychodzi do meczu, to zupełnie tracimy głowę i gramy zupełnie co innego. Walczymy, walczymy na razie sami ze sobą. Mam nadzieję, że to zwycięstwo w jakiś sposób podniesie nas na duchu, podniesie morale zespołu, na to właśnie liczymy. Na pewno będziemy zbierać kolejne punkty - zapewnił Wojciech Kaźmierczak.

Przeciwko Politechnice Lotos Trefl zaprezentował się inaczej, niż do tej pory. Trener Dariusz Luks postanowił pokonać rywala jego własną bronią i w tym celu grał na dwóch libero. - To był pierwszy raz. Wiadomo, że pod każdego przeciwnika obiera się jakąś taktykę, a w tym meczu Bartek Kaczmarek miał okazję się zaprezentować. Wcześniej czegoś takiego nie robiliśmy i sami jesteśmy tym zdziwieni. Po to właśnie trenujemy w dwunastu, żeby zawodnik wchodzący z ławki podnosił naszą skuteczność czy to na siatce, czy w innej strefie boiska - zakończył zawodnik gdańskiego zespołu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×