Czułam przy Matlaku dużą presję - rozmowa z Eriką Coimbrą, przyjmującą Atomu Trefla Sopot

Erika Coimbra to wciąż nie do końca spełniony transfer Atomu Trefla. Brazylijka w dalszym ciągu nie prezentuje tego, czego się od niej oczekuje. Ale jak mówi, potrzebuje jeszcze więcej treningów.

Anna Kossabucka: Czy  to, że mecz z Legionovią wygrałyście jeszcze łatwiej niż w Legionowie to znak, że gracie na o wiele wyższym poziomie niż na początku ligi?
Erika Coimbra:

Cóż, to był bardzo łatwy mecz - przeciwniczki nie narzuciły w tym spotkaniu takiej presji, jaką udało im się wywrzeć wtedy. Ale to także jest oczywiste, że obecnie jesteśmy zespołem zdecydowanie lepszym. Pod względem komunikacyjnym, mentalnym - lepiej się rozumiemy w grupie. Mam nadzieję, że ta passa nasza w lidze to znak, że będziemy grały teraz tylko lepiej.

Czyli widać, że nagła zmiana trenera i klubu nie miała znaczącego wpływu na waszą postawę?

- Na pewno miało to jakiś wpływ, ale nie na grę, bo jednak Grabowski, to ta sama szkoła co Matlak, więc nie było większej różnicy. Niestety nie wiem wiele więcej od ciebie, bo także dowiedziałam się o zwolnieniu z gazet. I wolę się na ten temat jakoś szczególnie nie wypowiadać. Ale grupa wydaje się być spokojna, nastroje są dobre, nawet bym powiedziała, że jest bardziej zrelaksowana. Bo czasem przy trenerze Matlaku było czuć presję. Ale mam nadzieję, że grupa teraz jeszcze bardziej się zintegruje, będziemy grały bardziej zdecydowanie i przede wszystkim bardziej zrelaksowane.

Spodziewałyście się w ogóle takiej sytuacji w klubie?

- Ja nie mam w takich sprawach doświadczenia. Wiele klubów odwiedziłam, grałam wiele w reprezentacji kraju, ale taka sytuacja to także dla mnie nowość. Nie wiem o co chodzi, bo wszyscy mówią po polsku i nie wszystko do mnie dociera. Ale na pewno jest to bardzo trudna sytuacja dla niego samego. Nie wiem co przeżywa, bo nie mogę z nim rozmawiać po angielsku, ale mam nadzieję, że wszystko się ułoży dobrze, bo nikt nie chciał mu wyrządzić krzywdy. My jedynie możemy obserwować, co klub myśli, że jest dobre dla drużyny i to zarząd podejmuje takie decyzje. Ja jedynie mam nadzieję, że nie ucierpi na tym cały zespół.

A czy cokolwiek wam mówiono na temat przyszłości? Czy spodziewany jest transfer nowego szkoleniowca?
-

Nic mi na ten temat nie wiadomo. I myślę, że dziewczyny także nie wiedzą, bo by coś w szatni było słychać na ten temat. My się jednak skupiamy na sobie. Bo mamy ligę do wygrania i mam nadzieję, że to nam się uda. Tak samo czeka nas trudny mecz we wtorek z Villa Cortese i także to spotkanie chcemy wygrać.

Wierzycie w awans przy takiej sytuacji wokół was?
-

Mamy kilka dni odpoczynku, czasu, by przygotować się mentalnie i taktycznie do tego meczu i wierzę, że damy radę. Musimy wygrać 3:0 i mimo że to bardzo trudny rywal, to nie jest to tzw. mission impossible.

 Czy sytuacja zastana w klubie różni się znacząco od tego, czego spodziewałaś się wraz z podpisaniem kontraktu?
-

Wszystko jest inne jak się podpisuje kontrakt (śmiech). Jak się przyjeżdża na miejsce, to wszystko jest nowe. Polska dla mnie to już zupełnie coś innego, nieznanego, ale jest już coraz lepiej. Tylko jak wyprowadzałam psa i spadł pierwszy śnieg, to aż do mojej mamy zadzwoniłam, bo nie mogłam się nadziwić, że pies chodzi po bajorku a nie w nim pływa. Tak samo było jak wywiesiłam na dwór sukienkę i zdziwiłam się, że zrobił się z niej plastik (śmiech). Ale początki były trudne, bo wróciłam z 4-miesięcznych wakacji, potrzebowałam czasu na wejście w rytm meczowy. I jeszcze presja ze strony Matlaka, żebym była jak najszybciej gotowa do gry. Teraz jest to już wszystko prostsze - znam nieco więcej języka, rozumiem pewne sytuacje na boisku, więc jest nieco łatwiej. Polubiłam tutaj życie, kulturę.

