Cieszę się z tego, co osiągnęliśmy - rozmowa z Wojciechem Lalkiem, trenerem Siódemki Legionovii

Trener Siódemki Legionovii, Wojciech Lalek, po niespodziewanie zaciętym spotkaniu z Muszynianką, podsumowuje rok 2012, ocenia transfer Magdaleny Saad i mówi, jak spędzi nadchodzące święta.

Dominika Baran: Jest pan po sobotnim meczu z Bankiem BPS Muszynianką Fakro Muszyna usatysfakcjonowany jednym punktem, czy może raczej zawiedziony, że nie udało się ugrać więcej?

Wojciech Lalek: Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że nikt nie spodziewał się takiego wyniku. Przed meczem nie postawiono by na rezultat 3:2 ani centa, bowiem nic nie wskazywało na to, iż możemy w tej potyczce urwać jakiekolwiek punkty
Muszyniance. Zdaje się, że nawet zwycięstwo w jednym secie było mocno wątpliwe przed rozpoczęciem spotkania. Ugraliśmy punkt, a czy można było więcej? Sam nie widziałem takiego momentu, byśmy mieli na to jakąś większą szansę. W drugim i
czwartym secie przeciwniczki miały wyraźną przewagę, od początku do końca. Może jeszcze w pierwszej fazie tie-breaka można było je przycisnąć, ale później, niestety, Mineralne kontrolowały grę, szczególnie na siatce. Siła ognia i doświadczenie były dziś zdecydowanie po stronie rywalek.

Cieszę się z wygranych partii i tego jednego punktu. W tej chwili pojawiają się dziwne wyniki w tabeli i dlatego te "oczka" wyrwane potentatom będą niezwykle ważne.

À propos dziwnych wyników - jak pan zapatruje się na sytuację, jaka miała miejsce w meczu Pałacu z PTPS-em? Już teraz mówi się o małym skandalu w Orlen Lidze.

- Nie widziałem tego meczu, ale owszem, słyszałem opinie o nim. Na razie nie dopuszczam nawet do siebie takich myśli, że na tym etapie rozgrywek można już coś układać. Wolę przypuszczać, że wynik jest po prostu efektem aktualnej dyspozycji obu zespołów i rywalizacji na boisku. Pałac zagrał akurat dobry mecz, natomiast PTPS nie pokazał swojego poziomu. Faktem jest, że wcześniejsze rezultaty nie zapowiadały takiego rozstrzygnięcia. Przyznaję, że zdziwił mnie ten wynik, ale obejrzę to spotkanie na spokojnie i wtedy dopiero będę mógł wyrobić sobie jakieś zdanie na ten temat. Na razie wolę twierdzić, że był to po prostu przypadek.

Kończy się rok 2012, więc nie mogę nie zapytać pana o jego podsumowanie. Z jednej strony wywalczył pan z drużyną awans do ekstraklasy, z drugiej, w Orlen Lidze gracie ze zmiennym szczęściem i z dzisiejszej perspektywy mógłby pan chyba powiedzieć, że mogło być nieco lepiej?

- Jeżeli patrzymy na nasze wyniki z perspektywy oczekiwań maksymalnych, to rzeczywiście, mogliśmy mieć teraz więcej punktów na swoim koncie. Jednak przy takim spojrzeniu na sprawę, trzeba zakładać, iż drużynie nigdy nie powinie się noga,
a i szczęście dopisze. Osobiście cieszę się z tego, co dotychczas osiągnęliśmy. Mam nadzieję, że dopiszemy do swojego dorobku więcej punktów, które wystarczą do spokojnego utrzymania się w lidze. Dopiero potem będziemy się martwić o to, by
zbudować skład na miarę większych sukcesów, czyli przede wszystkim pozostania w Orlen Lidze na dłużej, bez nerwów i bez liczenia punktów. Ja też mam już swoje lata i nie za bardzo sobie wyobrażam, bym musiał przeżywać kolejny taki sezon (śmiech).

Trener Wojciech Lalek uważa rok 2012 za udany w wykonaniu Legionovii; foto: legionovia.pl
Trener Wojciech Lalek uważa rok 2012 za udany w wykonaniu Legionovii; foto: legionovia.pl

W ostatnim czasie poczynił pan pewne zmiany w wyjściowym składzie. Od meczu z PTPS-em wystawia pan na przyjęciu Krystynę Michajlenko. Z czego to wynika? Z potrzeby wzmocnienia przyjęcia, które dotąd było piętą achillesową zespołu?

- Nie, nie wynika to z odbioru zagrywki. Zresztą, ostatnio ten element nieco się u nas poprawił, a w spotkaniu z PTPS-em mieliśmy najlepsze przyjęcie w swojej historii. Jeżeli chodzi o Krystynę, to zazwyczaj ją chowamy przy serwisie rywala,
a pozostałe zawodniczki muszę pokryć jej strefę. Moim zamierzeniem było, by przede wszystkim zwiększyć siłę zespołu w ataku. Dotąd kończyliśmy zbyt mało piłek i stąd taka próba zmiany ustawienia. Na szczęście, daje to pewien rezultat, bo inaczej
byśmy sobie z Muszynianką nie poradzili i raczej nie mielibyśmy szans, by o cokolwiek powalczyć.

Czy z perspektywy tych kilku już spotkań dobrze ocenia pan transfer Magdaleny Saad i jej wprowadzenie się do zespołu? Czy pomogła drużynie, właśnie w tym newralgicznym elemencie, jakim jest przyjęcie?

- Zdecydowanie pozytywnie oceniam ten transfer. Magda wniosła dużo dobrego do gry zespołu, ale ja również cenię sobie tę dobrą energię, jaką zaraża zespół. Jest to bardzo żywa zawodniczka, a przede wszystkim zupełnie nowa w tej grupie dziewczyn. Ta chemia jest niezwykle ważna, bo dotąd jej nie mieliśmy. Drużyna była momentami nieco śpiąca. Te siatkarki znają się już bardzo długo i długo też ze sobą grają, dlatego czasem na boisku nie było tej potrzebnej energii i motywacji. Przyjście Magdy nie tylko wzmocniło więc całą defensywę, ale także wniosło nowego ducha i z tego jestem niezmiernie zadowolony.

Za takiego dobrego ducha uchodzi chyba również Natalia Maciejczyk? Ta siatkarka niezwykle ekspresyjnie wyraża swoją radość po udanej akcji, a ostatnio dostaje coraz więcej szans i świetnie się spisuje.

- Zgadza się. Natalia już wcześniej mogła się pokazać, jednak ostatnio trochę chorowała. Niestety, mamy ciągle kłopoty przeziębieniowe. Z Muszynianką zagrała rzeczywiście dobre spotkanie, wyszła nawet na plus 10. Jest cenną zawodniczką dla
tego zespołu i w następnym meczu też dostanie swoją szansę, bo na nią zapracowała i zasłużyła.

Przed nami dłuższa przerwa w rozgrywkach. Jak drużyna spędzi ten okres międzyświąteczny? Zasłużony urlop?

- Owszem, dziewczyny rozjadą się do domów, mają całe święta wolne i mogą je spędzić z najbliższymi. Długo na to czekały i zasłużyły sobie na urlop. Jednak już cały okres między świętami a Nowym Rokiem pracujemy tutaj we własnej hali, dwa razy
dziennie.

Czy taki urlop przysługuje także trenerowi?

- Tak, jadę do rodziny i nie mogę się już doczekać nadchodzących świąt.

Źródło artykułu: