Amerykańskiej libero nie zobaczymy już na boisku do siatkówki. - Nie wiem, co teraz będę robić, ale cokolwiek by to nie było, postaram się to wykonywać jak najlepiej. Czy to będzie zawód trenera czy też adwokata, nie mam pojęcia, ale chcę być w tym dobra - deklaruje na łamach volleyball.it.
Stacy Sykora od połowy 2011 roku walczyła o powrót do uprawiania sportu, teraz przyszedł czas, aby definitywnie dać sobie spokój z występami. - Mój wzrok wciąż nie jest w dobrym stanie. Nie widzę najlepiej i nie mogą dawać z siebie wszystkiego. Nie mogę grać w siatkówkę, jeżeli wciąż nie widzę poprawnie - wyznaje.
Problemy wicemistrzyni olimpijskiej z Pekinu zaczęły się w kwietniu 2011 roku w Brazylii. Wtedy to w drodze na spotkanie ligowe autokar zespołu Volei Futuro uległ wypadkowi. Większość siatkarek nie doznała poważniejszych obrażeń. Inny los spotkał jednak Sykorę. Uraz głowy sprawił, że amerykańska wojowniczka przez kilka dni utrzymywana była w śpiączce. - To jest życie, zdarza się. Wypadek zmienił wszystko. Grałam bardzo dobrze, to był mój czas, a następnie... Stało się. Nie jestem smutna, bo to zdarzenie nie było zależne ode mnie. Nauczyło mnie to jednak, że trzeba żyć pełnią życia, ponieważ nigdy nie wiesz, co może ci się przytrafić. Jechałam grać o mistrzostwo, a prawie zginęłam - mówi.
- Mam ponad 20 000 wspomnień ze swojej kariery. Niektórzy uważają, że Igrzyska Olimpijskie w Pekinie są tym najważniejszym, ale one trwały zaledwie dwa tygodnie. Znacznie ważniejsza była czteroletnia droga, aby tam się dostać - stwierdza.
- Pragnę, aby ludzie pamiętali mnie taką, jaką byłam, gdy odbierałam nagrodę indywidualną podczas MŚ 2010. Niech pamiętają mój poziom gry - kończy Sykora.