A co się dzieje z twoją formą? Bo już otrzymywałaś statuetki MVP, ale w meczu z Legionovią tylko 2 punkty i słabe statystyki w przyjęciu. Ludzie się nieco już niecierpliwią jeśli chodzi o twoją osobę.
-

Czasem może to chodzi o szybkie zmiany, bo nie mam czasu nawet na dobre poczucie boiska. Jeśli tak jak w tym spotkaniu, jak zepsułam jedną piłkę to zostałam ściągnięta, a trenerzy czasem tego nie robią. Ale rozumiem to. Potem na trudniejsze punkty ponownie jestem na boisku. W tym meczu nie miało to znaczenia. Ale także - moim zadaniem nie jest wyłącznie zdobywanie punktów - jeszcze jest przyjęcie i obrona, w której akurat się nieźle spisuję. A w takich spotkaniach jak to, także inne zawodniczki mogą pograć więcej, jak np. Podolec. Choć czasem się dziwię jak przy dobrym wyniku mnie zmieniają, bo to tylko może skomplikować sytuację, ale wszystko przyjmuję z pokorą. Wiem, że trudne momenty jeszcze niejednokrotnie nadejdą.

Czyli cały czas potrzebujesz większej ilości gry, by dojść do odpowiedniej formy?
-

Tak, ja wolę być cały czas na boisku, tak grałam przez całą karierę. Ale tutaj mamy polskie warunki i jest inaczej (śmiech). To także nowa sytuacja dla mnie. Ja potrzebuję więcej treningu, jestem Brazylijką i to mnie nakręca. A teraz, przy Lidze Mistrzyń nie mamy na to czasu. Ale dopóki drużyna wygrywa - to jest najważniejsze. Wtedy nie interesuje mnie ile punktów zdobyłam, bo to nieistotne.

Czyli na pewno w twojej opinii organizacja klubu i ligi jest inna niż miałaś do tej pory do czynienia w Turcji czy Brazylii?
-

Oj, zdecydowanie. My jednak jesteśmy trochę bardziej doświadczoną ligą, zaczęliśmy grać na wysokim poziomie nieco wcześniej. I także mamy mało obcokrajowców, bo nasi zawodnicy są bardzo silni. Ale tutaj, w Polsce, macie dobre szkoły, duży potencjał, bo kiedy widzę nieźle techniczne przygotowane zawodniczki to wiem, że przyjdzie taki czas, że nas ogracie, bo jest wiele wysokich dziewczyn o już niezłym wyszkoleniu technicznym (śmiech). Potrzeba im jeszcze więcej organizacji, ale kiedy pojawi się dobry trener, to na pewno będziecie mieli groźną reprezentację. My mamy to szczęście, że jest silny trener, Ze Roberto, Bernardinho - oni są postaciami, które umieją dotrzeć do zawodników.

Czy ty też potrzebujesz tego bliższego kontaktu z trenerem? Bo w Atomie na pewno ci tego brakuje.
-

Tak, to prawda. Ja lubię porozmawiać z trenerem, wymienić opinie. Ale to jest chyba nieco uwarunkowane kulturowo - my już jesteśmy tacy: bardziej ekspresyjni, żywiołowi. Ale teraz, z Adamem Grabowskim będzie inaczej, bo mimo, że nie mówi po angielsku, to rozumiemy się lepiej.

Wspomniałaś także, że potrzebujesz większej ilości treningów. Czy tutejszy system różni się od brazylijskiego? 
-

Bardzo. Trenujemy więcej - nie pod względem czasowym, ale mamy więcej różnorodnych zajęć. Fitness - my mamy go 4 razy w tygodniu a tutaj może 2. Dlatego też chodzę bardzo często sama więcej, bo tego potrzebuję. Trochę też to wygląda inaczej jeśli chodzi o kolejność, bo rano mamy godzinę fitnessu, potem przyjęcie a potem normalny trening, ale to jest kwestia kultury siatkarskiej. Wszędzie jest inaczej. Teraz wszyscy patrzą jak to się robi w Brazylii, żeby wygrać, ale tak naprawdę Bernardo Rezende zanim objął reprezentację Brazylii, objechał pół świata, żeby zobaczyć jak trenują Koreanki, jak atakują Rosjanki, Włoszki i na podstawie tej wiedzy zbudował swoją szkołę. Ale to potrzeba czasu - Polska jeszcze się odbuduje i umocni swoją pozycję. Na razie to mężczyźni są wyżej, macie dobre pokolenie, ale dziewczyny na pewno będą groźne, jak tylko pojawi się jakiś trener. Ze Roberto już się mnie pytał, co ja widzę tutaj, by być przygotowanym (śmiech).

Źródło artykułu: